bieg we Włoszech _Dolomiti Extreme Trail

5 lipca 2021 By GÓRY & ULTRA With 9706 Views

Małgorzata Tomik: Dolomiti Extreme Trail jest dla tych, którzy bawią się bieganiem w myśl zasady „im trudniej, tym lepiej”.

„Czasem wydaje mi się, że aby być dostatecznie przygotowanym na trasę typu Dolomiti Extreme Trail 103 km, trzeba być podobnie „dzikim” jak ona.” Tak swoją relację z DXT 2021 rozpoczyna Małgorzata Tomik, która była 6. kobietą na mecie i 49. w klasyfikacji generalnej wśród 390 startujących.


5.07.2021 r.

Małgorzata Tomik

 Czasem wydaje mi się, że aby być dostatecznie przygotowanym na trasę typu Dolomiti Extreme Trail 103 K, trzeba być podobnie „dzikim” jak ona. Oprócz wbitego w nogi kilometrażu doświadczenia, trzeba po prostu kochać ultra. Kochać ten wysiłek, czerpać z tej przygody i potrafić odczuwać satysfakcję w każdym pokonanym kilometrze, jeszcze przed metą, niezależnie od… wszystkiego. Jedni to zrozumieją, inni nie. DXT jest dla tych, którzy bawią się bieganiem w myśl zasady, że „im trudniej, tym lepiej”.

Przed biegiem rozmawiałam z Iwoną Górowską (Turosz), żeby zdobyć mały research od dziewczyny, która piekła się nie boi.  Iwona stwierdziła: „nooo, jest tam trudno”. No i tyle w zasadzie mi wystarczyło, biorąc pod uwagę, kto wystawia tę opinię.

Na start czekałam półtora roku. Covid pokrzyżował wiele biegowych planów, nie tylko mnie. W dodatku w sierpniu po upadku na zawodach złamałam kość śródstopia i złapałam kilka dodatkowych urazów tkanki. Nic nie wyglądało na pewne przed startem. Od sytuacji epidemiologicznej – długo czekaliśmy na informację, że przed biegiem nie będziemy przechodzić pięciodniowej kwarantanny – po mój stopień przygotowania do setki po złamaniu. W zasadzie gdyby nie zimowy projekt (75 km w Tatrach, zimą, solo, bez suportu) trudno byłoby mi nabrać pewności, że mogę już mierzyć się z setką. No bo setka to setka. „You never know until you go”.

Organizatorzy opisują Dolomiti Extreme Trail jako bieg wymagający, przede wszystkim pod kątem technicznym i wytrzymałościowym. Dwa lata temu w duecie z Natalią Florek biegłam Dolomites Ultra Trail (82 km), Dolomity znam też z doświadczeń z via ferratami, wspinaczki (Punta Fiames, Cinque Torri) czy trekkingu wysokogórskiego (Marmolada, 3 343 m n.p.m. etc.). Mimo tego, charakter trasy zupełnie mnie zaskoczył – i nie ukrywam, zachwycił.


Ul. U Ficków Dolnych

 bieg we Włoszech _Dolomiti Extreme Trail

Przygoda zaczyna się w Skawicy. Razem z Gabrysią, która biegnie DXT 22K, dojeżdżamy do Romka. Sympatyczne pogaduchy i smaczne kalorie mieszamy z pakowaniem samochodu. Pierwsze km trasy do Włoch przebiegają Głównym Szlakiem Beskidzkim. Śmiejemy się z tego w głos, słuchając wywodu Romka o tym, jak się tutaj kroiło rekord…

Czuję, że mam szczęście. Jako towarzyszy podróży mam osoby mocno powiązane ze sportem. Pomimo wrodzonego introwertyzmu wiem, że czas przed startem spędza się dobrze w gronie, gdzie każdy myśli… tak, głównie o biegu. Każdy tutaj ma swój cel. Nikt nikomu nie wchodzi w drogę, jednocześnie pomagamy sobie, wymieniamy doświadczenia, działamy motywująco i … bawimy.

Podróż samochodem przerywamy w Austrii. Nigdzie się nie spieszymy, a nie ma co naginać czasoprzestrzeni i marnować sił, żeby dotrzeć do celu podróży za wszelką cenę. Ku naszemu zdziwieniu wynajmujemy względnie tanio całe piętro budynku, którego wnętrze przypomina muzeum retro… Dziwny to był nocleg. Ale bardzo potrzebny.


Tempo del caffè

bieg we Włoszech _Dolomiti Extreme Trail

Kolejny dzień jest już inny. Zamiast wiatraków przy autostradzie, na horyzoncie wyrastają góry. Tempo podróży znacząco zwalnia, pokonujemy wąskie serpentyny, ku mojej uciesze, bo kocham prowadzić samochód, zwłaszcza w nietypowych warunkach drogowych. Dojeżdżamy na miejsce i odpoczywamy. Mamy 5 kawiarek! Choć każdy preferuje inny tryb żywieniowy, ten jeden ceremoniał nas łączy i cieszy. Gabrysia pokazuje mi patenty fizjoterapeutyczne. Romek czyta i mówi o nowej strategii, której szczegółów zgodnie z zobowiązaniem nikomu nie zdradzę.

Start. Jest już prawie ciemno i czuję bezsens oddawania w ręce organizatorów dwóch spakowanych worków: depozytu na przepak i na metę. Wiem, że nigdy z tego nie korzystam, ale co setka to setka. Warto mieć zabezpieczenie. Denerwuję się bardzo, tak dawno nie biegłam dłuższego ultra, że zastanawiam się, czy wciąż jest to racjonalnie podjęta decyzja. Dzwonię do Kasi, przyjaciółki i najlepszego suportu, która nie mogła tym razem przyjechać. Krótka wymiana słów i czuję gulę w gardle, łzy w oczach. Tak mi szkoda, że Ciebie tu nie ma… 

Czuję jak ważny to czas. Nie denerwuję się i denerwuję. Odłączam się od pracy po raz pierwszy od… lat. Romek pożycza mi kije na bieg, śmieję się, że to zobowiązuje! Spacery, ostatnie treningi, książka, kawa, jedzenie, zwiedzanie, wypoczynek. Szalenie dobre jest życie sportowca. Nawet sportowca amatora, takiego, którzy znajduje czas, żeby marzyć.


3…. 2… 1…

bieg we Włoszech _Dolomiti Extreme Trail

Start. Jest już prawie ciemno i czuję bezsens oddawania w ręce organizatorów dwóch spakowanych worków: depozytu na przepak i na metę. Wiem, że nigdy z tego nie korzystam, ale co setka to setka. Warto mieć zabezpieczenie. Denerwuję się bardzo, tak dawno nie biegłam dłuższego ultra, że zastanawiam się, czy wciąż jest to racjonalnie podjęta decyzja. Dzwonię do Kasi, przyjaciółki i najlepszego suportu, która nie mogła tym razem przyjechać. Krótka wymiana słów i czuję gulę w gardle, łzy w oczach. Tak mi szkoda, że Ciebie tu nie ma…

Myślałam, że jestem sama, ale na start przyszli Polacy startujący na innych dystansach, kibicują też Kasia Solińska i Maciek Dombrowski. Wow, motywujące! Wybiegam z poczuciem, że czeka mnie przygoda i że tak, jestem na nią gotowa.


GO!

bieg we Włoszech _Dolomiti Extreme Trail

Pierwsze kilometry, zanim przejdą w długi podbieg, prowadzą komfortową drogą asfaltową. Idealna okazja, żeby się spalić, poddać adrenalinie i potem żałować. Biegnę w tlenie i taki zamiar mam utrzymać co najmniej do 70 km, biorąc pod uwagę fakt, że teren na przyspieszanie będzie w połowie, a potem dopiero na ostatnich 10 km. Wyprzedziło mnie około 12 kobiet, ale wiem, że na tym etapie „zagrożenie” przeważnie jest za plecami, nie przede mną. Od 3 km droga konsekwentnie pnie się w górę. Na wyprzedzanie nie ma miejsca, ścieżka ma szerokość dwóch stóp, a na skraju stromy stok leśny. Trochę się denerwuję, a trochę czekam na moment, kiedy będę mogła kontynuować swoje tempo i w końcu zacząć piąć się do przodu. Sposobność do tego zaczęła się od 7 km. Zaczęłam wyprzedzać. Później była już tylko noc. Przed sobą widziałam światełka elity, która zdobywa kolejne wzgórze. Za sobą – cały karawan czołówek. Trzeba robić swoje. Najlepiej jak potrafisz. I jest na to sporo czasu.


Dolomiti Extreme Beauty

bieg we Włoszech _Dolomiti Extreme Trail

Teren od początku był dość wymagający. Właściwie pierwsza połowa biegu i ostatnie 30 km to prawdziwe kombo dla koneserów. Nie znajduję porównania do terenu polskich biegów górskich. DXT to trochę „stara” Ultrababia wymieszana z Tatrami. Tym niemniej długość podejść i zbiegów w pozaszlakowym lub dzikim terenie naprawdę wymaga stałego skupienia, a kontynuacja tempa dużego samozaparcia.

Podczas biegu przekracza się wiele niezabezpieczonych płatów śnieżnych – podobno w tym roku było dużo więcej śniegu – technicznych podejść i zbiegów, wąskich ścieżek nad stromymi stokami, potoków, skarp, zbiegów po piargach, niezabezpieczonych podejść/trawersów żlebów, terenów leśnych bez szlaku, pokonywanych siłowo, pod górę, na azymut. Koszmar i bajka! Coś pięknego!

Zaczyna świtać, a ja na zegarku mam mniej km niż zakładałam. To daje mi wyobrażenie na temat kolejnej części biegu. Słońce miota się między spektakularnymi ścianami dolomickich szczytów – my biegniemy dalej. Wiem, że jestem w TOP10 kobiet. Wiem też, że pierwsze 50 km było naprawdę mocno siłowe i zastanawiam się nad kontynuacją podjętej strategii.

Punkty odżywcze są dość skąpo wyposażone i jedzenie jest powtarzalne. Rezygnuję z coli, bo wiem, jak złudne potrafi być jej działanie. Wodę/izotonik czerpię w każdym punkcie, wodę również prosto z potoku, w którym na szybko zanurzam głowę i daszek. Takie ukojenie dodaje siły na dalsze km! Do punktu połączonego z przepakiem dobiegam z dylematem (ok. 60 km) – odpocząć czy nie… Szansa na walkę o podium kłóci się z naturalną chęcią na krótką przerwę. Nie zawsze jest tak, że opłaca się pędzić dalej, tym razem jednak swoje siły oszacowałam na wystarczające i podjęłam… ucieczkę.

Jestem czwartą kobietą. Kasia z Maćkiem dodają otuchy, Kasia podbiega, pyta jak się mam. Odpowiadam, że „nie czuję tego”, bo moment opuszczenia punktu bez regeneracji trochę kosztował mnie psychicznie. Tym niemniej jestem bardzo wdzięczna za to wsparcie! Dobrze było Was zobaczyć.

Kilka km dalej uruchamiam syndrom walki i wracają siły. Widoki cieszą oko, napełniają ducha. Podczas całego biegu tylko między 50 —70 km można było gnać po szlakach, po równym terenie, częściowo nadrabiać na zbiegach. Każdy km poza tą częścią nie był za darmo… Zarówno w górę jak i w dół teren nie należał do szybkich.

Zdobywam trzecią pozycję i dodaje mi to sił i motywacji. Jestem wzruszona i nawet zaskoczona. Amatorka w raju zawodowców. Wiem, że za plecami i przed sobą mam bardzo mocne, doświadczone zawodniczki. Jak mocne – tego dowiedziałam się dopiero sprawdzając później klasyfikację ITRA. Cisnę do 80 km i liczę na to, że do samego końca zdołam się już nie zawahać.


Pustkowie, Mars

bieg we Włoszech _Dolomiti Extreme Trail

Ostatnie kilometry nie są jednak łatwe. Do przekroczenia są długie, kilometrowe tereny firnowe. Potem podejście, niesamowite sąsiedztwo Muzeum Messnera… Techniczny zbieg po piarżysku z ekspozycją prosto do… białej doliny. Pustkowia wypełnionego jasnymi kamieniami. Krajobraz z „Marsa”, złamany tylko zielonym namiotem z dwoma postaciami i… wodą. Od tego miejsca zaczyna się niemal pionowe podejście poza szlakiem, przez las, na szczyt góry. Wielka próba dla ostatków sił, a przecież potem znów należy przyspieszyć…

Jestem piąta. Konsekwentnie cisnę do góry. Nagle tracę szlak, i tracę czas. Dogania mnie kobieta, która biegnie z mężczyzną, co bardzo mnie irytuje, bo w Polsce na wielu biegach takie praktyki są zakazane. Jeżeli biegniesz na wynik, na podium, szlifujesz swoją ścieżkę samodzielnie. Fakt, że czekałam na kolejną osobę, żeby znaleźć trasę i to, że tym samym straciłam miejsce na podium 10 km od mety zbija mnie z tropu. Jednocześnie, w tym zmęczeniu dalej czuję, że zrobiłam co mogłam, że biegnę swoje, że biegnę zadowolona i to się dla mnie najbardziej liczy.

Do samej mety docieram jak zauroczona. Ostatnie kilometry w okolicach miasteczka przebiegają przez wycięte pole. Jest magicznie. Włoskie rodziny grają w siatkówkę, wszyscy kibicują biegaczom. Wiem, że zrobiłam coś pięknego, coś, co zapamiętam, co zmotywuje mnie na przyszłość i będzie moim skarbem między wspomnieniami. Ostatnie kilometry do mety. Chce mi się śmiać i płakać. Czuję zmęczenie, ale nie wypalenie. Ta droga dodała mi energii. Ostatni kilometr pozwala na sprint! Biegnę do mety bez oczekiwań, że ktoś tam będzie. Biegnę ze swoimi marzeniami, swoją satysfakcją, mimo 6. miejsca tuż za 5-osobowym podium. Jestem szczęśliwa. Słyszę konferansjerów i cieszę się, że ostatnie 500 m to zbieg. Biegnę na skrzydłach i witają mnie Polacy! Czy na coś więcej mogłabym liczyć? Zrobiłam to i teraz czas na świętowanie i odpoczynek. Na piwo z naturalnym sokiem, opowieści, wymianę emocji. Radość. Najczystszą radość.


Do zobaczenia…

bieg we Włoszech _Dolomiti Extreme Trail

Romek wygrał! Kolejnego dnia idę na metę kibicować Gabrysi. Wypijam oczywiście espresso i mimo że powoli szykujemy się do drogi powrotnej, celebrujemy czas i miejsce bez pośpiechu. Na dekoracji słyszymy hymn polski… To miasteczko obudziło się na kilka dni i zaraz zaśnie. Nasza przygoda też zaraz będzie już tylko przeszłością. Dla takiej atmosfery jednak zawsze warto. I w ogóle, jeśli warto, to trzeba.

 

Tags :

1 Responses

  1. Jestem pod wrażeniem . Niezmiernie podziwiam!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *