“Tak, udało się. Zrobiłem to, chociaż nie jest to moja profeska. Góry to góry”. Z Mariuszem Miśkiewiczem, zdobywcą 2. miejsca w Lidze Biegów Górskich 2022, rozmawiamy o jego starcie na dystansie 50 km podczas Dead Sea Marathon 2023, gdzie zajął 3. miejsce.
13.02.2023 r.
Monika Bartnik: “Tak, udało się. Zrobiłem to, chociaż nie jest to moja profeska. Góry to góry”. Tak po staracie w Dead Sea Marathon w Izraelu i zajęciu 3. miejsca (brązowy medal Israel Championship) na dystansie 50 km napisałeś w swoich social mediach. Co Cię więc skłoniło do tego, że zszedłeś z gór i wystartowałeś na zupełnie płaskiej trasie i to jeszcze w najniżej położonym biegu na świecie?
Mariusz Miśkiewicz: Chciałem coś zmienić, po prostu. Każdy biegacz w pewnym momencie szuka nowych bodźców, więc postawiłem na wytrzymałość szybkościową. Na początek. Pomysł z realizacją tego w optymalnych warunkach (stabilny klimat), dzięki mojej żonie, która mieszka tu w Izraelu, wszedł już dużo wcześniej, jakoś po zakończeniu sezonu 2022…
Cały poprzedni sezon walczyłem w Polsce, w Lidze Biegów Górskich, gdzie ostatecznie ukończyłem na 2. miejscu. Dla jednych to może mało prestiżowe, ale dla mnie owszem. Biegałem naprawdę sporo, praktycznie oddałem berło w ciągu całego sezonu tylko trzy razy. I to nie byle komu, bo Sylwkowi Lepiarzowi tylko 🙂 Ja nie lubię kalkulować, więc z perspektywy czasu wiem, że jestem uniwersalny, biegałem wszystko. I często wszystko wygrywałem. Na Turbaczu, w letniej edycji potrafiłem w ciągu jednego weekendu wygrać trzy biegi, najpierw 21 km, potem wieczorem 10 km, a następnego dnia dołożyłem jeszcze downhilla (haha). Nie zrozum mnie źle, nie chwalę się, ale to naprawdę było grube. Każdy, kto ma pojęcie, ile energii się spala podczas jednych zawodów, ten zrozumie mój ból (haha), a ja zaliczyłem ich 27, także drugie miejsce w Lidze Biegów Górskich cieszy mnie ogromnie, bo wiem, że zapracowałem na to. Nie było miękkiej gry. Było bardzo intensywnie i co ważne, bezkontuzyjnie. Miło wspominam ten czas. Ale wchodząc w kolejny sezon, postanowiłem coś zmienić, może spróbować zagrać na „cwaniaka”, może spokornieć…zwał jak zwał, zatem planuję tylko (jak na mnie) 6 startów. Na początek nietypowo, płasko – 50 km, ale jak wcześniej wspomniałem, chciałem poprawić wytrzymałość szybkościową. Teraz już wracam w góry. Zobaczymy, co z tego będzie.
Czy biorąc pod uwagę fakt, że wyjątkowo wystartowałeś na płaskiej trasie, zmienił się Twój trening i przygotowanie pod ten konkretny bieg?
Tak, skupiłem się na prędkościach maratońskich, trochę „liznąłem” szkoły rosyjskiej, dzięki trenerowi mojej żony. Było głównie płasko, interwałowo i… strasznie nudno 🙂 No niestety, bieganie na ulicy rządzi się swoimi prawami: tempo i kilometraż. Nie byłoby jednak tych przygotowań, gdyby nie wsparcie finansowe mojego przyjaciela Szymona Stańczaka, który zaufał mi i robi wszystko, bym miał komfort w realizowaniu celów. Cały udany sezon 2022 zawdzięczam wsparciu STAŃCZAK TEAM, więc w tym sezonie chcę wypaść jeszcze lepiej. Jestem mu to winien, naprawdę wiele osób życzyłoby sobie takiej pomocnej dłoni. To są niepoliczalne wartości.
Odpowiadając na pytanie o trasę podczas biegu górskiego można spodziewać się opowieści o zróżnicowanym terenie, zmieniających się warunkach… Tymczasem w przypadku Dead Sea Marathon trudno mówić o różnorodności, a jednak jest pięknie 🙂 Jaka jest więc trasa, czym się wyróżnia? Czy było coś, co Cię na niej zaskoczyło?
Jeżeli chodzi o wrażenia z samego biegu to naprawdę jest to bieg wyjątkowy – na poziomie -437 i piękne widoki, szczególnie na dłuuuuuugim 18-kilometrowym odcinku. Nawierzchnia żwirowo-solna z wybojami. Po pewnym czasie, biegnąc już na niemałym zmęczeniu, masz wrażenie, że znajdujesz się gdzieś w kosmosie, taka księżycowa droga, naprawdę super doświadczenie. Tylko końcówka, ostatnie 5 km promenadą do Ein Bokek, to asfalt.
Dużym zaskoczeniem na trasie był dla mnie wiatr, który na moim dystansie (50km) skutecznie utrudniał utrzymywanie tempa biegu, a co za tym idzie, ogromna utrata energii (nie wziąłem tego pod uwagę wcześniej).
Co było dla Ciebie największym wyzwaniem podczas biegu?
Największym wyzwaniem jednak podczas biegu było ostatnie 10 km. Mimo że punkty żywieniowe na trasie były gęsto rozmieszczone (co 3 km) nie korzystałem często i to był błąd. Zabrakło mi energii na końcówce, niestety. Te ostatnie 10 km dociągnąłem można powiedzieć „głową”, strasznie się męczyłem. Tu pomogło doświadczenie, wszak nie raz, nie dwa, w górach trzeba było „urabiać” głowę, by przyzwoicie (czas) skończyć bieg. A więc ciągnąłem ten wóz 10 kilometrów i… udało się.
Jak oceniasz samą organizację imprezy?
Mega wielkie przedsięwzięcie, 7000 uczestników. Sprawny odbiór pakietu, bezpłatne parkingi w całym miasteczku w dniu zawodów, promocyjne warunki zakwaterowania w hotelach, punkty żywieniowe gęsto rozmieszczone, bogate w papu (z tego, co udało mi się zauważyć po drodze), a na mecie stół żywieniowy full wypas-owoce, warzywa, izo, woda, orzechy, chipsy, paluszki, chałwa, czekolada…czego tam nie było… I jeszcze udostępnione plaże wraz z bezpłatnymi leżakami!
Komu polecisz start w Dead Sea Marathon na dystansie 50 km, a komu jednak odradziłbyś ten dystans?
Polecam każdemu wzięcie udziału w tej imprezie. Organizator zadbał, by nie było nudy. Dostępnych jest aż 5 dystansów. 5 km, 10 km, 21,1 km, 42,2 km i 50 km. Dla każdego coś dobrego…no i w pakiecie masz Morze Martwe. Można po biegu leżeć, gdzie się chce – na leżaku lub na wodzie, jak komu wygodniej (hahaha). A widoki? Nie, tego się nie da opowiedzieć. Trzeba po prostu tam być. Piękna, zimna, biała Jordania na wyciągnięcie jednej ręki, a z drugiej strony „nasza” Negew, czerwona i rozpalona (26°).
Mój dystans 50 km nie należy do łatwych, wbrew pozorom… więc jeśli masz na swoim koncie ukończenie kilku maratonów górskich, spoko, dasz sobie radę, a może i zawalczysz o fajny czas. Jeśli jednak interesują Cię wyłącznie walory estetyczne miejsca, wybierz krótsze dystanse: 5, 10 lub 21 km…Wystarczy, by nacieszyć oko i wpaść na metę bezboleśnie. Bieganie w miejscu na co dzień niedostępnym, wśród naturalnych rzeźb solnych jest już wystarczającą nagrodą, nie ma sensu katować się 50 km.
To nie jest Twój pierwszy bieg w Izraelu, ponieważ tutaj mieszkasz. Jakie więc inne imprezy możesz polecić naszym Czytelnikom?
Tak, kilka biegów tutaj już zaliczyłem. Do tych ciekawszych należy Wyścig Wulkanów, Desert Marathon oraz Jerusalem Marathon – to na pewno czołówka biegów trailowych, choć bywają i mniejsze, równie ciekawe jak Hula Run, Arad o wschodzie słońca, Hermon Challenge czy Maraton Biblijny… Ogólnie polecam tu każdy bieg. Według mnie wszystkie zawody są warte polecenia. Pytanie, co komu pasuje. Mnie akurat wszystko i wszędzie :))))
Jaki jest Izrael okiem biegacza? Jakie miejsca polecasz odwiedzić “na biegowo”?
Piękny! Zaczynając od południa: czerwony kanion, obok Ejlatu nad Morzem Czerwonym, gdzie można zafundować sobie kilka przebieżek, ale Red Canion i pustynia Negew to naprawdę według mnie must have. Jak dla mnie, najpiękniejsze miejsce Izraela.
Drugi punkt obowiązkowy na mapie biegowo-turystycznej to Timna Park. Tu już niestety trzeba zapłacić za wstęp do parku pustynnego, ale warto. Jest co robić przez cały dzień. To ogromny park pustynny z wytyczonymi różnymi ścieżkami…
Szybko przelećmy na północ. Tak, wiem, że omijam Jerozolimę, Emek i Twerie… ale to takie oklepane. Zatem, skoro północna część, to…Golany! Mnóstwo szlaków, a propos szlaków, nie wiem, czy wiesz, ale Izrael jest jednym z najlepiej oznakowanych szlakowo krajów. Tu naprawdę nie da się zgubić (oczywiście w granicach rozsądku), wystarczy trochę kreatywności. No i warto też wspomnieć, że wszystkie pola namiotowe są bezpłatne. Jeśli więc ktoś planuje dłuższą wycieczkę biegową, kilkudniową, to jest świetny temat.
Skoro mowa o Golanach, to już rzut beretem na Hermon, najwyższą górę Izraela. Czy polecam? Hmm, dla zdobywców, tak… Na zakończenie chciałbym jednak zwrócić uwagę na Izraelski Szlak Narodowy (National Israel Trail). Ciągnie się od Ejlatu do granicy z Libanem. Oczywiście nie polecam go robić w całości, na raz, bo ma 1000 km, ale można wybrać sobie jakiś etap. Wędrówka taka to rzut oka na cały Izrael. Można zacząć od suchej i pustej pustyni Negev z setkami kilometrów księżycowych krajobrazów, przez rejon zielonych wzgórz w centrum, przedmieścia Jerozolimy, wybrzeże śródziemnomorskie, góry Karmel czy łagodne wzniesienia Galilei, aż po żyzne doliny i głębokie kaniony przy granicy z Libanem… Ogólnie, to w Izraelu jest co robić (biegać), wystarczy zamknąć się na fakenewsy z TV a otworzyć na chęć poznania. Poznania świata. Bo świat jest naprawdę ciekawy!
Jesteś naszym Czytelnikiem? Dołącz do naszych Patronów i w ramach Patronite.pl wspieraj rozwój portalu ruandtravel.pl.
Naszym Patronom oferujemy m.in. pakiety startowe na biegi, przekazujemy produkty do testów, wysyłamy newsletter…
Kliknij w baner poniżej i poznaj szczegóły