9 listopada 2020 By GÓRY & ULTRA, Slider With 8853 Views

Główny Szlak Beskidu Wyspowego | Dorota Szparaga | Indywidualny Projekt Biegowy

Minął tydzień odkąd zakończyłam swoją przygodę z Beskidem Wyspowym. Po podwójnym Głównym Szlaku Beskidzkim szukałam pomysłu na kolejną eskapadę. W wakacje na wyjazdy weekendowe szukałam pasma górskiego, które nie będzie zatłoczone. I tak znalazłam się w Beskidzie Wyspowym.

————————————————————————————

Dorota Szparaga | Szparaga we własnym sosie | 9.11.2020 r. 

Minął tydzień odkąd zakończyłam swoją przygodę z Beskidem Wyspowym. Po podwójnym Głównym Szlaku Beskidzkim szukałam pomysłu na kolejną eskapadę. W wakacje na wyjazdy weekendowe szukałam pasma górskiego, które nie będzie zatłoczone. I tak znalazłam się w Beskidzie Wyspowym.
Już na drugim wyjeździe zadecydowałam, że to właśnie tutaj na jesieni wrócę, aby przebiec cały szlak. Data startu była ściśle określona – 25.10. Wierzyłam mocno, że tym razem pogoda mi dopisze. Zazwyczaj jesień jest mi przychylna. Rzeczywiście tak było. Jestem bardzo wdzięczna, że mogłam podziwiać te piękne kolory złotej jesieni.
Gdy kończyłam szlak nie byłam specjalnie zmęczona, a w środku miałam poczucie spełnienia. Taki mój czas z górami, z dala od szalejącego świata. Znów goniłam przechodnia, żeby mi zrobił zdjęcie na mecie. To już chyba taka tradycja. Miałam ten komfort, że zostawałam jeszcze jedną noc w Mszanie Dolnej. Mogłam się spokojnie wyspać a następnego dnia praca zdalna. A teraz kilka konkretów.

————————————————————————————

Trasa

Główny Szlak Beskidu Wyspowego ma charakter ośmiorniczki. Więcej o szczegółach trasy napiszę w osobnym poście. Według opisu na stronie PTTK oraz w informatorze, a także na stronie https://tiny.pl/7kjz3 szlaki dojściowe z miejscowości nie są obowiązkowe. Dużo pomocnych szczegółów znajdziecie również na Odkryj Beskid Wyspowy. Dodatkowo ze względu na fakt, że szlak jest w kształcie pętli można go zaczynać w dowolnym miejscu. Moja wersja szlaku nie zawierała następujących łączników: Lyżka-Przyszowa (tę i z powrotem 8 km), Skrzętla-Rojówka-Jezioro Rożnowickie ( w tę i z powrotem 22 km ), Słopnice Królewskie-Słopnice ( w tę i z powrotem 10 km). Ponadto z rozpędu ostatniego dnia ominęłam Rabkę (około 9 km). Według zapisów na zegarku Garmin pokonałam 357 km, 16 886 do góry, 15 979 w dół w niecałe 8 dni. Wystartowałam 25.10 o godz. 5.00 nad ranem a skończyłam o 19.06 w niedzielę 1.11 o 19.07. Na trasie spaliłam 24.243 kcal.

————————————————————————————

Noclegi

Moja bazą wypadową był Pensjonat Słoneczko jak u Mamy https://www.sloneczko-md.pl/. Pani Lucyna dbała o mnie niesamowicie. Przytulny pokoik, domowe obiady elegancko podane. A transportem też wspomogła. Szczerze polecam to miejsce.

————————————————————————————

Pogoda

Przez pierwsze sześć dni pogodę miałam rewelacyjną: słońce i ciepełko. Pod koniec szóstego dnia zaczęło padać i na wysokości ok 1000 m już było nieprzyjemnie. Po deszczowej nocy siódmego dnia szlak się zrobił miejscami błotnisty, więc buty już były mokre. Tym razem miałam trzy pary, więc nie musiałam się stresować, że będę chodzić w mokrych. W ostatni dzień, w niedzielę, nieźle przymroziło. Wieczorem na ostatnim odcinku już nie było kolorowo.

————————————————————————————

Logistyka

Z racji pandemii tuż przed wyjazdem miałam ogromne wątpliwości, czy ruszać na trasę. Dodatkowo dwa tygodnie wcześniej dopadło mnie choróbsko, co mnie nieco osłabiło. Gdy tydzień przed startem biegałam, po 15 km musiałam przerwać, bo miałam mdłości. Tak więc rokowania na trasę nie były optymistyczne. W pierwotnych planach zakładałam nocowanie w różnych miejscach, ale ze względu na sytuację z „koroną” zdecydowałam się na nocleg w jednym miejscu – w Mszanie Dolnej. Zaoferowano mi też pomoc w postaci transportu, co mi ułatwiło podjęcie decyzji. Takie warunki były bardzo komfortowe. Nie musiałam dźwigać ciężkiego plecaka i wysyłać depozytów z jedzeniem i ubraniami. Dzień był krótki. Około 6.30 robiło się jasno a o 17.00 już było kompletnie ciemno. Startowałam pomiędzy 5 a 6 rano a kończyłam pomiędzy 18.00 a 19.30.
Pogoda mi wyjątkowo dopisała, trafiłam na polską, złotą jesień. Było cieplutko i kolorowo. Jak zwykle miałam mało czasu a zrobić chciałam dużo. Godzenie założonego kilometrażu, robienie zdjęć oraz delektowanie się przyrodą i to wszystko w ciągu dnia nie jest łatwe. W głowie jest takie poczucie lekkiej gonitwy. Jednak ja inaczej nie umiem i nie chce. Teraz sporo biegałam. Mam taką taktykę, że odcinki mniej ciekawe np. asfaltowe staram się pokonywać żwawiej lub po ciemku, tak aby mieć więcej czasu w ciekawszych miejscach. Kilka razy zdarzyło mi się kończyć szlak w nocy. Gdy nie mam chmur i mgły nie był to problem. Jednak gdy jest mgła zaczyna się to robić wyzwanie. Czołówka niewiele oświetla. Jednak lubię tą nocną adrenalinę. Dużo czasu na trasie zajmuje robienie zdjęć, ale z drugiej strony chce mieć pamiątkę.

————————————————————————————

Jedzenie

Tym razem miałam ze sobą bardzo dużo jedzenia, więc codziennie mogłam sobie wybierać na co mam ochotę. Oczywiście miałam swoje bazowe pakiety z batonami i żelami. Ze względu na porę roku miałam też ze sobą na trasie normalne jedzenie: jednego dnia był apetyty na krakersy a drugiego na kanapki z łososiem. Do tego 1 litr izotonika oraz termos z ciepłą herbatą. Waży, ale warto go mieć jesienią. Kawę na trasie zastąpiłam ampułkami z kawą i guaraną. Jak miałam kryzys senny natychmiast stawiały mnie na nogi.

————————————————————————————

Wysiłek fizyczny

Średnio pokonywałam dziennie 45 km. Najwięcej 57 km a najmniej 37 km. Gdy były konkretne podejścia – chód a przez resztę trasy bieganie. Obowiązkowo kijki, żeby odciążyć kolana. Pierwszego dnia przesadziłam z dystansem i potem drugiego nogi były ciężkie. Od piątego dnia pojawiły się pierwsze oznaki zmęczenia układu nerwowego. U mnie objawia się to kłopotami ze wstaniem i brakiem apetytu na trasie. Ze względu na to, że spałam pod dachem nie traciłam energii na dodatkowe ogrzanie organizmu. Dlatego też, każdego dnia na trasie byłam dość świeża i mogłam rozkoszować się otaczającymi mnie widokami.

————————————————————————————

Ludzie

– Na trasie nie spotykałam zbyt wiele osób, przez pierwsze trzy dni byłam właściwie sama. Codziennie jednak miałam zapewniony transport przez różne osoby, tak więc było to ogromne wsparcie. Bardzo serdecznie za to dziękuję.
-Start miałam rewelacyjny – kawka z ekipą Szczyt za Szczytem – Anną Czarną i Mariuszem Bartosińskim. Wieczorem jak wybiegłam z ciemnego, zamglonego lasu czekali na mnie z zupką pomidorową. Podnieśli mi morale 😊
– Przez 4 i 5 dzień towarzyszył mi Piotr Dymus – fotografia, który robił zdjęcia. Miałam super towarzystwo, a poza tym większą motywację, żeby żwawiej docierać na kolejne miejsca spotkań. Tutaj mieliśmy dość zabawną sytuację. Robiliśmy jedno zdjęcie dla partnerów mojego wyzwania. Padał deszczyk. Ja leżałam na liściach a Piotr na asfalcie. Z pobliskiego domu wyszła Pani, która nie mogła opanować ciekawości. Padło pytanie: „Ja bardzo przepraszam, ale co Państwo robią? Odpoczywają?”. Roześmialiśmy się. Pani kontynuuje: „Ja czegoś takiego w całym swoim życiu nie widziałam”.
– Szóstego dnia towarzyszył mi Tomasz Kącki – ultrabiegacz. Pokonaliśmy z nim i jego psem odcinek z Grodziska przez Wiśniową w kierunku Lubomira. Dzięki Tomkowi podkręciłam tempo i zaoszczędziłam czasu na szukanie źle oznaczonego szlaku.
– Ostatniego dnia przygody z Józef Budacz na Potaczkowej. Chcieliśmy zrobić fajne nagranie w ciągu dnia, ale nie mogliśmy się zgrać. Skończyło się na nagraniu w nocy na Potaczkowej, gdzie strasznie wiał. Nagranie miało charakter bardziej na Halloween, ale bawiliśmy się dobrze. 😊 Józek zgarniał mnie też z Przełęczy Widoma trzeciego dnia.

Zdjęcie „otwarciowe”: fot. Piotr Dymus

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *