Grzegorz Łopata (180 km biegiem przez Korsykę – Ultramaraton na Wyspie Piratów) opowiada o swoich pierwszych 300 km w butach Hoka One One Infinite. Czy miejski model buta sprawdził się górach? Przeczytajcie.
Autor: Grzegorz Łopata
Jednym z dylematów, jakie pojawiły się w mojej głowie podczas przygotowań do GR20 był wybór obuwia. Te, które miałem ze sobą podczas pierwszej wyprawy nie do końca spełniły moje oczekiwania. Postanowiłem poszukać nowych. Po wielu dyskusjach w gronie przyjaciół padło na jeszcze mało znane w Polsce buty firmy Hoka One One. Udało mi się zdobyć model miejski Hoka One One Infinite.
Zaraz po rozpakowaniu przesyłki moim oczom ukazały się wręcz kosmiczne buty. Wzrok przykuwa odważne wzornictwo i masywna, piankowa podeszwa. Równie szybko pojawiło się zdziwienie po wzięciu ich do ręki. Bardzo lekkie! Waga buta według producenta to 289 g. Cholewka dobrze wykończona, nie budzi zastrzeżeń. Bardzo ciekawą częścią buta jest wkładka, która już od pierwszego przymierzenia sprawia wrażenie, że znamy ten but od zawsze. Od razu nabrałem chęci na przebieżkę!
Pierwsze starcie
Pierwsze kilometry zrobiłem po bruku. Upewniło mnie to tylko w tym, że polubimy się na dłużej. Wbrew ogólnej, mam wrażenie nie sprawdzonej opinii, buty bardzo dobrze trzymają kostkę i dodają energii podczas wybicia. Hasło reklamowe „Time to fly” jest tutaj bardzo na miejscu. Za sprawą dużej amortyzacji ma się wrażenie bycia w powietrzu non stop. Wrażenie, jakie pozostawiły po naszej pierwszej przebieżce, upewniło mnie, że kolejnym miejsce, w którym je sprawdzę będą góry. Miał to być sprawdzian nie byle jaki – Alpy.
Mieszczuch w strasznych górach
Co prawda jest to miejski model, ale już nie takie rzeczy człowiek sprawdzał. Z pewnością buty czekał prawdziwy test możliwości. Na miejscu, w Chamonix, które co najmniej raz w roku staje się mekką ultrasów z całego świata, okazało się, że już nie są tak egzotyczne jak w Polsce, a nawet popularne. O ile na pierwszych kilometrach ma się poczucie, że się w nich leci, to już po 40 km w górach zaczyna się naprawdę doceniać ich amortyzację i stabilizację kostki. Podeszwa na skale trzyma lepiej niż obuwie, którego do tej pory używałem. Trochę słabiej trzyma się podłoża szutrowego. Jednak nie mogę im tego zarzucić, bo wciąż mówimy o modelu miejskim, który wyśmienicie podołał warunkom górskim. Jestem coraz bardziej ciekawy modelu typowo górskiego!
Nie do zdarcia?
Moje Infinite mają do tej pory około 300 km, z czego około 80 km po górskich szlakach. Ich stan jest nienaganny, posiadają lekkie uszkodzenia pianki wynikłe z kontaktu z ostrą skałą. Cholewka buta jest w nienaruszonym stanie i nie wykazuje żadnych tendencji do pękania bądź rozdarcia. Przeżyły już pranie i w niczym im ono nie zaszkodziło. Podeszwa też nie wykazuje większego zużycia. Kolejne wrażenia za 300 km! Już jestem pewien, że warto zadać sobie trochę trudu, aby je zdobyć. Wystarczy, że raz je ubierzesz i rozumiesz, że „Time to fly”.
Ciąg dalszy nastąpi
Zapraszamy na fan page Grzegorza: 180 km biegiem przez Korsykę – Ultramaraton na Wyspie Piratów.