6 stycznia 2020 By GÓRY & ULTRA, Slider With 6752 Views

S1 Ipertrail / La Corsa della Bora 2020. Relacja Tomasza Zyśko.

„Wiem, że na Ipertrail La Corsa della Bora wrócę. Wieczorem – kiedy zdawaliśmy nasze trackery – widzieliśmy ludzi przebiegających linię mety. Wśród uczestników wielu dystansów, zobaczyliśmy faceta, który wbiegał z Ipertraila. Wiem, co on przeszedł, więc mój podziw i szacunek dla niego rośnie jeszcze bardziej. Pomyślałem „Ogromny szacunek dla tych 18 zawodników, którzy ukończyli i do cholery jasnej chcę być pomiędzy nimi!.”

   —————————————————————————————–

  • W dniach 4-5 stycznia 2020 roku odbyła się piąta edycja imprezy biegowej La Corsa della Bora, której trasy prowadzone są po urozmaiconych ścieżkach płaskowyżu Carso (Kras), położonego na pograniczu Włoch i Słowenii. W ramach imprezy odbywają się biegi na dystansach: 11 km, 21 km, 57 km, 164 km.
  • Co dwa lata organizowany jest również specjalny bieg, którego trasa za każdym razem jest inna. W tym roku 173-kilometrowa trasa S1 Ipertrail prowadziła z miasteczka Gorizia, przez góry Słowenii, aż do Triestu.  Zawodnicy mają do pokonania 173 km z łącznymi przewyższeniami 8730 m+ i limitem czasu 45 godzin.
  • Na liście startowej tegorocznego S1 Ipertrail było 73 biegaczy, w tym piątka zawodników z Polski – Julita Ilczyszyn, Magdalena Wróbel, Paweł Kornosz, Marek Rybiec oraz Tomek Zyśko. Bieg ukończyło tylko 18 osób.

  ——————————————————————————————-

Tekst: Tomasz Zyśko
Zdjęcia: Marek Rybiec, Julita Ilczyszyn, Magdalena Wróbeli Paweł Kornosz oraz parę przygodnie spotkanych osób.

Tomasz Zyśko na trasie S1 Ipertrail 2020.

Bieg

Zacznijmy od tego, że to, co zwiemy biegiem – biegiem wcale nie jest. S1 Ipertrail to raczej – rozgrywany na zmiennej co 2 lata trasie – pierońsko ciężka przeprawa przez góry, która liczy sobie około 180 km. Do tego należy dodać, że w intencji organizatorów, ukończyć mogą go tylko najsilniejsi. Limity czasu na poszczególnych punktach są mocno wyśrubowane – więc, aby zdążyć zmieścić się w limicie nie można tylko spacerować z kijkami po górach. Aby załapać się w limicie czasowym od początku trzeba bardzo mocno patrzyć na zegarek i „cisnąć” tam, gdzie tylko można („cisnąć” to znaczy od kilometra w tempie 4:30 po 50 minut – wszystko zależy od terenu).

 

Julita Ilczyszyn i Magdalena Wróbel na trasie S1 Ipertrail 2020.

Góry, przez które się biegnie są bardzo specyficzne. Bezwzględna ich wysokość nie jest zbyt duża, gdyż oscyluje pomiędzy 1200 a 1300 m n.p.m. Więc – z perspektywy fotela – można byłoby uważać, że to takie nasze Beskidy bądź też Bieszczady. No i tutaj mamy pierwszy błąd w założeniach przy przygotowaniu się do tego biegu. Góry – mimo że niewysokie – są bardzo strome i kamieniste. Nachylenie stoku nierzadko przekraczało 50-60 stopni, a poruszanie utrudniały kamienie i skały, którymi usiane są te góry. To czyniło je pozbawionymi klasycznych polskich ścieżek, którymi niejedne zawody są rozgrywane, pozwalające na podbiegi i zbiegi.

Tutaj większość więc trailu to wspinaczka bądź też ostrożne schodzenie tak, aby się zbytnio nie porozbijać. Jeśli biegniesz zbyt długo, to znaczy, że zgubiłeś szlak i musisz się cofnąć. A to kolejna specyfika tego biegu – szlak nie jest oznaczony, a jedyne, co posiadasz to „track- ślad” w GPS. Nie raz i nie dwa zdarzyło mi się cofać, aby powrócić na szlak lub szukać wyznaczonej ścieżki w nocy pośrodku skalnego rumowiska. Nawigacja i wybór trasy nie jest intuicyjny i oczywisty – w zasadzie jeśli widziałeś najmniejszą ścieżkę oznaczało to, że trzeba sprawdzić GPS, którą z dróg należy wybrać.

Moja polisa ubezpieczeniowa

Startowałem w wielu imprezach, które lubią określać siebie mianem „najcięższe na ziemi”. Tak więc, skromnie mówiąc, mam możliwość porównania ze sobą przynajmniej subiektywnej skali trudności wyzwania. Na żadnej z tych imprez nie odpadłem, ze względu na limit czasu, a tutaj tak. Po prawie 100 kilometrach walki ze sobą, zimnem, warunkami i zmęczeniem spóźniliśmy się (my, czyli ja i Paweł Kornosz) po 26 godzinach nieustannego wysiłku o 15 minut na punkt kontrolny. Nawet jeśli załapalibyśmy się na limit, to i tak kontynuacja byłaby ciężka bądź też niemożliwa. Potrzebujesz chwili, aby się przebrać, przygotować i ogrzać, gdyż drugiej nocy w górach znajdujesz się na granicy hipotermii. I mimo że zrobiliśmy trzy z pięciu etapów, że pokonaliśmy 5600 m przewyższeń na 8,7 tys. to bez 20-minutowego postoju na przygotowanie siebie nie zdecydowalibyśmy się wyjść na trasę. O skali trudności świadczy fakt, że tegoroczną edycję biegu ukończyło 18 osób na 76 tych, którzy podjęli rękawicę. A nie ma tu przypadkowych osób. Aby zakwalifikować się na ten bieg, organizatorzy przeprowadzają z Tobą rozmowę starając się (tu należy wybrać) zniechęcić bądź też uświadomić, na co się porywasz. Bo jeśli chcesz przebiec „stumilaka” można to zrobić znacznie prościej niż wybierać się do Włoch i Słowenii po to, aby pobiec na Ipertrail.


Podczas biegu miałem parę razy autentyczny dylemat, czy ogólne warunki ubezpieczenia obejmują śmierć w wyniku nieszczęśliwego wypadku na trasie biegu ultra. Pierwszy raz, gdy o tym pomyślałem był to moment podczas wspinaczki skalnej na szczyt pierwszoetapowej góry. Oczywiście żadnego zaznaczonego szlaku nie było, a jedynie wgrana trasa na GPS. A tam nawet jeśli skalę odległości ustalisz sobie na 1 cm odpowiada 30 metrom w rzeczywistości to 3 metry na skale nachylonej o 60 stopni (co jest normalnym błędem pomiaru) robi wielką różnicę.

Tak więc siedząc na półce skalnej, przyciskając się do granitu ściany zastanawiałem się nad warunkami mojej polisy na życie. Boję się ruszyć, nie wiem, którędy iść dalej, jest ciemno i zimno. Dzięki bogu na dole widzę światła czołówki – znaczy się, ktoś idzie. Zajęło to dobre pół godziny jak pojawił się Włoch, z którym wspólnie zaczęliśmy się zastanawiać, którędy iść dalej.
Kolejna sytuacja to zbiegi kamienistymi ścieżkami po grani góry – z prawej masz masyw, z lewej przepaść, a ty starasz się pozorować bieg po kamieniach. Nagle jedna lewa noga traci przyczepność i zaczynasz się zsuwać po zboczu. Ręce w atawistycznym odruchu chwytają się gałęzi, na której podciągasz się do góry. Więc staję znowu na szlaku i trzeba ruszać dalej, mimo że serce łomocze z przerażenia – przecież nikt z góry Cię nie zdejmie. Biegnę więc dalej.

Atak szczytowy


Z Pawłem Kornoszem postanowiliśmy trzymać się razem. Drugi punkt kontrolny opuszczamy o 18:45, a limit czasu na pokonanie 21 kilometrów kończy się o 1:15 w nocy. Wiemy, że noc będzie bolała. Pierwsze to brak snu (jest to druga noc), drugie to zmęczenie, a trzecie to temperatura. Spada ona gwałtownie, a do tego jak wyjdziesz powyżej linii lasu wiatr dotkliwie nas smaga. Wspinamy się na najwyższą górę, jaka jest na całej trasie – 1292 m n.p.m. Paweł sprawdza wysokość – jesteśmy na 950 metrach. A tutaj szlak prowadzi w dół, więc schodzimy znowu na 850 metrów i znowu podejście. Noc, ciemno i zimno, oświetlamy trasę czołówkami, głęboko w sercu nicości. I znowu podchodzimy do góry – jesteśmy już na wysokości 1100 m i nagle gubimy szlak. Stoimy na łące pomiędzy skałami, wiatr dmie, a my staramy się znaleźć ścieżkę w gęstej wysokiej i zmrożonej trawie. I świadomość taka, że to znowu nie jest szczyt, gdyż z trasy wynika, że powinniśmy zejść. W ciemności widzimy górę pokrytą czapami śniegu, a po głowie chodzi mi myśl następująca: „k..wa, jeśli każą nam się wspinać po skałach pokrytych śniegiem i lodem ja odpuszczam i schodzę – nawet jeśli mam się wracać 10 kilometrów, to nie będę ryzykował wspinaczki w takich warunkach”. Dzięki bogu za następnym podejściem (czyli po godzinie) widzimy światła schroniska, więc to oznacza szczyt. Tam szybka herbata (ze względu na limit czasu – mamy nadzieję, że uda nam się jeszcze zejść – jest 23:30, więc mamy tylko godzinę 45 minut) i z ciepła domu wychodzimy na noc. Wiatr się zmaga, a my docieramy do szczytu wzniesienia. Zimne podmuchy przeszywają nas i mimo że jesteśmy ubrani ciepło, z kapturami na głowie, to mamy dreszcze. Ścieżka idzie wzdłuż grani, a co silniejszy powiew wiatru to mamy uczucie, że chce nas zepchnąć w przepaść. Ręce staram się ogrzać jakoś, ale z palcami jest najgorzej – chłód ogarnia je tak, że aż boli. Żałuję, że ciepłe rękawice zostały w pudełku z rzeczami.
Ze szczytu wycofujemy się dobre pół godziny, by zacząć schodzić po „pionowej skale w dół”. Nie da się przyśpieszyć, jest stromo i ciemno, a każde poślizgnięcie się i upadek to ryzyko poważnych połamań. Gdy jest 00:45, a my mamy jeszcze do dołu 800 metrów narasta w nas decyzja, aby wycofać się niezależnie od tego, czy będziemy, czy też nie w limicie. Wiemy, że na limit nie mamy co liczyć. Kluczymy o pierwszej w nocy po jakimś rumowisku skalnym, co chwilę gubiąc ślad GPS – to podcina nam skrzydła.

Podziękowania

Od lewej: Tomasz Zyśko, Gulia, Paweł Kornosz

Organizatorzy dawali taką możliwość, aby wystartować i finiszować z osobą niepełnosprawną. Tak poznałem Gulię, z która wspólnie przebiegliśmy pierwsze 2 kilometry biegu. Gulia ma 23 lata i jest osobą niewidomą. Startujemy wspólnie, trzymam ją za rękę i biegniemy razem. Rozmawiamy.
Gulia jest ze mną na punktach kontrolnych, opiekuje się pudełkiem z moimi rzeczami i pomaga mi ogarnąć się ze zmiana ubrania, przygotowaniem jedzenia z liofiliatu. Bariera języka, wieku i percepcji (Gulia odbiera świat dźwiękami) znika. Ja i ona cieszymy się, gdy możemy się zobaczyć na kolejnych punktach. Gdy schodzimy Gulia otrzymuje od nas czapkę z orzełkiem i staje się honorowym uczestnikiem polskiej grupy biegowej.

Całego tego szaleństwa nie byłoby gdyby nie Marek Rybiec. To był jego pomysł i to on nakłonił nas wszystkich do tego, aby pojechać wspólnie i spróbować wystartować. To nasza trzecia wyprawa i mam nadzieję, że nie ostatnia, a tu we Włoszech mamy parę rachunków do wyrównania z S1 Ipertrail.

Marek Rybiec na trasie S1 Ipertrail 2020.

Ogromne podziękowania dla Pawła Kornosza – o bieganiu można opowiadać, można je planować, ale najfajniej jest wspólnie pobiegać. Te godziny, które spędziliśmy razem w górach walcząc i brnąc do przodu to na pewno coś, co niesłychanie łączy. W ultra nawet nie chodzi o to, aby biegać tak samo – ale o to, by współpracować razem i tak, z mojej strony myśmy działali.

Podziękowania dla Julity Ilczyszyn i Magdy Wróbel za wspólnie spędzany czas, humor, towarzystwo i pomoc, którą od Was dziewczyny dostałem.

Wiem, że na Ipertrail wrócę. Wieczorem – kiedy zdawaliśmy nasze trackery – widzieliśmy ludzi przebiegających linię mety. Wśród uczestników wielu dystansów, zobaczyliśmy faceta, który wbiegał z Ipertraila. Wiem, co on przeszedł, więc mój podziw i szacunek dla niego rośnie jeszcze bardziej. Pomyślałem „Ogromny szacunek dla tych 18, którzy ukończyli i do cholery jasnej chcę być pomiędzy nimi!.”

Jeśli podobał Ci się ten opis bądź też uważasz, że to, co robię ma sens – prośba o wpłatę na poczet zakupu ortez dla Jasia Walos https://zrzutka.pl/b9ew6z

———————————————————————————–

Na czym polega wyjątkowość biegu S1 Ipertrail?

  • Po pierwsze, na bieg nie można się tak po prostu zapisać. Rejestracja jest ograniczona i każde zgłoszenie rozpatrywane jest indywidualnie.
  • Po drugie, biegniemy na nieoznakowanej trasie, z GPS.
  • Po trzecie, strategia biegu zakłada całkowitą samowystarczalność na odcinkach górskim i krasowym oraz pomoc w punktach odżywczych, ale bez możliwości zmiany sprzętu na odcinku nadmorskim. Sprzęt biegacza jest przechowywany w pudełkach i przenoszony co 30 km aż do 110 km – pudełko musi zawierać żywność i sprzęt. Tradycyjne punkty odświeżania są zlokalizowane do 110 km. Na punktach odżywczych będzie obsługa w razie sytuacji kryzysowych i przewidzianych kontroli, ale wszystkie rzeczy, których biegacz będzie potrzebował podczas biegu (żywność itp.) trzeba mieć we wcześniej przygotowanym pudełku. Innymi słowy, jeżeli nie ma czegoś w pudełku, nie ma możliwości uzupełnienia zapasów na punkcie.
    Bieg podzielony jest na 3 części: 1. odcinek górski na wysokości ponad 1000 metrów / 2. odcinek Karisc z przejściem w rejonie Škocjanske Jame (zapierające dech w piersiach jaskinie) / 3. odcinek nadmorski, prowadzony wzdłuż grzbietu zatoki w Trieście
  • Kolejny bieg specjalny w ramach La Corsa della Bora odbędzie się w 2022 odbędzie się bieg na trasie z Chorwacji do Włoch przez wyżyny Ciciaria.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *