25 maja 2019 By GÓRY & ULTRA, Slider With 11981 Views

Mój czas w Słowenii. Relacja Kingi Kwiatkowskiej z Ultra Trail Vipava Valley 53 km.

„Nie mogłam doczekać się startu. W końcu ruszyliśmy. Pierwsze kilometry trochę zbyt mocno. Z profilu wydawało mi się, że do 28 km wzniesienia będą mało odczuwalne. Okazały się jednak nie takie płaskie. Podczas biegu starałam się również dostrzegać to, co mnie otaczało. Przyroda w Słowenii jest zjawiskowa i taka zadbana sama przez siebie.”  Zapraszamy do przeczytania relacji Kingi Kwiatkowskiej z tegorocznej edycji Ultra Trail Vipava Valley, podczas której na dystansie 53 km zajęła 5. miejsce wśród kobiet.

25.05.2019 r.
Tekst: Kinga Kwiatkowska

Plan wyjazdu do Słowenii na Ultra Trail Vipava Valley pojawił się w ubiegłym roku, kiedy Monika z www.runandtravel.pl zaproponowała mi i Jarkowi Gonczarenko (red. – relację Jarka ze startu na dystansie 100 mil możecie przeczytać >>> tu) wyjazd w to urocze miejsce. Nie wahałam się ani przez chwilę. Miałam tylko dylemat, co do wyboru dystansu. Pomyślałam sobie, że skoro chcę tam pojechać, to pobiegnę 100 km… Z drugiej strony w perspektywie miałam zbliżający się Zakopiański Weekend Biegowy z Sokołem, musiałam więc zachować rozsądek. Dobrym wyborem było więc 53 km.

Moje wyobrażenie o Słowenii było nieco inne od tego, co zobaczyłam w rzeczywistości. Kraj ten kojarzył mi się z bardzo łagodnym krajobrazem na wzór Beskidu Niskiego. I tutaj bardzo pozytywnie się zaskoczyłam. Naszą podróż do Słowenii rozpoczęliśmy 8 maja. Dojechaliśmy do Wiener Neustadt w Austrii, gdzie przenocowaliśmy, żeby nie zarywać nocy. Wiener Neustadt to miasto bardzo przemysłowe, więc na samą myśl o treningu w takich okolicznościach odechciało mi się porannego wybiegania. Zostawiłam to na wieczór w Postojna-Słowenia, miejscowości oddalonej o około 23 km od miejsca startu UTVV w Vipavie.

W drodze do miejsca naszego zakwaterowania chcieliśmy jeszcze coś zobaczyć, więc zrobiliśmy sobie spacer wokół jeziora Bled w deszczowe południe. Odwiedziliśmy również położony nieopodal bajeczny wąwóz Vintgar. Kręta ponad 2-kilometrowa ścieżka z różnymi formami krajobrazu zaprowadziła nas do wodospadu. Trudno było oderwać wzrok! I jeszcze ten śpiew ptaków, który rozprzestrzeniał się na całą Słowenię. Wieczorem dotarliśmy do miejsca noclegu z poczuciem, że nie marnujemy czasu. Ja myślami byłam już w lesie, więc szybko przebrałam się i poszłam na rozpoznanie terenu. Wszędzie była soczysta zieleń – nie tylko drzew, ale również trawy pojawiającej się w gęstym lesie. Na kolejny dzień zaplanowałam już lekki rozruch z rytmami, tym razem z samego rana, czyli o mojej ulubionej porze do biegania, gdzie na co dzień nie zawsze jest to możliwe.

9 maja w południe odebraliśmy pakiety. Biuro zawodów, a zarazem meta dla wszystkich dystansów, była zlokalizowane na rynku w Vipavie. Miasteczko liczy sobie niecałe 2000 mieszkańców. Na Ultra Trail Vipava Valley przyjechało około 1000 biegaczy, co sprawiło, że UTVV było najważniejszym wydarzeniem w tym czasie, w które zaangażowani są prawie wszyscy mieszkańcy.  Przyjazd do Słowenii nie wiązał się tylko z moim startem, ale także ze startem Jarka na dystansie 100 mil oraz startem Sebastiana na dystansie 100 km. Było przy tym trochę logistyki, ponieważ mieszkaliśmy 23 km od Vipavy, a oczywiście starty były o różnych godzinach – Jarka o godz. 18:00, a Sebastiana o godz. 24:00. Dzień przed moim startem podróżowałam więc do Vipavy i z Vipavy trzykrotnie. Na ostatniej prostej do domu zgubiłam się na drodze i opóźniłam czas przyjazdu. Właśnie wtedy, kiedy potrzebowałam jak najszybciej odpocząć. No ale przywykłam już do takich sytuacji 🙂 Przed zaśnięciem po raz chyba setny sprawdziłam ślady dystansu 100 mil, gdzie walka była bardzo wyrównana i sama byłam ciekawa jej zakończenia.

Kinga Kwiatkowska i Kuba Snochowski / start Ultra Trail Vipava Valley 2019 / fot. materiały organizatora

W sobotę wstałam skoro świt – przed 5.00 – żeby zdążyć na start. Jak w szwajcarskim zegarku według regulaminu byłam w Vipavie o 6:10. Stamtąd jechaliśmy autobusem do miejscowości Vipavski Križ, gdzie był zlokalizowany start dystansu 53 km. Na szczęście nie byłam sama z moimi myślami. Był ze mną Kuba Snochowski, którego dopiero co poznałam, a rozumieliśmy się, jakbyśmy byli starymi dobrymi znajomymi 🙂 Kiedy dotarliśmy na miejsce do startu było jeszcze około 1,5 godziny. Spędziliśmy je między innymi w sympatycznej kawiarence w tej zabytkowej miejscowości położonej na wzgórzu doliny Vipavy i otoczonej gotyckimi murami. Przed samym startem czekała na nas rozgrzewka na placu, na którym z jednej strony mieliśmy ruiny, a z drugiej współczesną szkołę. Już na kilka chwil przed startem mieliśmy pokaz taneczny grupy dzieci ADC.

Kinga Kwiatkowska / start Ultra Trail Vipava Valley 2019 / fot. materiały organizatora

Start Ultra Trail Vipava Valley 2019 / fot. materiały organizatora

Nie mogłam doczekać się startu. W końcu ruszyliśmy. Pierwsze kilometry trochę zbyt mocno. Z profilu wydawało mi się, że do 28 km wzniesienia będą mało odczuwalne. Okazały się jednak nie takie płaskie. Podczas biegu starałam się również dostrzegać to, co mnie otaczało. Przyroda w Słowenii jest zjawiskowa i taka zadbana sama przez siebie. Wrażenie robi również bliskość gór, które zewsząd otaczają Vipavę. Są takie wzniosłe. Porośnięte drzewami, w większości nie widać runa leśnego tylko trawy, miejscami skaliste jak nasze Tatry i strome. Zachwycałam się również polami winorośli przecinającymi lasy. We wsiach, przez które przebiegaliśmy bardzo spodobała mi się architektura. Domy są przyklejone do siebie i ustawione tuż przy drodze, co sprawia, że uliczki są bardzo wąskie. Dzięki temu odnosi się wrażenie, jakby ludność tam zamieszkała miała ze sobą bliskie relacje. Wygląd domostw, gdzieniegdzie średniowieczny, dodawał klimatu do całego otoczenia. Brak szyldów reklamowych, dbałość o otoczenie przez mieszkańców to kolejna rzecz, która mnie urzekła!

Kinga Kwiatkowska / fot. materiały organizatora

Wrócę do mojej wewnętrznej rywalizacji. Do pierwszego punktu, tj. około 11 km, było szybko, stąd później miałam lekki zjazd i milion niepotrzebnych myśli, z którymi trzeba było się uporać. Nie miałam potrzeby czegokolwiek zabierać z tego punktu, więc nie zatrzymywałam się, bo wiedziałam, że kolejny jest na 20 km i to było dla mnie optymalne. Trochę doskwierał mi ból haluksa, ale nie dałam za wygraną. Wróciłam myślami do Ultrajanosika Legendy, podczas którego ten ból praktycznie wcale nie odpuszczał i towarzyszył mi przez ponad 16h z różną intensywnością.


Od 20 km był krótki podbieg, później galop w dół. Pozwoliłam się wyprzedzić, bo szarpane czyjeś tempo byłoby bez sensu. Mogłoby to mnie zbyt wiele kosztować. Z podziwem patrzyłam na kobiety, które wyprzedzały mnie pięknym biegowym krokiem. Jednak wyścig jeszcze się nie skończył, a wręcz miałam wrażenie, że dopiero zaczął! Na podejściu od 28 km jak rasowy ultras odzyskiwałam siły. Tam, gdzie tylko mogłam starałam się podbiegać. To właśnie na tym podejściu około 10 km do góry przesunęłam się do przodu o jedno miejsce w kategorii kobiet. Blisko szczytu widziałam pierwszego mężczyznę z dystansu 100 mil. Musiałam mu życzyć powodzenia! Chwilę dalej zrobiłam zapowiedź fotografowi, żeby się przygotował na mistrza z najdłuższego dystansu. Jednak cały czas mocno kibicowałam Jarkowi.

Kinga Kwiatkowska / fot. materiały organizatora

Na szczycie Nanos, czyli na kolejnym punkcie, uzupełniłam co potrzeba i pobiegłam dalej. Można powiedzieć, że już praktycznie do mety. Zróżnicowanie terenu było bardzo duże. Początkowo trakt leśny, który mnie ucieszył, bo mój haluks lepiej to znosi. Gdyby było tylko ostro i kamieniście to byłoby cholernie ciężko. Dalej mieliśmy ścieżki leśne urozmaicone korzeniami i takimi różnymi elementami, jak to w lesie. Na tym odcinku również przesunęłam się do przodu o dwa miejsca w kategorii kobiet. Na kolejny punkt – tj. 44 km – już nawet nie popatrzyłam. Dzikim pędem chciałam jak najszybciej znaleźć się na mecie. Końcówka była stroma i mocno kamienista. Trzeba było zacisnąć zęby. Zaraz nastąpi koniec mojej walki. Ostatnia kręty odcinek w tym uroczym miasteczku i upragniona meta, z całą masą kibiców lokalnych i tych, którzy kochają ultra bieganie. Na mecie zameldowałam się jako 5. kobieta.

Kinga Kwiatkowska – 5. kobiecie na dystansie 53 km Ultra Trail Vipava Valley 2019

Kinga Kwiatkowska – 5. kobiecie na dystansie 53 km Ultra Trail Vipava Valley 2019

Na mecie wraz z Kubą, Sabiną i Sebastianem oczekiwaliśmy trochę z niecierpliwością na Jarka, bo ślad na stronie pokazywał jak gdyby stał w miejscu. No ale to tylko elektronika. Wiedziałam, że nie ma takiej opcji i zaraz tutaj wpadnie na metę. No i wpadł! Łamiąc 22h! Najtrudniejszy do tej pory bieg i najbogatszy, jeśli chodzi o przeżycia i widoki. Takie było pierwsze wrażenie Jarka po biegu.

Kinga Kwiatkowska i Jarek Gonczarenko / fot. materiały organizatora

Poznałam Lindę, niesamowicie sympatyczną biegaczkę z RPA. To było bardzo miłe spotkanie, na pewno je zachowam w swojej szufladce.

Linda i Kinga Kwiatkowska / fot. archiwum prywatne

Po powrocie w nocy do Postojna zamiast regenerować się chyba z nadmiaru emocji nie mogłam spać. Czasami tak mam, że kompletnie nie potrafię sobie znaleźć miejsca. Aż w końcu usłyszałam, że może pójdę sobie pobiegać o 4 nad ranem 🙂 Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale pierwsza noc po zawodach właśnie tak u mnie wygląda.

Kolejnego dnia zwiedziliśmy jeszcze piękny zamek Predjamski wydrążony w skale i zawieszony w 123-metrowej turni. Jest wspaniały. Nie dziwi więc to, że jest na liście top10 najbardziej fascynujących zamków na świecie. Po zwiedzaniu pojechaliśmy na dekoracje Jarka, gdzie również zatańczył dla nas zespół ADC. W końcu udało się zamienić słowo z organizatorem biegu Bostjanem, któremu serdecznie dziękuję za te wspaniałe emocje i pokazanie nam tego, co najlepsze w Słowenii. Chyba tu jeszcze wrócimy!

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *