“Biegi długodystansowe są dla mnie sposobem na życie. To życiowa pasja, dzięki której mogę również podróżować, co uwielbiam!” Michał Leśniak – w naszym cyklu “Mój debiut” – opowiada o starcie na nowym dla niego dystansie 100 km podczas Jurassic Coast 100.
5.07.2023 r.
Chcesz podzielić się swoim doświadczeniem i wrażeniami z debiutu na nowym dla Ciebie dystansie? Czekamy na Twoją opowieść. Napisz do nas: office@runandtravel.pl
Monika Bartnik: Jeszcze w maju miałeś przed sobą pierwszy raz na dystansie 85 km… Przyszedł czerwiec, a Ty już możesz mówić, że jesteś “prawdziwym ultrasem”, bo dla niektórych ultra zaczyna się na 100 km. Ba! Ty tę setkę – z czasem 10:47:51 – wygrałeś! Czy dopiero teraz – po starcie w Jurassic Coast 100 – czujesz się prawdziwym ultrasem?
Michał Leśniak: Zdania są podzielone. Dla jednych jesteś prawdziwym ultrasem po przekroczeniu dystansu powyżej maratońskiego, a dla innych dopiero po przekroczeniu setki. Co ja myślę? Tak, teraz jestem w końcu prawdziwym ultrasem, a przebiegnięcie pierwszej setki ma dla mnie duże znaczenie i, co najistotniejsze, przekroczyłem kolejną barierę.
Na debiut na dystansie 100 km wybrałeś Jurassic Coast 100. Czy możesz opowiedzieć naszym czytelnikom coś więcej o samej imprezie?
Michał Leśniak: Jurassic Coast 100 to bieg wzdłuż wybrzeża jurajskiego w południowo- zachodniej Anglii. Jest to impreza lokalna, organizowana przez moich biegowych kumpli z ekipy Climb South West, którzy zajmują się przede wszystkim organizowaniem kursów wspinaczki skałkowej, alpinizmu i organizacją biegów terenowych ”na moich przepięknych terenach”.
W ramach imprezy do wyboru jest kilka dystansów, od 120-milowej przygody poprzez 100 mil, 100 km, 50 km i 30 km (biegu, który nazywają fun run). Start setki zlokalizowany jest w Nothe Fort – forcie, który jest największą atrakcją miasta Weymouth.
Jaka jest 100-kilometrowa trasa Jurassic Coast 100?
Michał Leśniak: Trasa na papierze wygląda dosyć łatwo. Najwyższy punkt ma ”zaledwie 150 m”, ale … przypomina rząd zębów piły do metalu ze stałymi stromymi wzniesieniami i spadkami. To potrafi naprawdę mocno zmęczyć. Trasa biegu prowadzi wzdłuż krawędzi klifu szlaku przybrzeżnego i gromadzi ponad 3000 m+ przewyższeń.
Co podczas tak długiego biegu okazało się dla Ciebie największym wyzwaniem? Czy wszystko poszło zgodnie z Twoim planem i strategią na bieg? Czy coś Cię zaskoczyło?
Michał Leśniak: Największym wyzwaniem był czas trwania biegu, sam dystans i to, że biegłem przez całą noc. Przed biegiem wydawało mi się, że nic mnie nie zaskoczy, bo przecież zrobiłem rekonesans trasy, co wiązało się z 3-godzinną podróżą w jedną stronę. Znałem dość dobrze zarówno trudne, jak i łatwie odcinki… Wiedziałem, co mnie czeka… A jednak trasa zaskoczyła mnie swoją trudnością!
Po wpadce na Węgrzech tym razem ruszyłem z głową. Miałem biec spokojnie, bez szarpania i obserwować, co się dzieje z przodu. Już po pierwszym kilometrze zgubiłem całą ferajnę, prawdopodobnie ja lub grupa pościgowa pomyliła trasę. I tak aż do 3 km biegłem sam, do czasu… Potem to ja zgubiłem trasę na chwilę i ponownie biegliśmy z dwoma zawodnikami razem. Na pierwszym punkcie (20 km) zameldowałem się pierwszy z lekka przewagą. Zapadła noc.
Przede mną był 7-km żmudny odcinek po kamienistej plaży, który wyssał całą moją energię. Nogi po 30 km miałem już załatwione… a przede mną było jeszcze 70 km i ta druga połowa była dużo cięższa. Na 36 km na punkcie odżywczym sięgnąłem po zbawienną zupę cebulową, która postawiła mnie na nogi i chroniła przed problemami żołądkowymi.
Nadszedł 50 km, a wraz z nim najbardziej upierdliwy techniczny odcinek po ”single track” w lesie. Na moje nieszczęście straciłem mocne światło w czołówce Petzl Nao PLus. Czołówka wytrzymała na pełnych obrotach jedynie 4.5 h. Dobrze, że miałem spakowaną zapasową czołówkę. Przetrwałem ten odcinek biegnąc bardzo uważnie. O godzinie 3 nad ranem byłem sam w ciemnym lesie, i nagle przede mną pojawiła się postać… nie powiem, miałem miękkie nogi, a to był strach na wróble, w środku lasu.
Bez większych kryzysów dotarłem do dwóch kolejnych punktów odżywczych i wtedy dowiedziałem się, że dwójka zawodników powoli mnie dochodzi i przewaga topnieje… Tak naprawdę jeden ze znajomych wolontariuszy podpuścił mnie do jeszcze mocniejszego wysiłku. Udało mu się! Po 70 km przyspieszyłem, atakowałem każde małe i duże wzniesienie. To były moje małe Mistrzostwa Świata. Celem było zmieścić się w czasie 10-11h. Udało się! Finalnie dobiegłem z czasem 10.47, co okazało się nowym rekordem trasy.
W swoich social mediach napisałeś, że bieg potraktowałeś jako dobre przetarcie przed startem w tegorocznym UTMB. Co udało Ci się przetestować i sprawdzić? Czy teraz czujesz się pewniejszy przed startem na koronnym dystansie UTMB?
Michał Leśniak: Tak, ten bieg razem z trenerem Kamilem potraktowaliśmy jako przetarcie przed UTMB, przede wszystkim dlatego, że odbywał się nocą.
- Udało mi się przetestować sprzęt, który użyję we Francji. Mam na myśli czołówkę Petzl Nao Plus, która spłatała mi figla na 50 km. Zegarek Garmin Fenix 7 pro – tu akurat ważna jest dla mnie wytrzymałość baterii oraz możliwość wgrania mapy. Mimo tej funkcji wciąż się gubię!
- Kurtka wodoodporna ultra cienka Inov 8 raceshell oraz ciepła ultra cienka oddychająca bluza firmy Compressport pro, których nie użyłem, bo były super warunki pogodowe. Świetny i bardzo wygodny, dodatkowo pojemny, plecak Salomon Sense Pro 10.
- Oprócz sprzętu testowałem żywienie. Już wiem, że na samych żelach (wybór padł na Mountain Fuel) nie przebiegnę biegu 170-kilometrowego. Bardzo dobrze reagowałem na ciepłe posiłki podczas wyścigu. Zupa cebulowa i kurczak, ziemniaki i ciepła fasola robiły fantastyczną robotę.
Jak się przygotowywałeś do swojej pierwszej setki? Jak to jest, kiedy brat trenuje brata? 🙂
Nie przygotowywałem się specjalnie pod setkę. Jestem w trakcie przygotowań pod UTMB, a zielone światło dostałem 2 tygodnie przed startem. Wpadłem na pomysł, że taki bieg byłby dobrym przetarciem pod 170 km, zwłaszcza, że odbywa się nocą. Pomysł został zaakceptowany.
Brat Trener? Szczerze? Mamy do czynienia z dwoma przeciwnym charakterkami. Jest wybuchowo, ale też nie ma ściemy. Trzeba zrobić robotę! Zawsze lubiłem kombinować, a Kamil często sprowadza mnie na ziemię. Brat zna mnie na wylot. Wie, co jest moją słabą a co mocną stroną, co jest dla mnie dobre czy też nie. Jest kontrola. Potrafi ”krzyknąć”, kiedy coś zawalę. Dzięki niemu powoli ogarniam się i staję się ”lepszym ultrasem”.
Co poradziłbyś tym, którzy pierwsze 100 km mają jeszcze przed sobą?
Moim zdaniem, zanim wybierzemy dystans 100 km, lepiej zacząć od krótszych biegów ultra 60-80 km. Nie spieszmy się. Przygotujmy ciało i głowę do długiego wysiłku, nie zapominając o odżywianiu! 100 km to piękna biegowa przygoda, ale żeby taką została zachowajmy zdrowy rozsądek. Przygotujcie się!
Co lubisz w biegach długodystansowych?
Biegi długodystansowe są dla mnie sposobem na życie. To życiowa pasja, dzięki której mogę również podróżować, co uwielbiam! W biegach długodystansowych lubię przekraczać kolejne bariery i przesuwać granice bólu.
Przeczytaj:
[Moje pierwsze… 100 km] Bartek Szlufik: Po każdym biegu długodystansowym czuję, że mogę więcej
Jesteś naszym Czytelnikiem? Dołącz do naszych Patronów i w ramach Patronite.pl wspieraj rozwój portalu ruandtravel.pl.
Naszym Patronom oferujemy m.in. pakiety startowe na biegi, przekazujemy produkty do testów, wysyłamy newsletter…
Kliknij w baner poniżej i poznaj szczegóły