16 marca 2014 By Slider, TRAVEL With 11561 Views

Run and travel – Tel Aviv and Israel

Drugi w naszym biegowym życiu półmaraton zaplanowaliśmy na 30 marca w Warszawie. Tymczasem, zupełnie niespodziewanie, okazało się, że kolejne oficjalne 21,97 km pobiegniemy miesiąc wcześniej w… Tel Avivie. Życie to dopiero potrafi zaskakiwać. No, ale takie niespodzianki to akurat lubimy. 

26 lutego, ŚRODA, DZIEŃ PIERWSZY
Welcome in Israel
Morze Śródziemne pod nami, Tel Aviv przed nami. Jeszcze tylko krótki lot nam miastem, jeden mały zakręt i lądujemy na lotnisku Ben Gurion oddalonym od kilkanaście kilometrów od Tel Avivu i jakieś 50 km od Jerozolimy. Nie mamy nawet szansy się zgubić, bo przy wyjściu czeka na nas pani z tabliczką z naszymi nazwiskami. Szybka odprawa, zdjęcie na powitanie pod Welcome in Israel i pakujemy walizki do taksówki.

Tel Aviv z lotu ptaka

Tel Aviv z lotu ptaka

Niecałe 10 minut na ziemi izraelskiej a już mamy nowego znajomego. I to nie byle jakiego! Samego Marathon Mana! Australijczyka, który spędza życie na bieganiu i biciu rekordów. Właśnie przyleciał z Florydy, a zaraz po Tel Aviv Samsung Marathon, gdzie dodatkowo w ramach Expo wystąpi z krótką prezentacją, leci na kolejny bieg, tym razem do Argentyny… I tak przez cały rok. Założył sobie, że w ciągu roku weźmie udział w jak największej liczbie oficjalnych maratonów organizowanych na 7 kontynentach. Bloga naszego za mało, żeby wrzucić chociaż skrawek jego biegowej listy, więc zajrzyjcie po prostu na jego stronę www.marathonman.com.au.

Kolorowe krawężniki
Pakujemy się więc razem z Marathon Manem do taksówki i w drogę, do hotelu. Jaka jest pogoda 26 lutego w Polsce to wszyscy mniej więcej jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. A tymczasem w Tel Avivie piękna wiosna. Pomimo więc 3-godzinnego lotu, wcześniejszych dwóch godzin spędzonych na lotnisku, zmęczenie gdzieś przepadło. Droga do hotelu mija na miłej pogawędce. Jest słońce, są palmy, na korki w wielkim mieście nie zwracamy uwagi. Mamy przecież krótkie wakacje.

Tel Aviv

Tel Aviv

A w hotelu już knujemy. To może mała zagadka dla naszych znajomych, którym nie powiedzieliśmy o naszej biegowej wyprawie. Niech zgadują. Szybkie zdjęcie z okna hotelu. Sto razy sprawdzamy, czy nie ma na nim żadnych charakterystycznych szczegółów i wrzucamy na nasz biegowy fan page na Facebooku. Na odpowiedź długo czekać nie musimy. Jesteście w Izraelu. Ale jak to? Karol, skąd wiedziałeś?! Przecież palmy na ulicach są nie tylko w Izraelu?! Żadnej obco brzmiącej literki, żadnego znaku… Zdradziły nas… krawężniki pomalowane w Izraelu na biało-niebiesko tam, gdzie można parkować oraz na biało-czerwono tam, gdzie jest zakaz. Prawda stara jak świat. Podróże kształcą. Chwila odpoczynku i jedziemy odebrać nasze pakiety startowe.

Tel Aviv

Tel Aviv

Przedmaratońskie Expo
W wielkim namiocie wybudowanym na skwerze w samym centrum Tel Avivu mieści się nie tylko biuro zawodów, ale również kilkadziesiąt stoisk z biegowymi akcesoriami, czyli tradycyjne już przedmaratońskie Expo. Pierwsze, co rzuca się w oczy to wszędzie bawiące się dzieci. Atrakcje zapewnia Samsung, główny sponsor biegu. Impreza biegowa, imprezą biegową, ale jak produkujemy pralki i odkurzacze, to też je musimy pokazać 🙂 Jest więc prezentacja urządzeń piorących, czyszczących… wielkie plazmy oczywiście też są. Nie brakuje również innych atrakcji. Stoisko z prawdziwą kawą po turecku, ciastkarnia, zaaranżowany bar z piwem i oliwki na wszystkich stolikach od kolejnego sponsora. A wszystko to w atmosferze sympatycznego rodzinnego pikniku.
Godzina już dosyć późna, ostatni dzień odbioru pakietów. Nie ma więc tłumów, za to są przesympatyczne wolontariuszki, które w ramach przyspieszonego kursu języka polskiego, zapisują sobie na kartce „cześć”, żeby witać kolejnych biegaczy z Polski, o ile takowi się pojawią. Sprawdziliśmy u organizatorów. Oprócz nas, biegły jeszcze dwie osoby. Niestety nie spotkaliśmy ich na trasie.

materiały promocyjne

materiały promocyjne

A co w pakiecie startowym? Numer startowy z chipem, koszulka techniczna Adidasa i materiały promocyjne od sponsorów i partnerów imprezy. Z żalem stwierdzamy, że nieznajomość języka szkodzi, bo chyba ominęło nas kilka zniżek w izraelskich sklepach. Jedyne bowiem, co zrozumieliśmy to cyferki. Ale już, co, kto, do kiedy i dlaczego było poza naszym zasięgiem. Jakoś jednak specjalnie nas to   nie zmartwiło. Po odbiorze pakietów obowiązkowe zdjęcie z numerem startowym na ściance i próba zrozumienia graficznego zestawienia najciekawszych faktów na temat imprezy. Dobrze, że był tłumacz.

Obowiązkowe zdjęcie na ściance

Obowiązkowe zdjęcie na ściance

Pakiety odebrane, zdjęcia zrobione, pora coś zjeść. W barze po przeciwnej stronie ulicy zajadamy się przepysznymi falafelami. Wszystko wskazuje na to, że miejscówka popularna ze świetnym jedzeniem, bo robi się coraz tłoczniej, coraz bardziej sympatycznie i coraz bardziej biegowo. Kucharz zza barku rozdaje falafele, biegacz z Niemiec rozpoznaje Marathon Mena, więc obowiązkowe zdjęcie, żeby pokazać żonie i wrzucić na fejsa … 🙂 W barze pojawiają się kolejni biegacze, których – jak się potem przekonamy – w Tel Avivie spotkać można prawie wszędzie, a już na promenadzie nad morzem najwięcej… Tutaj biegają chyba wszyscy. Z pakietami startowymi, po pierwszej izraelskiej kolacji wracamy do hotelu. Według programu, od samego rana czekają na nas kolejne atrakcje.

27 lutego, CZWARTEK, DZIEŃ DRUGI
Drugi dzień naszego pobytu w Izraelu zapowiada się baaardzo ciekawie. Punkt 10:00 wsiadamy do busa i jedziemy do Jerozolimy! Spacer uliczkami starego miasta, zwiedzanie, prawdziwy humus, mieszanka kultur… Chłoniemy wszystko, co się da. Na koniec wizyta w muzeum Yad Vashem. I pora wracać do Tel Avivu.

Jerozolima

Jerozolima

Prosto z wycieczki do Jerozolimy lądujemy na Pasta Party. I to jest dopiero Pasta Party! Kilka rodzajów makaronów, sałatki, oliwki, desery… Ponad 1000 osób , słuchając muzyki na żywo, wspiera się węglowodanami przed jutrzejszymi biegowymi wyczynami. Są i oficjalne przemówienia. Przemawia mer miasta Tel Aviv. Jakby nie było Tel Aviv Samsung Marathon to największa impreza biegowa w Izraelu, organizowana przez miasto. Jest się czym chwalić. Przygotować imprezę dla 40 tysięcy biegaczy to nie lada wyzwanie.

Pasta Party

Pasta Party

28 lutego, PIĄTEK, DZIEŃ TRZECI – TEL AVIV SAMSNUG MARATHON 2014
Godzina 5:15. Pod hotel podjeżdża bus, którym mamy dojechać do miasteczka biegowego. Z kartonowymi pudełkami ze specjalnie dla nas przygotowanym śniadaniem wzbudzamy zainteresowanie naszych współtowarzyszy podróży. A są nimi ku naszemu zaskoczeniu… Kenijczycy. Coś czujemy, że jest wśród nich zwycięzca tegorocznej edycji maratonu. I oczywiście nie mylimy się. W sumie to chyba wszyscy nasi kenijscy busowi znajomi zajęli miejsca w pierwszej dziesiątce, łącznie z przemiłą Kenijką, która pobiegła swój pierwszy maraton w życiu.

Jedzie z nami w busie zwycięzca Tel Aviv Samsung Marathon 2014.

Jedzie z nami w busie zwycięzca Tel Aviv Samsung Marathon 2014.

Po zaledwie kilku minutach jazdy jesteśmy na miejscu. Za niecałą godzinę – o 6:30 – startują maratończycy. My na swoją kolej – czyli na start półmaratonu – musimy poczekać do 8:00. Pora więc na „przed półmaratońskie” śniadanie, a potem na małą wycieczkę po pustym jeszcze o tej porze miasteczku biegowym i oczywiście kibicowanie startującym maratończykom. Wygodne sofy kuszą pośniadaniową drzemką. Wychodzimy jednak z namiotu i rześkie jeszcze o tej porze powietrze momentalnie stawia nas na nogi. Budzą nas też coraz ładniejsze widoki. Okazuje się, że jesteśmy obok przepięknego parku z palmami. Dorzućmy do tego właśnie wschodzące słońce i pocztówka z wakacji gotowa.

Hayrakon Park w Tel Avivie

Hayrakon Park w Tel Avivie

Na starcie coraz więcej ludzi. 2 500 maratończyków czeka tylko na sygnał. Gra rytmiczna muzyka, prowadzący imprezę zagrzewa do biegu. To oczywiście nasza zupełnie luźna interpretacja, bo nie rozumiemy ani słowa. Wszędzie czuje się jednak tę przedbiegową moc. Wystartowali! Przebieramy już nogami. Za 1,5 godziny polecimy i my.

Tel Aviv Samsung Marathon 2014 (fot. Ronen Topelberg)

Tel Aviv Samsung Marathon 2014 (fot. Ronen Topelberg)

Wracamy do miasteczka biegowego. Tym razem swoje podwoje otwiera przed nami namiot VIP, w którym mamy przyjemność gościć. Przegryzamy daktyle, popijamy kawę i raczymy się lekturą świeżej prasy 🙂

Poranny przegląd prasy

Poranny przegląd prasy

Czas płynie szybko na miłej pogawędce i nagle okazuje się, że już musimy biec do depozytów, potem ustawiać się w kolejce do Toy Toya, i jeszcze szybko zameldować się na starcie. No, cóż. Niby już ładnych parę biegów mamy za sobą, a jednak cały czas się uczymy… Mamy więc mądrą radę dla wszystkich. Nie zostawiajcie jednego z obowiązkowych punktów programu, czyli wizyty w Toy Tou, na ostatnią chwilę… Jeszcze tylko pamiątkowa fotka. Wpadamy na start i po prostu biegniemy.

Pamiątkowe zdjęcie przed startem.

Pamiątkowe zdjęcie przed startem.

Tel Aviv w biegu
Jest pięknie. Słońce już ładnie grzeje, a przed nami biegowa wycieczka po Tel Avivie. Wystartowaliśmy z Rokach Boulevard. Już na pierwszych kilometrach solidny podbieg na wiadukcie nad Ayalon Highway. Dobrze, że to początek trasy, więc bez problemu dajemy radę. Na razie nie pamiętamy, że na 20 kilometrze – już prawie przy samej mecie – będziemy musieli zaliczyć ten sam podbieg. Ale kto by się na razie tym przejmował. Przed wiaduktem pierwszy zespół muzyczny zagrzewający nas do „biegowej walki”.

Po lewej stronie mamy widok na Hayarkon Park, po prawej na telavivskie apartamentowce. Jeszcze chwila i już jesteśmy na Ha Yarkon Street, głównej ulicy biegnącej wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego. Mijamy nasz hotel i dużą grupę wolontariuszy, którzy już od piątej rano ustawiali stoły z wodą. Na trasie coraz więcej kibiców, a po prawej stronie przepiękny widok na Morze Śródziemne.

Tel Aviv Samsung Marathon 2014 (fot. Ronen Topelberg)

Tel Aviv Samsung Marathon (fot. Ronen Topelberg)

Można biec i biec… Na jakimś 5-6 kilometrze mijamy Marathon Mana, który biegnie już od ponad dwóch godzin i jak się potem okaże będzie biegł przez jeszcze ponad cztery… No nie wygląda za dobrze… Wymieniamy pozdrowienia i biegniemy dalej. Ha Yarkon Street zmienia się w Retsif Herbert Samuel Street, główny nadmorski bulwar z hotelami, restauracjami, knajpkami.

Tel Aviv Samsung Marathon 2014 (fot. Ronen Topelberg)

Tel Aviv Samsung Marathon 2014 (fot. Ronen Topelberg)

Mały zakręt i już jesteśmy na Allenby Street, głównej ulicy Tel Avivu. Wbiegamy w prawdziwe miasto. Piękna klimatyczna niska zabudowa, wąski ulice, a na nich coraz tłoczniej. No jest nas naprawdę dużo 🙂 11 tysięcy półmaratończyków, 2 500 maratończyków, którzy biegną już w przeciwnym kierunku… Jesteśmy na Rothschild Boulevard, jednej z najdroższych ulic Tel Avivu i jednej z największych atrakcji turystycznych miasta. Dobiegamy do Placu Kikar Habima, kulturalnego centrum Tel Avivu. Przed nami Teatr Habima, a na zakręcie kolejny zespół muzyczny. I wracamy drugą stroną Rothschild Boulevard. Piękny widok. Cała Rothschild Boulevard w obu kierunkach zapełniona biegaczami.

Tel Aviv Samsung Marathon 2014 (fot. Ronen Topelberg)

Tel Aviv Samsung Marathon 2014 (fot. Ronen Topelberg)

Jest moc! Wszyscy kibicują. Jest już bardzo gorąco. Z punktu nawadniającego bierzemy kolejną butelkę wody i lecimy dalej. Na trasie wolontariusze podają również izotniki. Bierzemy kubeczki, ale chwila zastanowienia i izotniki lądują w koszu… Przed chwilą zjedliśmy żel, a mądre głowy mówią i piszą, że najgorsze, co można zrobić to popić żel izotnikiem. Żołądek może nie wytrzymać takich atrakcji. Wolimy więc nie ryzykować. Dobiegamy do Allenby Street, potem Ha Yarkon Street, i znowu skręcamy w głąb miasta. I kolejny zakręt i kolejne piękne widoki. Jesteśmy na Dizengoff Street. Zaczynamy mocno czuć nogi. No ale trudno ich nie czuć, jak właśnie pokonujemy 15 kilometr trasy. Jeszcze tylko 6 km i meta!!! Sderot Ben Gurion, Ibn Gabirol Street…

Tel Aviv Samsung Marathon 2014 (fot. Ronen Topelberg)

Tel Aviv Samsung Marathon 2014 (fot. Ronen Topelberg)

Kolejne nawadnianie. Tym razem od zewnątrz:) Na 17 kilometrze wolontariusze zapewniają mały prysznic. I znowu jesteśmy przed naszym podbiegiem 🙂 Na trasie tłok. Dołączyło 18 000 biegnących na 10 km !!!

Tel Aviv Samsung Marathon 2014 (fot. Ronen Topelberg)

Tel Aviv Samsung Marathon 2014 (fot. Ronen Topelberg)

Trudno wyprzedzać, ale organizacja perfekcyjna. Na każdym skrzyżowaniu wolontariusze z megafonami informują dodatkowo o trasie. Przed nami ostatnia prosta! Jest tuż przed 10:00. Wpadamy na metę i pomimo tego, że rekord życiowy nie pobity, to udaje nam się złamać 2 godziny. Odbieramy medale o połowę mniejsze niż te, które dostaną maratończycy. Idea słuszna. Jakby nie było pokonaliśmy dystans o połowę krótszy.

Miasteczko biegowe (fot. Ronen Topelberg)

Miasteczko biegowe (fot. Ronen Topelberg)

W miasteczku biegowym tłum. Jakby nie było to największa impreza biegowa w Izraelu. 40 tysięcy biegaczy!!! Pomijając tych, którzy jeszcze biegną królewski dystans, cała reszta już świętuje swoje biegowe zwycięstwa. Odbieramy rzeczy z depozytu i docieramy do namiotu. Pora poświętować 🙂 Oliwki, zimne piwo i rozsiadamy się wygodnie na kanapach.

a po biegu... piwko i oliwki

a po biegu… piwko i oliwki

Świętujemy i kibicujemy na ostatnich metrach wbiegającym na metę maratończykom. Pora chyba wracać do hotelu. Zamiast wersji „podwózka” wybieramy wersję „kilku kilometrowy spacer”. No jeszcze nam mało. Trasą, którą biegliśmy wracamy do hotelu. No teraz to już naprawdę smaży, ale nie czujemy zmęczenia. W hotelu krótka drzemka, bo czeka nas wyprawa w miasto… Tym razem klimat Rothschild Boulevard chłonęliśmy wieczorową porą.

1 marca, SOBOTA, DZIEŃ CZWARTY
Odpoczywamy, no w końcu wczoraj trochę się zmęczyliśmy. Leżeć, to jednak nie leżymy. Wyruszamy na spacer wzdłuż morza i nabijamy kolejne kilometry. Dzisiaj sobota, w Izraelu dzień wolny od pracy. Wszędzie mnóstwo spacerowiczów, rowerzystów i oczywiście… biegaczy. Na nadmorskim bulwarze pomiędzy Tel Avivem a Jaffą co chwilę ich spotykamy. Tu naprawdę biegają prawie wszyscy! Ale jak nie biegać w tak pięknych okolicznościach? Prosta, płaska, kilkukilometrowa trasa z widokiem na Morze Śródziemne!

W Tel Avivie biegają prawie wszyscy...

W Tel Avivie biegają prawie wszyscy…

Wracamy do hotelu. Punkt 14:00 wyruszamy bowiem na kolejną zaplanowaną wycieczkę. Tym razem do Jaffy. No tam to dopiero było pięknie! Dziękujemy pięknie pani przewodnik i postanawiamy, że znowu wracamy na piechotę do hotelu. Miasto jest tak przyjazne i bezpieczne, że włącza nam się nasze warszawskie „szwendanie”. W ogóle nie czujemy się jak byśmy byli tu pierwszy raz w życiu. Robi się już szaro, zapada zmrok, a my wciągnięci w klimat miasta krążymy po telawiwskich uliczkach… A mieliśmy iść prosto 🙂 Przed zupełnym zagubieniem się w wielkim mieście uratował nas… brak świateł. Tam, gdzie nie ma świateł i jest mega ciemno jest… morze! Jesteśmy uratowani. Bulwarem wracamy więc do naszego hotelu, aby za chwilę znowu z niego wyjść. Tym razem na kolację do jednej z najbardziej popularnych teleawiwskich restauracji – Kimel Restaurant. Jak do niej kiedykolwiek traficie, spróbujcie koniecznie sałatki ze świeżych buraków z liśćmi mięty w obłędnym sosie, którego receptury bezskutecznie poszukujemy…

Jaffa

Jaffa

Jest już przed północą. Wyruszamy w kolejną „podróż” do hotelu. Po drodze wizyta w jeszcze czynnym izraelskim „spożywczaku”. I już mamy kilka opakowań tahimi, pasty sezamowej do humusu i dwa wielkie słoje daktylowego miodu.

2 marca, NIEDZIELA, DZIEŃ PIĄTY I OSTATNI
Co zrobić z tak pięknie rozpoczętym ostatnim dniem naszej biegowej podróży? Wyglądamy przez okno, a tam jakoś dziwnie mgliście. Niby mgła a jednak nie mgła… W hotelu jednak siedzieć nie zamierzamy i idziemy na spacer do starego portu w Tel Avivie. Dzisiaj już spokojnie, bez tłumów. Wszyscy w pracy, a my na spacerze. Mgła, która nie była mgłą okazała się burzą pustynną.

Tel Aviv w klimacie burzy pustynnej

Tel Aviv w klimacie burzy pustynnej

Po raz kolejny odwiedzamy park Hayrakon, kluczymy małymi uliczkami i po dwóch godzinach spaceru docieramy do hotelu. Chwila odpoczynku, obowiązkowy humus, którym się zajadamy podczas całej naszej wizyty i ruszamy dalej… Postanawiamy zobaczyć klimatyczny Carmel Bazar (Shuk HaKarmel), a potem raz jeszcze odwiedzić Jaffę.

Carmel Market

Carmel Market

Kilkukilometrowy spacer wzdłuż morza i jesteśmy. I znowu kluczymy małymi uliczkami, zaglądamy do otwartych jeszcze sklepików ze starociami. Robi się ciemno… Nigdzie się jednak nie spieszymy. W poniedziałek, bladym świtem, o 6:10 wracamy do Polski. Już o 2:40 wyruszamy na lotnisko. Spać więc na pewno się nie położymy… Nabijamy więc kolejne kilometry i nadmorskim bulwarem wracamy do hotelu.
Do Polski wracamy pełni wrażeń, zachwyceni miejscem z obietnicą, że jeszcze tam kiedyś wrócimy 🙂

Monika Bartnik & Andrzej Gałązka

Zapraszamy również na naszego bloga TU

Za zorganizowanie naszej biegowej podróży chcieliśmy serdecznie podziękować Ministerstwu Turystyki Izraela, Izraelskiemu Rządowemu Centrum Turystyki – IGTO Polska, miastu Tel Aviv i wszystkim tym, których poznaliśmy… Einat, Mirze, Benowi, Kineret, Helenie za to, że pokazali nam swój kraj.

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *