30 lipca 2017 By GÓRY & ULTRA, Slider With 22146 Views

Zachwycił mnie kontrast, kiedy wbiegasz z surowych gór między białe budynki, gdzie roiło się od kibiców… – mówi Andrzej Olszanowski po swoim biegu w ramach Ultra Sierra Nevada.

W dniach 14-15 lipca odbyła się czwarta edycja imprezy biegowej Ultra Sierra Nevada w Andaluzji w Hiszpanii. Zapraszamy na krótką rozmowę z Andrzejem Olszanowskim, który wystartował na dystansie 40 km.


40 km… + 2.400 m / – 1.450 m przewyższeń… +45 stopni… W którym momencie pomyślałeś sobie „całe szczęście, że nie wybrałem dłuższego dystansu”?
Od kilku tygodni walczyłem z kontuzją i do ostrożnego treningu mogłem wrócić dopiero niecałe trzy tygodnie przed startem. Akurat szczęśliwie złożyło się tak, że mieliśmy zaplanowane rodzinne wakacje w Hiszpanii, więc mogłem korzystać z okolicznych gór i przyzwyczajać się do panujących w okolicy temperatur. Jak się później okazało klimat na wybrzeżu jednak mocno odbiegał od tego, co zastałem po przyjeździe do Granady. W niecałe trzy tygodnie cudów się nie zdziała i miałem tego świadomość. Start miał być więc raczej ostrożny i jak to się mówi „na zaliczenie” jednak i to okazało się być całkiem sporym wyzwaniem. Kiedy mijali mnie szybsi zawodnicy z dystansu ultra na początku czułem złość, potem pogodziłem się z faktem, że trzeba robić swoje i skupiać się tylko na tym, co można kontrolować. Może była to też kwestia nastawienia, ale czułem, że dłuższy dystans nie byłby tego dnia najlepszym pomysłem. Zabrakłoby przygotowania.

fot. Andrzej Olszanowski

fot. Andrzej Olszanowski

Czy tylko z temperaturą biegacze mieli problem? Jak Ty radziłeś sobie z upałem na trasie? Kryzysy były?
Podobnie jak inni zawodnicy korzystałem z każdego źródła wody, jakie spotykałem na trasie. Strumienie, bajorka, mieszkańcy z wężem ogrodowym, fontanny w miasteczkach oraz podlewacze na jakimś boisku – każda okazja, żeby się schłodzić była dobra. Moczyłem czapkę, lałem wodę na plecy, żeby nasiąkł plecak, spodenki i opaski kompresyjne. Omijałem tylko co bardziej zielone zbiorniki, z których inni jednak korzystali. Przez 7 godzin biegu wypiłem około 12 litrów, a waga w domu dzień później i tak pokazała 4 kilo mniej. Przed startem stwierdziłem, że jednego softflaska biorę tylko po to, żeby w razie czego używać go tylko do schładzania się i mimo dodatkowego obciążenia uważam, że był to dobry pomysł. Był innego koloru niż pozostałe, co minimalizowało szanse napicia się wody z niesprawdzonych źródeł.

Największy kryzys mam akurat uwieczniony na zdjęciu – to końcówka dość stromego podejścia w pełnym słońcu, gdzie wydawało mi się, że wolniej już się nie da (inna sprawa, że prawie nikt mnie nie wyprzedził) brakowało siły, buntował się żołądek i nie było, gdzie ukryć się przed słońcem. Bałem się, że tak będzie do końca, a mi zabraknie siły. Zatrzymywać się tam nie chciałem, bo upał był koszmarny, a iść – nawet wolno – było bardzo trudno. Później trasa zrobiła się łatwiejsza, nawet długie i nudne asfaltowe podejście w pełnym słońcu powitałem z radością.

Co dla Ciebie było największym wyzwaniem podczas biegu? Co sprawiło Ci największą trudność?
Brak przygotowania i temperatura. Nawet lokalni zawodnicy przeklinali soczyście. Ponoć to była rekordowa temperatura.

fot. Andrzej Olszanowski

fot. Andrzej Olszanowski

A co sprawiło Ci największą przyjemność podczas biegu? Czy tylko przepiękne widoki szczytów Sierra Nevada?
Kontrast, jakiego doświadcza się wbiegając z dość ubogich w roślinność i surowych gór między białe budynki, gdzie nagle roi się od kibiców jest wyjątkowy. Dawało to niesamowitego kopa. Po raz drugi biegłem w Hiszpanii i to, co się potwierdza to niesamowita uprzejmość ludzi na punktach żywieniowych i w mijanych miasteczkach. Na ostatnim PK podeszło do mnie trzech panów – jeden zabrał bidony, drugi poszedł moczyć moją czapkę, a trzeci pytał, gdzie chciałbym być polany wodą.
Jestem też całkiem zadowolony z wyniku – w połowie byłem na 129 pozycji, by ostatecznie ukończyć jako 91, a poziom zawodów uważam za dość wysoki – klimatycznie na pewno nie jest to moje podwórko.

Maraton Sierra Nevada jest skróconą wersją Ultra Sierra Nevada. Start biegu zlokalizowany był w Quentar, a meta w Pradollano, znanym ośrodku narciarskim. Czy to była trasa zupełnie nowa dla Ciebie? A może – przynajmniej częściowo – miałeś okazję ją poznać? Czy wybierając się do Sierra Nevada wiedziałeś, czego możesz się spodziewać? Jak opisałbyś trasę biegu? Jaka jest skala jej trudności? Jak w ogóle biega się w Sierra Nevada?
Trasy nie znałem, jednak od strony technicznej przypomina ona trochę to, co widziałem na Transvulcanii czy w rejonie Malagi, który czasem odwiedzam. Na pewno trzeba uważać na kamienie – wywrotka może sporo kosztować.

fot. Andrzej Olszanowski

fot. Andrzej Olszanowski

Asfalt czy teren? Krótkie czy ultra? Jakie są Twoje ulubione „warunki biegowe”?
Teren i ultra. Lubię jak jest ciekawie.

Jak oceniasz samą organizację imprezy? Komu poleciłbyś bieg?
Każdemu, kto będzie w okolicy – jest to świetna okazja, by połączyć wakacje ze startem. Sam też pewnie tam wrócę.

Jakie masz plany biegowe na ten rok?
CCC – to mój główny start. Potem chciałbym wyleczyć kontuzję, ogarnąć się siłowo i spokojnie wejść w nowy sezon.

ultra-sierra-nevada-2017-3863504-47972-1268

W dniach 14-15 lipca 2017 r. odbyła się 4. edycja imprezy Ultra Sierra Nevada w Andaluzji w Hiszpanii, w ramach której biegacze mają do wyboru biegi na dystansach: 6 km, 40 km, 62 km i 100 km. Więcej o imprezie przeczytacie na naszej stronie >>> TU

  • Zapraszamy również na stronę biegu >>> TU
  • Zapraszamy na fan page biegu na Facebooku >>> TU
  • Zapraszamy na profil biegu na Instagramie >>> TU
  • Zapraszamy na profil biegu na Twitterze >>> TU

Tags :

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *