5 października 2020 By GÓRY & ULTRA, Slider With 3399 Views

Odkryłem siebie na nowo | Rozmowa z Rafałem Kotem po pokonaniu GSB w 107 godzin i 19 minut.

„Odkryłem siebie na nowo. Z jednej strony okazało się, że też jestem człowiekiem z wszystkimi swoimi słabościami, z drugiej, że gdzieś tam drzemią niebywałe pokłady siły i determinacji, których nie byłem świadomy.” Zapraszamy na rozmowę z Rafałem Kotem (Góral z Mazur), który ustanowił FKT (107 godzin i 19 minut) na Głównym Szlaku Beskidzkim.

————————————————————————

5.10.2020 r.

Monika Bartnik: Ogromne gratulacje! Za wynik, za determinację i włożony wysiłek, za inspirację i motywację dla innych. Pierwsze pytanie, jakie przyszło mi do głowy, odnosi się właśnie do motywacji. Co nam siedzi w tyle głowy, że chcemy podejmować takie wyzwania, jakie mamy motywacje, po co to robimy? Czy stawiałeś sobie takie pytania przed ruszeniem na trasę? Dlaczego chciałeś ruszyć na Główny Szlak Beskidzki?

Rafał Kot: Motywacja – to ważne pytanie. Może właśnie to nas definiuje jako ludzi – że jesteśmy w stanie podejmować wysiłek i trud niezrozumiały dla innych żyjących istot. Trud teoretycznie irracjonalny, który w wielu wypadkach z góry jest skazany na prawie pewną porażkę. Ale dopóki jest cień nadziei, to trzymamy się go kurczowo i realizujemy te nasze cele niemalże udowadniając że niemożliwe rzeczywiście nie istnieje.

MB: Zanim czegoś nie spróbujemy to możemy tylko gdybać jak będzie. To był Twój pierwszy tak długi dystans. Przed startem najbardziej obawiałeś się pogody, gubienia trasy i czy żołądek sobie poradzi. O pogodzie za chwilę 🙂 Co poza pogodą dało Ci najbardziej w kość? Czy było coś, czego zupełnie nie przewidziałeś?

RK: No właśnie, okazuje się, że dobrze przewidziałem czekające na mnie trudności i zagrożenia – kłopoty z nawigacją, szczególnie w nocy przy tej pogodzie i mgle oraz problemy z żołądkiem mocno dały się we znaki. Poza tym, ta nasilająca się kontuzja stawu skokowego… No i na koniec kompletna utrata motywacji właśnie i wiary w sukces – czyli dotarcie do końca szlaku w Wołosatym. Na szczęście w porę udało się pozbierać.

MB: Który z odcinków był dla Ciebie najtrudniejszy i dlaczego?

RK: Obawiałem się mocno nocnej przeprawy przez Babią Górę, która akurat dla mnie okazała się całkiem łaskawa. Trudny okazał się odcinek, który dobrze znam i bardzo lubię – czyli fragment Magurskiego Parku Narodowego, zejście po nocy z Kolanina i Kamienia. Zasypiałem, kompletnie nie miałem sił… No i ostatni dzień – piękne na co dzień Bieszczady, które na połoninach robiły jakby wszystko, by mnie powstrzymać – okrutnie wiało, mżyło, chmury, mgła, później wieczór i ciemność…

MB: Jak radziłeś sobie ze zmęczeniem i sennością na trasie? Udało Ci się policzyć, ile czasu spałeś? Czy ogóle na takim zmęczeniu udaje się spać?

RK: Pierwszy „nocleg” miałem dopiero w Krościenku. Niby 2 godziny snu, ale tak naprawdę był to tylko taki zmęczeniowy letarg… Później nocleg w Kątach i ostatni w schronisku w Komańczy. Łącznie będzie gdzieś z 5-6 godzin snu lub „półsnu”. Jak sobie radziłem? Człapałem mimo wszystko, wiedząc, że jak tylko zacznie świtać, to siły wrócą.

MB: Przed startem powiedziałeś „Skoro mam próbować się z rekordem, to trzeba wykorzystać wszelkie możliwości, jakie daje support.”. Co więc dał Ci support? W których miejscach najbardziej był Ci potrzebny?

RK:  Bez supportu ta próba zakończyłaby się pewnie już po pierwszym dniu. Ok, może przemoczony i zmarznięty dotrwałbyś jeszcze do końca drugiego dnia, ale później musiałbyś się zatrzymać, by wysuszyć, ogrzać. To albo by Cię mocno spowolniło, albo po prostu machnąłbyś ręką i zakończył zmagania z ciągłymi przeciwnościami natury. Ciepłe jedzenie, opatrywanie stopy, pomoc w przebieraniu i suszeniu non stop mokrych ubrań, czy w końcu motywowanie. To była rola supportu, z której moja ekipa wywiązała się cudownie. Ukończenie przeze mnie GSB, do tego w takim czasie, to tylko i wyłącznie ich zasługa.

MB: Wróćmy do pogody. Jak to się mówi, z naturą nie wygrasz 🙂 Zrezygnowałeś z projektu w czerwcu ze względu na pogodę, a tymczasem czekały na Ciebie deszcz, wiatr, mgła, błoto… Nie żałujesz, że wtedy nie zdecydowałeś się na tę próbę?

RK: Zupełnie nie żałuję, ponieważ w czerwcu, szczególnie przy braku supportu, próba łamania 100 godzin z góry była skazana na porażkę. Wolałem spróbować w innym terminie i z supportem, by zmaksymalizować szanse na jak najlepszy wynik. Wyznaczyliśmy datę i… okazało się, że trafiliśmy na jeszcze gorsze warunki niż w czerwcu. Projekt jednak był już na tyle zaangażowany, że postanowiliśmy spróbować mimo wszystko.

MB: 107 godzin i 19 minut. Wiem, że warunki na trasie i to, co nam się może na niej przydarzyć jest nieprzewidywalne, ale… czy myślisz, że gdyby nie pogoda złamałbyś te 100 godzin?

RK: Jestem przekonany, że przy takiej dyspozycji mojej i supportu i przy odrobinie szczęścia do pogody, wynik byłby sporo poniżej 100 godzin.

MB: Przed startem na GSB, zapytany o to, jaką formę rywalizacji lubisz najbardziej odpowiedziałeś, że najbliższa Twojej sportowo-życiowej filozofii jest po prostu przygoda, bezpośredni kontakt z naturą, ta samotność i czas sam ze sobą. Czy można powiedzieć, że GSB zapewnił Ci to wszystko?

RK: Zdecydowanie, a nawet o wiele więcej. Mogę powiedzieć, że odkryłem siebie na nowo. Z jednej strony okazało się, że też jestem człowiekiem z wszystkimi swoimi słabościami, z drugiej, że gdzieś tam drzemią niebywałe pokłady siły i determinacji, których nie byłem świadomy.

MB: Zapewne wszyscy są ciekawi Twojego wyposażenia. W czym biegłeś, ile par butów zużyłeś, jaką miałeś czołówkę… Co się sprawdziło na trasie a czego Ci zabrakło?

RK: Chyba z 5 par butów – Altra Timp, Lone Peak oraz Olympus. Czołówka Ledlenser NEO10R. Niezliczone ilości skarpet, plastrów, koszulek, chyba z 4 bluzy, 4 kurtki przeciwdeszczowe z membraną, peleryna, 4 pary długich spodni, kilka par czapek, rękawiczek, buffów… Od drugiego dnia wszystko notorycznie mokre i brudne od błota, pomimo kilku warstw notorycznie byłem wychłodzony i zmarznięty. Termika organizmu szalała, kurtki z membraną nie dawały sobie rady z deszczem… Czego zabrakło? Chyba najbardziej butów z totalnie agresywnym bieżnikiem, bo brak przyczepności w Beskidzie Niskim był właśnie prawdopodobną przyczyną kontuzji stawu skokowego.

MB: Czy FKT na trasie Głównego Szlaku Beskidzkiego był Twoim pierwszym tego typu projektem? Czy zasmakowałeś w takiej formie rywalizacji i już planujesz kolejne wyzwania?

RK: Tak, pierwszym. I zdecydowanie nie ostatnim. Będą kolejne projekty tego typu i niedługo podzielę się szczegółami.

MB: Czy będziesz miał teraz możliwość odpoczynku po takim wysiłku? Jak się regenerujesz?

Planowałem jeszcze kilka biegów w tym roku, ale być może będzie to tylko na zasadzie „spotkań towarzyskich”. Zobaczymy. Na chwilę obecną nie mam ciśnienia, by ścigać się jeszcze w tym roku, ale znając siebie pewnie się gdzieś pokażę. Jeszcze przed GSB zacząłem wdrażać w życie pomysły, by nie tylko samemu biegać, ale by także inni mogli skorzystać z mojej wiedzy i doświadczenia. Na tym w najbliższym czasie także planuję się skupić.

Rafała Kota (Góral z Mazur) możecie wspierać również na portalu Patronite.pl

——————————————————————–

Rafała na trasie wspierali: 

Prosto z mety w Wołosatem Jacek ruszył na Festiwal Biegowy w Krynicy. Niestety kilka kilometrów od Krynicy miał poważny wypadek. Na szczęście jemu nic się nie stało, ale samochód nie nadaje się do użytku. Praca Jacka to praca w terenie. Samochód jest mu potrzeby do pracy. Każdy z nas zna przepiękne zdjęcia Jacka, teraz on potrzebuje naszej pomocy. Link do zbiórki >> TU

——————————————————————–

Zdjęcie „otwarciowe”: Jacek Deneka / UltraLovers

 

 

Tags : ,

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *