26 sierpnia 2020 By POLSKIE DROGI, Slider With 4015 Views

Sierpniowy obóz rodzinno-biegowy w Tatrach | Darek Marek

Czy można połączyć obóz biegowy z rodzinnymi wakacjami? Oczywiście, że można! Zapraszamy więc do przeczytania relacji Darka Marka z sierpniowego mini-obozu w Tatrach.

 ———————————————————————————

Darek Marek | Monk Sandals Team | 26.08. 2020 r.

Sierpniowy mini-obóz biegowy był tak naprawdę krótkimi wakacjami z rodziną. Rodzice i dwójka dzieciaków. Drewniana chata u wejścia do Doliny Kościeliskiej. Rejon, zwany Kiry. Plan zakładał 5 dni urlopu, podczas których wczesne poranki miały być – i były – typowo treningowe, a druga dłuższa część dnia równie aktywna, ale mniej „agresywnie”. Zamysł treningów biegowych był prosty:
– dzień luźnego biegania, wędrowania…;
– dzień biegania po Tatrach na wyczucie, około 3 godziny;
– dzień zadania biegowego typu vertical interwałowy, bardzo aktywnie UP z przerywnikami zbiegów;
– dzień biegania po tatrach na wyczucie, około 3 godziny;
– dzień zadania biegowego zakładającego aktywne bieganie po Tatrach i atak na szczyt / górę około 30 min mocno;

Każdy trening zaczynałem około 5:30 rano, wcześniej napojony i ubrany odpowiednio do warunków. Dlaczego tak wcześnie ruszałem? Ponieważ o tej porze dopiero robiło się jasno i można było zatopić się w górach bez czołówki. Ponieważ resztę dnia chciałem spędzić z rodziną. Ponieważ o tej porze jest mniej turystów…itd. Wieczorem dnia poprzedzającego, zawsze analizowałem pogodę na kilku portalach internetowych, patrzyłem w niebo, by wyczuć możliwe warunki i pod te informacje przygotowywałem ubranie. Rano chciałem bezszelestnie wychodzić z chaty, by uszanować sen pozostałych domowników, więc wszystko miałem przygotowane.

Pobudka o 4:30. Szklankę wody z octem jabłkowym używałem, by wypłukać kilkukrotnie jamę ustną, a pozostałość napoju wypijałem. Szybka toaleta, ubiór i kilka większych łyków wody lub yerba mate, kilka ziaren pyłku pszczelego… and GO!
Na trasę zabierałem 3 batony i 3 żele. Ruszałem bez śniadania (o tej porze nie ma sensu obciążać układu trawiennego, bo jest z czego biegać jeszcze po wczoraj), ale po około 30 do 60 minutach biegu, zjadałem batona. Ze sobą miałem 2-3 flaski z czystą wodą, którą przygotowywałem codziennie w butelce szklanej z szungitem. Na stopach wysokie skarpetki, by zniwelować obtarcia od butów czy skał, rękawiczki pomagające się wspinać na trudniejszych formacjach skalnych. Daszek zbierający pot oraz niwelujący opady deszczu prosto w oczy. W kamizelce biegowej telefon i kurtka wiatrówka plus mapa laminowana.

Biegowo trening zajmował mi około 3 godzin stałej pracy. Raz w deszczu, w ulewie. Raz w cieple, a raz w zimnie. Zwykle te różnice mieszały się w dłuższe czy krótsze momenty. Generalnie było co robić każdego dnia i się nie nudziłem. Tatry są pięknie i nie ma sensu opisywania tego odczucia słowami. Kto ma kondycję, formę, niech sam wybierze się na grań.

Zachęcam: wbiegnij tam sam, a gwarantuję Ci, że wrócisz z powrotem do cywilizacji jako inny człowiek. Te góry pochłaniają swoją potęgą do reszty! Mnie osobiście było „wygodnie” poruszać się z Doliny Kościeliskiej (około 1000 m n.p.m) po miejscach typu Ścieżka nad Reglami (łącznik dolin), z Kir w kierunku Ciemniaka (2096 m n.p.m), gdzie jest on idealnym szlakiem vertikalowym. Giewont zaliczałem. Polubiłem Małołączniak, Liliowy Karb oraz Ornak (1854 m n.p.m) ze swoimi fluo-skałami. To biegowo. Trekkingowo zaliczałem codziennie po kilka godzin Dolinę Kościeliską w kierunku schroniska Ornak. Marszem. Strążyska też przemaszerowana…

Każdy poranny trening zaczynałem na czczo, dlatego po 3 godzinach biegu wiedziałem. że lepiej będzie jako pierwszy posiłek zjeść „białko” niż węglowodany. Wniosek: codziennie po treningu jadłem strączki. Fasolka szparagowa lub soczewica w tym przypadku. Po kolejnych około 3-4 godzinach zjadałem konkretne danie głównie z ryżu, daktyli, rodzynek. Dorzucałem czasami do tego oscypki z bacówki. Prawdziwej bacówki. Prawdziwe oscypki spod powały znad ogniska.

Mówicie, że makaron się szybko przyrządza? Ja powiadam wam, że są szybsze i bardziej wartościowe pokarmy, które można przygotować na obozie. Kasza kuskus razowa – wystarczy zalać wrzątkiem lub moczyć dłużej w wodzie o dowolnej temperaturze. Biały, ekologiczny ryż. Gotowanie też bywa zbędne. Zalać wrzątkiem i pozostawić pod przykryciem. Eko-płatki kukurydziane zalane napojem kokosowym. itd. itp. To jeśli chodzi o węgle. Natomiast w kwestii odnowy i regeneracji, najlepszym sposobem obozowym jest strączek, określany jako różowa soczewica. Namoczona wcześniej zaczyna kiełkować stopniowo (dowód na żywy pokarm). Odlewamy wodę, zalewamy świeżą i gotujemy kilka dłuższych chwil. Dodajemy kminku rzymskiego, kurkumy, ewentualnie curry i soli. Danie regeneracyjne gotowe. Im dłużej wcześniej moczysz (np. całą noc), tym krócej będzie się musiała gotować.

Jako kolejne proste metody regeneracyjne stosowałem prysznic kontrastowy (ciepło/zimny), gdzie kończyłem zawsze zimną wodą (w lecie zimną w zimie ciepłą!). Leżenie wieczorem na plecach, na twardym z nogami uniesionymi powyżej o oparcie łóżka oraz wszelakie mini-aktywności z dziećmi. Większość czasu chodziłem w sandałach (Monk Sandals) – to nie jest reklama, lecz fakt, że stopy odpoczywały od butów, jednocześnie się wzmacniając.

Miałem ze sobą suszarkę do ubrań, by móc przemoczone ciuszki wieszać do wyschnięcia (dobrej jakości ubrania sportowe wysychają szybko i nadają się na kolejne zmagania).

Każdego dnia, już po swoim treningu biegowym, po prysznicu i śniadaniu, ruszałem za Marysią i dzieciakami, by wspólnie wędrować. Niezależnie od pogody ruszaliśmy się aktywnie. Wbrew pozorom dzieci w wieku 6 lat są wytrwałe i potrafią wędrować. Te młodsze – nie zawsze. Dlatego noszenie w nosidle górskim najmłodszego członka wypraw dodawało „pikanterii” naszym wędrówkom. Osobiście ważę około 51 kg. Nosidło plus dzieciak to między 15-20 kg. Wędrowanie kilka godzin to spore obciążenie, ale na tyle fajne, że uznałem to za idealną aktywną regenerację. Wieczorami szukałem przestrzeni, by się rozciągać i wyciszać umysł.

Kolacje zjadałem około 18:00, by dać czas organizmowi na strawienie, przetworzenie i przyswojenie składników z pokarmów. Nie ma co obciążać żołądka i zatruwać krwi na noc. Lepiej wstać rześkim i wypoczętym, nieprzejedzonym, by dać swobodę przeponie do łapania oddechów podczas biegu. W moim mniemaniu mitem jest ilość zjedzonych posiłków czy kalorii jako ładowanie czy regeneracja. Faktem jest jakość, pora, dobór składników, klimat… Najważniejsze : nie przejadać się! To podstawa odżywiania.
Wniosek : aktywna, zrównoważona regeneracja – to najlepsza regeneracja.

Liczbowo: wyjechaliśmy w Tatry w czwórkę i wróciliśmy w czwórkę bardzo zadowoleni wewnętrznie. Sam zrobiłem około 100 kilometrów w 4 dni, około 6000 pionów. Co do butów, to testowałem dwa modele różnych marek, sugerujące ich przystosowanie do skalistych warunków. Oba modele dały radę. Oba modele nie dawały rady na mokrej skale. Wniosek sportowy: zawody biegowe w takim terenie jak Tatry, wygrywa się oraz przegrywa na zbiegach.

Epilog.
Codziennie rano, gdy około 5:30 zaczynałem trening i wbiegałem w dolinę między górami a lasami, obawiałem się niedźwiedzia. Nie, nie mam na myśli tego, którego czasami można spotkać w Tatrach, co ma ciemne futro i krótki ogon. Obawiałem się psa pasterskiego. Biały, wielkości niedźwiedzia olbrzym (wg mojej proporcji) z kłami lwa i szybkością rosomaka. W dzień to jest zwyczajny piesek. Przyjazny i miły dla turystów. Wręcz obojętny. Pilnuje stada owiec… Lecz wieczorem, nocą oraz wczesnym rankiem, gdy pilnuje zagrody owiec, nie jest tym samym przytulaskiem ze zdjęcia rodzinnego z wakacji. Jest bezwzględnym potworem w cudzysłowiu. Na szczęście, codziennie gdy go mijałem, był już przywiązany łańcuchem do drzewa i znajdował się w fazie przejściowej pomiędzy dobrym i złym pieskiem.

——————————————————————————-

Portal www.runandtravel.pl jest partnerem mediowym Monk Sandals Team

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *