19 czerwca 2017 By GÓRY & ULTRA, LUDZIE, RUNSTYLE, Slider With 9467 Views

Very, very extreme… Marta Wenta pierwszą kobietą na dystansie 103 km Dolomiti Extreme Trail 2017

„Przed startem żartowałam, że dobrze byłoby się zmieścić w 20 godzinach, bo tyle powinien wytrzymać mi zegarek” – mówi Marta Wenta, pierwsza kobieta na dystansie 103 km Dolomiti Extreme Trail 2017. Zapraszamy na krótką rozmowę po biegu.

17:04:41,06. To dokładny czas, w jakim pokonałaś dystans 103 km w ramach Dolomiti Extreme Trail, ustanawiając tym samym kobiecy rekord trasy, który w ubiegłym roku należał do Lisy Borzani i wynosił 18:06:22. To prawie godzinę szybciej! W klasyfikacji generalnej byłaś 11. Gratulujemy! Czy spodziewałaś się wygranej?

Dziękuję! Nie, nie spodziewałam się. Pierwszy raz byłam w innych górach niż polskie i był to dla mnie przede wszystkim urlop połączony ze świetną przygodą w postaci DXT. Nigdy nie miałam do czynienia z tak wysokimi górami czy też tego typu biegiem. Przed startem żartowałam jedynie, że dobrze byłoby się zmieścić w 20 godzinach, bo tyle powinien wytrzymać mi zegarek.

W tym roku drugą kobietą na dystansie 103 km była holenderka Susan van Duijl, która na metę przybiegła po 18 godzinach i 40 minutach. Był jednak taki moment podczas biegu, że dzieliło was zaledwie 10 minut. Czy czułaś oddech konkurencji na plechach?
Na pierwszym punkcie odżywczym (około 10 km) dogoniłam Annemarie Gross i biegłyśmy praktycznie razem do około 50 km. Szczerze powiedziawszy kojarzyłam tę zawodniczkę i czekałam cały czas aż uruchomi swe niespożyte zapasy energii i poleci do przodu. Kiedy jednak na kolejnym punkcie kontrolnym zatrzymała się na kilka minut więcej zaczęłam zostawiać ją z tyłu. Potem nie miałam już pojęcia, jaką mam przewagę i czy ktokolwiek mnie goni.

Organizatorzy Dolomiti Extreme Trail mówią o swojej imprezie „very, very extreme”. Czy możesz powiedzieć, czy rzeczywiście jest tak ekstremalnie i na czym polega trudność biegu? Jak radziłaś sobie nocą podczas biegu na tak trudnej trasie?
Noc akurat mi sprzyjała. W ciemności pokonałam najtrudniejsze odcinki trasy i trochę zniwelowała ona ich ekstremalność. Już w trakcie startów w Polsce zauważyłam, że kiedy mam przed sobą jedynie światło czołówki łatwiej jest mi pokonywać trudne technicznie odcinki. Skupiam się wówczas tylko na tym, co jest kilka metrów przede mną, a nie otaczających mnie przepaściach.
Trudnością biegu Dolomiiti Extreme Trail są bardzo strome podejścia i zejścia, powtarzające się wielokrotnie. Nawet na 90 km, kiedy w nogach czuć już mocne zmęczenie, do pokonania jest niemal pionowa leśna ściana, a do 100 km leci się ciągle lekko pod górę. Do tego dochodzą ruchome kamienie, szuter. Tak naprawdę, żeby zrozumieć ekstremalność tego biegu trzeba w nim po prostu wziąć udział. Próby opisywania tego, co dzieje się z Twoim ciałem, czy umysłem nie mają sensu.

Strome zbiegi, wąskie ścieżki pełne konarów, kamienista nawierzchnia, przepaście tuż za kosówką… „Trudny technicznie”. To najczęściej pojawiające się komentarze polskich biegaczy po ubiegłorocznej edycji imprezy. Jaki komentarz przychodził Tobie do głowy podczas biegu?
Na trudnych odcinkach rzucałam jedynie niecenzuralne słowa. Zaś na szczytach powtarzałam w kółko – Jak tu pięknie!! Poza tym raczej nie myślałam o jakichkolwiek komentarzach, a o wielu innych rzeczach jak to zwykle bywa na ultra.

Co było dla Ciebie największym wyzwaniem na trasie? Co sprawiło Ci największą trudność?
Bardzo trudne pytanie. Nie umiem chyba wskazać takiej rzeczy. Cała trasa była sporym wyzwaniem. Przed biegiem najbardziej przerażał mnie długi czas jego trwania, jak dotąd biegałam jedynie 13 godzin. Może właśnie ta ciągła kalkulacja i rozkładanie sił było najtrudniejsze.

A co sprawiło Ci największą przyjemność podczas biegu? Czy tylko widoki, które powalają z nóg?
Widoki na pewno! Nieraz chciałam się zatrzymać i tylko patrzeć na to piękno. Poza tym najcudowniejsi byli ludzie! Wolontariusze dopingowali mnie od samego początku, a przywitanie na mecie było jednym z najpiękniejszych jakiego dotąd doświadczyłam. Niesamowita atmosfera!

Marta Wenta na rękach organizatorów / fot. Dolomiti Extreme Trail

Marta Wenta na rękach organizatorów / fot. Dolomiti Extreme Trail

17 godzin na wymagającej trasie to niezłe wyzwanie… Jaką miałaś strategię na ten bieg? Jak długa aklimatyzacja jest potrzebna?
Przyjechałam w Dolomity na dwa dni przed startem, więc ciężko mówić o jakiejś aklimatyzacji. Wybraliśmy się na krótką wycieczkę w góry w czwartek, w celu lekkiego rozruchu zasiedziałych w samochodzie nóg. Na porządne zwiedzanie okolicznych szlaków udaliśmy się ze znajomymi tak naprawdę po biegu. Strategia zaś zakładała dotarcie do mety w limicie. To wszystko.

Dlaczego zdecydowałaś się na ten właśnie bieg w Dolomitach?
Już w zeszłym roku chciałam pojechać na jakieś zagraniczne zawody, niestety wyjazd nie doszedł do skutku. W tym sezonie postanowiłam sobie spełnić to marzenie i na jesieni zapytałam znajomych, gdzie się wybierają. Wspomnieli o Dolomiti Extreme Trail i tak zostało.

Czy Dolomiti Extreme Trail to impreza dla każdego? Komu byś ją poleciła?
Polecam każdemu, kto lubi małobiegowe, wymagające technicznie trasy. Jeżeli ktoś ledwo daje radę w polskich Beskidach, na mało wymagających podejściach, powinien raczej sobie odpuścić.

Zapraszamy na stronę Dolomiti Extreme Trail.

O tegorocznej edycji imprezy możecie przeczytać również na naszej stronie: TU

O wrażenia polskich biegaczy po ubiegłorocznej edycji możecie przeczytać: TU

O rekonesansie trasy przed biegiem (DXT 53 km) Jagody Wąsowskiej i Piotra Falkowskiego możecie przeczytać: TU

Tags :

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *