2 listopada 2024 By GÓRY & ULTRA, Slider With 1501 Views

Maciej Smerecki: Od cieniasa do ultrasa. Moje przygotowania do Łemkowyna Trail 150 km [relacja]

„Dobra. Mam rok na przygotowanie. Trzeba dobrze to rozegrać. Zaplanować starty kontrolne, ale nie za dużo. Tak co 2-3 miesiące, żeby wiedzieć, na co mnie stać.” – o przygotowaniach do startu na dystansie 150 km w ramach Łemkowyna Trail 2024 pisze Maciej Smerecki.


2.11.2024 r. / Autor: Maciej Smerecki

Każda historia ma swój początek i koniec. Moja zaczęła się w 2016 roku, kiedy po przebiegnięciu Łemko Maratonu obserwowałem w Komańczy tych nadludzi, herosów, którzy po 150 kilometrach trasy prowadzącej przez Beskid Niski docierali na metę umęczeni, ale jednocześnie jakże szczęśliwi i spełnieni.

Wtedy zaświtało mi w głowie, że ja, mały żuczek, umierający teraz po przeczłapaniu 48 kilometrów, chciałbym kiedyś poczuć to, co oni. Dodatkowo, niedługo później, w podziękowaniu za pomoc w organizacji ŁUT, otrzymałem od Orgów Gabrysi i Krzyśka bluzę Finishera z poprzedniej edycji. Nieswojo jednak się czułem ubierając ją na siebie. Przyrzekłem sobie, że kiedyś sam sobie taką bluzę “wybiegam”  

I oto po kilku latach stopniowego dążenia do celu, po wzlotach i upadkach, zwyżkach i spadkach formy, po złamaniu zmęczeniowym, powrocie do biegania, powrocie do ultra… Nadejszła wiekopomna chwila


Decyzja o starcie w Łemkowyna Trail 150 km

Decyzja zapadła praktycznie zaraz po starcie zapisów. Zadzwonił do mnie mój biegowy brat bliźniak, Radek i powiedział: 

– „To co? Trzeba w końcu pier…nąć tą 150-tkę”   

No i kilka dni później nasze nazwiska pojawiły się na liście startowej. Trzeba było wziąć się do roboty, bo opłacenie biegu jeszcze bardziej zmotywowało.


Przygotowania do Łemkowyna Trail 150 km

Dobra. Mam rok na przygotowanie. Trzeba dobrze to rozegrać. Zaplanować starty kontrolne, ale nie za dużo. Tak co 2-3 miesiące, żeby wiedzieć, na co mnie stać. Na wiosnę Dziki Groń w Szczawnicy. W lecie Kamień Dwernik Trail i Pogórze Ultra Trail. Po wakacjach RAWki na surowo. 

Jesień to baza. Basen, sauna, stability, ćwiczenia wzmacniające, suplementacja, stopniowe kompletowanie sprzętu. Wszystko powoli i na luzie, ale systematycznie.

Cały ten rok poprzedzający start był podporządkowany temu jednemu wydarzeniu. Cały cykl przygotowań, który sam sobie ułożyłem i którego pilnowałem. Wszystkie godziny spędzone na treningach, startach w zawodach, rozmyślanie, planowanie, projektowanie… Plakat “Łemkowyna” Kamili Trochanowskiej, który zawisł w korytarzu, codziennie przypominał o tym, do czego dążę. Nie było wymówek. Leje? Zimno? Mokro? Zmęczony? Trudno. W październiku też lekko nie będzie

Każdy start był testowaniem nowych rozwiązań, które mają przynieść wymierną korzyść w październiku. Rurki we flaskach, nowe kije, nauka ich składania, rozkładania i mocowania w biegu, nowe buty, kamizelka, kołczan, wreszcie nowy styl żywieniowy.


Żywienie przed startem

W lutym przeszliśmy z żoną na Keto. Była to jakże trafna decyzja. Zrzuciłem 10 kg i zacząłem biegać z taką lekkością, jakiej nie miałem nigdy dotąd. Mało tego, czerpiąc energię z tłuszczu przestałem mieć problemy typu ściana, odcięcie, brak paliwa. Moja żona została moją dietetyczką i do samego końca już pilnowała tego, co i ile jem, jakiej to jest jakości. Ostatnio powiedziałem nawet, że jak będzie mnie tak żywić, to mogę 150-tki biegać co miesiąc

Od maja pozostaję na diecie Low Carb, dzięki której wyrobiłem w sobie taką elastyczność metaboliczną. Organizm potrafi spalać węgle, gdy tylko ich dostarczę, po czym szybko przechodzi znów na spalanie tłuszczy. Cały sezon biegałem z kiełbasą, boczkiem czy kabanosami w kamizelce. Często robiłem treningi na czczo. Poczułem się pewnie zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Cały okres przygotowań to również suplementacja  (elektrolity, witaminy i kolagen na moje krzywe, stare i trzeszczące kolana).


Trening głowy

Od pewnego czasu zacząłem projektować wszystko w swojej głowie. Trening głowy w bieganiu ultra jest chyba jeszcze ważniejszy niż wszystko inne. Według zasady: “wszystko powyżej  40 kilometrów biega się głową”. 

Ja miałem to szczęście, że po początkowym olbrzymim strachu, otrzymałem przeogromne wsparcie mojej najwspanialszej żony Gosi Bez niego nie miałbym takiego komfortu trenowania z tak spokojną głową. Przestałem zastanawiać się, “czy ja to zrobię”. Zacząłem projektować w swojej głowie, “jak ja to zrobię”. 


Rekonesans trasy

Trasę od Chyrowej jakoś kojarzyłem (biegłem już ŁUT30, ŁUT48 i ŁUT70), w okolicach od Cergowej do Wisłoczka trenuję na co dzień. Rekonesans pierwszej części trasy dał mi wiedzę na temat tego, co i gdzie mnie czeka. Gdzie mogę sobie pozwolić na przyciśnięcie, a gdzie fantazja nie może mnie ponieść. Przede wszystkim odkąd zacząłem używać kołczanu na kije w nowej kamizelce wiedziałem teraz, kiedy opłaca się je chować, żeby dać odpocząć rękom. Wszystko na treningach i tegorocznych startach zadziało się po coś – by na Łemkowynie nic mnie nie zaskoczyło. Bym był przygotowany na wszystko. 


Support podczas Łemkowyna Trail 150 km

O tym, że chciałbym mieć Gosię na każdym punkcie wiedziałem od początku. Antek? Też super, ale dwie noce będzie dla niego męczące. Potrzebuję do Gosi kogoś, kto będzie trzeźwo analizował wszystko na bieżąco, kto zachowa zimną krew, kto bez emocji podejmie decyzję i ogólnie złoży to wszystko do kupy. 

Michał. Kumpel z młodości, rok temu robiliśmy wspólnie rowerową R10-tkę… On będzie odpowiedni. Zadzwoniłem, pogadałem… Zgodził się bez namysłu.


Przed startem

Ostatnie 2 tygodnie to ciągłe siedzenie nad tabelką Excela, którą sam sobie stworzyłem i którą pieczołowicie analizowałem i uzupełniałem. Cel był ambitny od samego początku. Czuję się silny. Czuję, że jeśli wszystko będzie dobrze, jestem w stanie zrobić to w 24 godziny. Ambitnie. WOW, jak mówili niektórzy. Ale ja chciałem mieć realny cel i takiego się trzymałem. Połapałem sobie czasy poszczególnych odcinków na podstawie treningów, do każdego dodałem po 2 minuty na kilometr, dodałem po 5 minut postoju na 4 punktach, po 10 minut w Bartnem, Chyrowej i Puławach i… 

Gosia: „No i? Co Ci tam wyszło?

Ja: „Że zrobię to w jakieś 19,5 godziny”

Gosia: “Chyba Cię poje…o”.

No więc dodałem kolejne minuty do każdego kilometra, do każdego postoju, a potem jeszcze kolejne… aż w końcu w tabelce w kolumnie “czas na trasie” pojawiło się 24:00. Teraz tylko zachcianki dla mojego supportu, żeby wiedzieli, co i ile mogę chcieć (piwo Duklanka 0%, Skyr owocowy, Ayran, suszona wołowina, kanapka z majonezem, nawet ogórki kiszone), obgadać to wszystko z nimi i wyjaśnić… No i chyba jestem gotowy.

Cały ten proces projektowania, analizowania i przygotowania dał mi bardzo dużą pewność siebie. I tego właśnie potrzebowałem na starcie.


Przeczytaj również „Od cieniasa do ultrasa. Mój start w Łemkowyna Trail 150 km”.


Jesteś naszym Czytelnikiem?
Dołącz do naszych Patronów i w ramach Patronite.pl wspieraj rozwój portalu ruandtravel.pl.

Tags : ,

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *