W dniach 14-15 lipca odbyła się czwarta edycja imprezy biegowej Ultra Sierra Nevada w Andaluzji w Hiszpanii. Zapraszamy na krótką rozmowę z Andrzejem Olszanowskim, który wystartował na dystansie 40 km.
40 km… + 2.400 m / – 1.450 m przewyższeń… +45 stopni… W którym momencie pomyślałeś sobie „całe szczęście, że nie wybrałem dłuższego dystansu”?
Od kilku tygodni walczyłem z kontuzją i do ostrożnego treningu mogłem wrócić dopiero niecałe trzy tygodnie przed startem. Akurat szczęśliwie złożyło się tak, że mieliśmy zaplanowane rodzinne wakacje w Hiszpanii, więc mogłem korzystać z okolicznych gór i przyzwyczajać się do panujących w okolicy temperatur. Jak się później okazało klimat na wybrzeżu jednak mocno odbiegał od tego, co zastałem po przyjeździe do Granady. W niecałe trzy tygodnie cudów się nie zdziała i miałem tego świadomość. Start miał być więc raczej ostrożny i jak to się mówi „na zaliczenie” jednak i to okazało się być całkiem sporym wyzwaniem. Kiedy mijali mnie szybsi zawodnicy z dystansu ultra na początku czułem złość, potem pogodziłem się z faktem, że trzeba robić swoje i skupiać się tylko na tym, co można kontrolować. Może była to też kwestia nastawienia, ale czułem, że dłuższy dystans nie byłby tego dnia najlepszym pomysłem. Zabrakłoby przygotowania.
Czy tylko z temperaturą biegacze mieli problem? Jak Ty radziłeś sobie z upałem na trasie? Kryzysy były?
Podobnie jak inni zawodnicy korzystałem z każdego źródła wody, jakie spotykałem na trasie. Strumienie, bajorka, mieszkańcy z wężem ogrodowym, fontanny w miasteczkach oraz podlewacze na jakimś boisku – każda okazja, żeby się schłodzić była dobra. Moczyłem czapkę, lałem wodę na plecy, żeby nasiąkł plecak, spodenki i opaski kompresyjne. Omijałem tylko co bardziej zielone zbiorniki, z których inni jednak korzystali. Przez 7 godzin biegu wypiłem około 12 litrów, a waga w domu dzień później i tak pokazała 4 kilo mniej. Przed startem stwierdziłem, że jednego softflaska biorę tylko po to, żeby w razie czego używać go tylko do schładzania się i mimo dodatkowego obciążenia uważam, że był to dobry pomysł. Był innego koloru niż pozostałe, co minimalizowało szanse napicia się wody z niesprawdzonych źródeł.
Największy kryzys mam akurat uwieczniony na zdjęciu – to końcówka dość stromego podejścia w pełnym słońcu, gdzie wydawało mi się, że wolniej już się nie da (inna sprawa, że prawie nikt mnie nie wyprzedził) brakowało siły, buntował się żołądek i nie było, gdzie ukryć się przed słońcem. Bałem się, że tak będzie do końca, a mi zabraknie siły. Zatrzymywać się tam nie chciałem, bo upał był koszmarny, a iść – nawet wolno – było bardzo trudno. Później trasa zrobiła się łatwiejsza, nawet długie i nudne asfaltowe podejście w pełnym słońcu powitałem z radością.
Co dla Ciebie było największym wyzwaniem podczas biegu? Co sprawiło Ci największą trudność?
Brak przygotowania i temperatura. Nawet lokalni zawodnicy przeklinali soczyście. Ponoć to była rekordowa temperatura.
A co sprawiło Ci największą przyjemność podczas biegu? Czy tylko przepiękne widoki szczytów Sierra Nevada?
Kontrast, jakiego doświadcza się wbiegając z dość ubogich w roślinność i surowych gór między białe budynki, gdzie nagle roi się od kibiców jest wyjątkowy. Dawało to niesamowitego kopa. Po raz drugi biegłem w Hiszpanii i to, co się potwierdza to niesamowita uprzejmość ludzi na punktach żywieniowych i w mijanych miasteczkach. Na ostatnim PK podeszło do mnie trzech panów – jeden zabrał bidony, drugi poszedł moczyć moją czapkę, a trzeci pytał, gdzie chciałbym być polany wodą.
Jestem też całkiem zadowolony z wyniku – w połowie byłem na 129 pozycji, by ostatecznie ukończyć jako 91, a poziom zawodów uważam za dość wysoki – klimatycznie na pewno nie jest to moje podwórko.
Maraton Sierra Nevada jest skróconą wersją Ultra Sierra Nevada. Start biegu zlokalizowany był w Quentar, a meta w Pradollano, znanym ośrodku narciarskim. Czy to była trasa zupełnie nowa dla Ciebie? A może – przynajmniej częściowo – miałeś okazję ją poznać? Czy wybierając się do Sierra Nevada wiedziałeś, czego możesz się spodziewać? Jak opisałbyś trasę biegu? Jaka jest skala jej trudności? Jak w ogóle biega się w Sierra Nevada?
Trasy nie znałem, jednak od strony technicznej przypomina ona trochę to, co widziałem na Transvulcanii czy w rejonie Malagi, który czasem odwiedzam. Na pewno trzeba uważać na kamienie – wywrotka może sporo kosztować.
Asfalt czy teren? Krótkie czy ultra? Jakie są Twoje ulubione „warunki biegowe”?
Teren i ultra. Lubię jak jest ciekawie.
Jak oceniasz samą organizację imprezy? Komu poleciłbyś bieg?
Każdemu, kto będzie w okolicy – jest to świetna okazja, by połączyć wakacje ze startem. Sam też pewnie tam wrócę.
Jakie masz plany biegowe na ten rok?
CCC – to mój główny start. Potem chciałbym wyleczyć kontuzję, ogarnąć się siłowo i spokojnie wejść w nowy sezon.
W dniach 14-15 lipca 2017 r. odbyła się 4. edycja imprezy Ultra Sierra Nevada w Andaluzji w Hiszpanii, w ramach której biegacze mają do wyboru biegi na dystansach: 6 km, 40 km, 62 km i 100 km. Więcej o imprezie przeczytacie na naszej stronie >>> TU