8 maja br. w ponad 30 miejscach na całym świecie odbyła się trzecia edycja biegu Wings For Life World Run. Bartosz Olszewski wygrał w Kanadzie, Dominika Stelmach w Australii. W Polsce najlepsi okazali się Tomasz Walerowicz oraz Agnieszka Janasiak. W Holandii triumfowała Diana Gołek.
Pod Poznaniem, uciekając mecie przez 71,2 km, wygrali Tomasz Walerowicz, który globalnie zajął 7. miejsce, oraz Agnieszka Janasiak, która przebiegła 38,83 km. Diana Gołek triumfowała w holenderskiej Bredzie. Największych emocji dostarczyli zeszłoroczni zwycięzcy z polskiej edycji, którzy skorzystali z zaproszenia organizatora i wybrali starty za granicą. Dominika Stelmach wygrała bieg w Australii (Melbourne), zajmując tam 3. miejsce open i 7. miejsce wśród kobiet na świecie (55,2 km). Bartosz Olszewski startował w Kanadzie (Niagara Falls), gdzie do końca walczył o czołową trójkę na świecie. Bijąc zeszłoroczny rekord i ulegając globalnie tylko Włochowi Georgio Calcaterrzie, zakończył bieg po 82,4 km. Oto, co oboje powiedzieli na gorąco zaraz po zakończeniu rywalizacji:
Dominika Stelmach:
Pierwsze 20 km były dla mnie bardzo trudne, wręcz dramatyczne (tempo po 15 km powyżej 4:20). Słaby początek wynikał z tego, że przez pięć dni przed startem byłam na antybiotyku i nie zrobiłam żadnego treningu. Na szczęście w dalszej części udało mi się w końcu wejść w bieg, przyśpieszyć i po 40 km biegło mi się naprawdę dobrze. Ostatecznie średnia z 55 km to 4:10. Trasa była dużo trudniejsza od płaskiej w Polsce, cały czas pod wiatr i przy otwartym ruchu ulicznym ze szczególnie uciążliwymi ciężarówkami.
Temperatura jak na Australię całkiem znośna, bo około 20 st. C. Większym problemem była wilgotność na poziomie 85–90% i punkty z wodą rozstawione tylko co 5–6 km. Ratowałam się żelami energetycznymi. Najgorsza była jednak nuda i samotność na trasie, większość dystansu przebiegłam sama. Wiem, że w dogodniejszych warunkach mogło być znacznie lepiej, ale mimo wszystko jestem bardzo zadowolona z wyniku. Mogę powiedzieć, że jestem aktualną rekordzistką Wings For Life w Polsce i Australii. Gratulacje dla wszystkich, którzy podjęli wyzwanie. Czas na regenerację i zwiedzanie.
Bartosz Olszewski:
Od początku biegło mi się bardzo dobrze, pomimo zawrotnego tempa, którym zaczęliśmy bieg razem z dwoma innymi zawodnikami. Po pierwszych 10 km średnie tempo wynosiło 3:42! W końcu zostałem tylko z zawodnikiem ze Stanów Zjednoczonych [Zachary Ornellas], który wyglądał świetnie i chwilami uciekał mi na kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt metrów. Jednak po 40. kilometrze gwałtownie osłabł i zostałem sam na prowadzeniu. Pomimo kilku kryzysów, z którymi musiałem się zmierzyć, nie miałem drastycznych spadków tempa. Jeszcze 70. kilometr pokonałem ze średnią 3:46. Niestety ostatnie kilometry były już mocno pod wiatr, tempo spadło do 4:02, organizm też już nie pozwalał przyspieszyć. Na tym etapie wiedziałem, jak wygląda sytuacja na świecie i nie mogłem uwierzyć, że przekraczam magiczną granicę 80 km, bijąc dotychczasowy rekord biegu. Bieg w Kanadzie w porównaniu z tym w Polsce był dużo mniejszy (750 osób), a oprawa dużo skromniejsza. Od startu do mety towarzyszyły mi tylko dwa rowery i kamera TV. Trasa wiodła wśród farm i pól golfowych. Za 20. kilometrem bardzo podobna do tej w Polsce zaraz po opuszczeniu Poznania. Sprzęt spisał się na medal i nie mam żadnych uszkodzeń czy odcisków. Zwykłe zmęczenie materiału. Teraz zajadam burgery, popijam piwo i czekam, kiedy pośladki i stopy przestaną mnie boleć.