Katarzyna Zych i Piotr Hyży. Razem w życiu i razem na biegowej trasie

25 min. czytania

Jak zaczęła się Wasza biegowa historia?

Katarzyna Zych i Piotr Hyży na trasie Rzeźnika _ fot _ Jacek Deneka _ Ultralovers
Katarzyna Zych i Piotr Hyży na trasie Rzeźnika _ fot _ Jacek Deneka _ Ultralovers

Katarzyna Zych: Nasza wspólna biegowa historia wcale nie była taka oczywista. Pamiętam swój pierwszy wyjazd z grupą ludzi z Tarnowa, którzy biegali po górach. Dołączyłam do nich, poznałam ich – zaproponowali mi wspólny wyjazd. Byłam wtedy totalnym świeżakiem, jeśli chodzi o bieganie, a szczególnie bieganie w terenie. Po górach chodziłam od zawsze, ale nigdy wcześniej w nich nie biegałam. Spodobała mi się ta koncepcja – połączenie biegania i gór. Pomyślałam: „Może to być coś fajnego, coś nowego”. No ale w dniu wyjazdu usłyszałam, że jedzie z nami „tarnowski guru biegowy”… Trochę się zestresowałam, czy dam radę, kim on jest, jak to będzie? Okazało się, że tym guru jest właśnie Piotr.

Przedstawiono nas sobie, biegliśmy wszyscy w grupie, ale z Piotrem za dużo wtedy nie rozmawiałam. Pamiętam za to, że na jednym ze zbiegów w Beskidzie Sądeckim cała grupa została sporo w tyle, a ja dość szybko i sprawnie zbiegałam po liściach.  To był stromy, długi zbieg do potoku. Na dole stał Piotr – oczywiście jako pierwszy – i czekał na wszystkich.

Z daleka pomyślałam: „O nie, tam stoi ten gość… Co ja mu powiem? Przecież ja się na tym nie znam, nic nie wiem…”. Strasznie mnie to zestresowało. Dobiegłam, a Piotr pochwalił mnie, że jak na pierwszy raz poradziłam sobie naprawdę świetnie – byłam w czołówce naszej koleżeńskiej stawki. Potem wszyscy dobiegli i… na tym się skończyło. Przez kolejne dwa lata właściwie nie mieliśmy kontaktu.

Widzieliśmy się może raz, przypadkiem. Czasem organizowaliśmy w Tarnowie spotkania wszystkich biegaczy – na rynku opowiadaliśmy o startach i planach. Takie luźne, towarzyskie rozmowy. Na jednym z takich spotkań pojawił się też Piotr. Padła propozycja, żeby mnie po spotkaniu odprowadził do domu. Ja nie chciałam, bo nie chciałam robić kłopotu, Piotr też nie wydawał się szczególnie chętny. Ale ostatecznie mnie odprowadził… i tak już zostało do dziś, że jesteśmy razem.

Całe nasze życie – poza pracą – kręci się wokół biegania. Wspólnie planujemy treningi i wyjazdy biegowe. To jest nasza druga połowa życia – ta biegowa, wspólna.

Czy zawsze razem trenujecie?

Katarzyna Zych: Nie biegamy zawsze razem, ale jeśli cel biegowy jest podobny lub identyczny, to to treningi owszem robimy razem. Lubimy razem biegać. Ale mamy czasami inne cele, no i wiadomo, że każdy z nas ma inne też możliwości, inne predyspozycje. Mam inne założenia tępowe, więc wydajemy sobie tę wolność i  indywidualność w treningu. 

Często zaczynamy na przykład fazę przygotowań razem, a potem już każdy realizuje ją trening osobno. Czasami wychodzimy razem na trening i wracamy z niego hazem, natomiast w trakcie treningu każdy wykonuje swoją pracę. Często wybiegania górskie oczywiście są wspólne – czekamy na siebie, rozmawiamy, jesteśmy razem. 

Także jeśli chodzi o treningi, to oczywiście dajemy sobie tę przestrzeń, bo ona jest konieczna. Bywa przecież tak, że Piotr startuje w jakimś maratonie ulicznym akurat, a ja na przykład przygotowuję się do biegu górskiego, więc nasze treningi wtedy są kompletnie inne. Wymaga to od nas zrozumienia, że ta druga osoba potrzebuje czasu na realizację swojego celu. Zawsze jednak później to omawiamy, dyskutujemy, dopytujemy się, jak komuś poszło i jak się czuł. Trenowanie wspólne uwielbiamy, ale czasami mamy właśnie różne cele i wtedy trenujemy indywidualnie. 

Co jest największą zaletą - a co wyzwaniem - wspólnego biegania w związku?

Katarzyna Zych i Piotr Hyży
Katarzyna Zych i Piotr Hyży

Katarzyna Zych: Największą zaletą wspólnego biegania jest to, że doskonale rozumiemy potrzeby osoby, która musi biegać. Oboje jesteśmy uzależnieni od tego sportu, bo powiedzmy sobie szczerze – sport uzależnia. Rozumiemy swoje frustracje, kiedy na przykład pojawia się kontuzja i jedno z nas nie może biegać. Doskonale wiemy, co wtedy czuje ta druga strona, jakie to jest trudne i jakie nastroje potrafi to wywołać.

Zaletą jest też to, że mamy pełne zrozumienie dla zmęczenia, dla nowych marzeń i nowych celów, dlatego, że wszystko stawiasz na jedną kartę – treningi, przygotowania, osiągnięcie celu. Cieszymy się swoimi krokami naprzód, wspieramy w chwilach regresu. No po prostu prowadzimy spójne, jednolite życie, w którym nie ma konfliktów w stylu: „Znowu musisz iść biegać?” albo „Znowu wyjazd?”, “Ty ciągle tylko o tym bieganiu”. U nas to jest normalne – rozmowy w domu toczą się wokół biegania, planowania, analizowania sprzętu, śledzenia wydarzeń sportowych czy ploteczek ze świata biegowego.

Rozmawiamy też o trenowaniu naszych podopiecznych, ich progresie, o tym, co poprawić i jak im idzie. Żyjemy tym tematem całościowo. To ogromna zaleta, że oboje jesteśmy w tym razem – daje to pełne zrozumienie w każdym aspekcie.

Jeśli chodzi o wyzwania… chyba trudno mi wskazać coś konkretnego. Może dla mnie osobiście jest to, żeby nie zawieść. Piotr pomaga mi ustawiać swoje treningi, planować przygotowania i to mnie motywuje, by trzymać się zaleceń i realizować plan w 100%. Mam w sobie wewnętrzną dyscyplinę i precyzję – jak coś mam zrobić, to robię to na 100%.

Natomiast trudności jako takich nie dostrzegam. Świetnie się rozumiemy – jeśli ktoś ma gorszy dzień, to druga osoba dostosowuje tempo. Jeśli ktoś ma akurat konkretnego dnia moc i chce ją wykorzystać, biegnie szybciej, a druga czeka. Nie mamy większych wyzwań – powiedziałabym, że to jest idealna harmonia.

Czy zawsze startujecie razem?

Piotr Hyży na trasie maratonu w Sewilli
Piotr Hyży na trasie maratonu w Sewilli

Katarzyna Zych: Nie zawsze startujemy razem, ale bardzo często wybieramy te same biegi. Rzadko się nam to zdarza, ale zdarza, że wybieramy różne dystanse na tej samej imprezie biegowej. Zwykle jak gdzieś dalej wyjeżdżamy, to są to podobne wybory. Różnice są często wiosną przy wyborze płaskiego maratonu asfaltowego. Zdarza się nam startować razem, ale przez to, że każdy z nas ma więcej czasu w innym momencie roku, to ja zazwyczaj przygotowuję się do maratonu troszkę wcześniej, Piotr troszkę później i te przygotowania właśnie każdy realizuje swoim torem. 

Co roku mamy ten sam plan na wiosnę – zrobić płaski maraton, ale zazwyczaj robimy go osobno. Natomiast w sezonie letnim i letniego górskiego biegania imprezy często są właśnie wspólne, ale tak jak powiedziałam dystanse bywają różne na tych samych imprezach. 

Jak wspólne bieganie wpłynęło na Waszą relację?

Katarzyna Zych i Piotr Hyży
Katarzyna Zych i Piotr Hyży

Katarzyna Zych: Wspólne bieganie trochę cementuje relację, bo podczas treningów czy zawodów, kiedy biegamy razem, doświadczamy w tym samym czasie trudów tego biegania. Dzięki temu jeszcze lepiej się rozumiemy w danej chwili. To wspólne przeżywanie tych samych emocji wzmacnia naszą więź. Ważne też jest wspieranie się w tych trudniejszych momentach, czy na przykład w trakcie kontuzji. To też jest takie cementujące. Jedna strona doskonale rozumie, co czuje druga, bo przeżywa podobne rzeczy.

Często startujecie za granicą. Które biegi wspominacie najlepiej i dlaczego?

Katarzyna Zych na trasie UTMB
Katarzyna Zych na trasie UTMB

Katarzyna Zych: Dla mnie największym wspomnieniem chyba pozostaną dwa biegi zagraniczne. Pierwszym jest Lavaredo Ultra Trail, bo biegnąc zupełnie na luzie – i chcąc zrobić dobry czas – zrobiłam czas o wiele lepszy. Chciałam pobiec w okolicach 19 godzin, a pobiegłam w 17,5. I jeszcze okazało się, że byłam na podium rozszerzonym nagradzana z dużymi nazwiskami – Mimi Kotką, Kasią Solińską. No było to coś, co dało mi też możliwość startu za rok. 

Na wymarzonym od lat UTMB w Chamonix – starcie, które jest marzeniem wielu biegaczy – miałam bardzo dobry dzień i zrobiłam dobry czas. I to są chyba te dwa biegi, które najlpiej wspominam. 

Katarzyna Zych na mecie Lavaredo Ultra Trail
Piotr Hyży na mecie UTMB
Piotr Hyży na mecie UTMB

Piotr Hyży: Dla mnie z kolei wspomnienia zagranicznych biegów, jeśli chodzi o początek biegania, wiążą się z Barceloną. Jeździłem tam często, chyba cztery razy, na maraton płaski w marcu, asfaltowy. To jest takie pierwsze, mocne wspomnienie z wyjazdów zagranicznych.

Później, tak samo jak Katie, bardzo dobrze wspominam Lavaredo. Biegłem tam trzy razy, a za trzecim razem osiągnąłem czas, o którym wcześniej marzyłem – 16 godzin i 3 minuty. Jestem z tego bardzo zadowolony i często wracam myślami do tego biegu, bo poszedł mi świetnie i czułem się na nim doskonale. 

Drugie wspomnienie związane jest – podobnie jak u Katie – z UTMB i z głównym dystansem 177 km. W ogóle nie chciałem tam jechać, nie ciągnęło mnie. Uważałem, że to trochę przereklamowany bieg – zbyt komercyjny, drogi i daleko. Jednak kiedy pojechałem tam jako support Katie, to połknąłem bakcyla. Ten bieg ma w sobie coś wyjątkowego, co sprawia, że chcesz wziąć w nim udział. Na szczęście, rok później udało mi się wystartować, bo wziąłem udział w losowaniu i od razu zostałem wylosowany. Ten bieg rzeczywiście ma w sobie magię. Widać wyraźnie, że to centrum górskiego biegania w Europie, a wspomnienia z nim związane są bardzo silne. Jeszcze chcę tam wrócić.

Jak wygląda Wasze planowanie sezonu?

Katarzyna Zych na trasie Supermaratonu Gór Stołowych _ fot. Andrzej Wojciechowski
Katarzyna Zych na trasie Supermaratonu Gór Stołowych _ fot. Andrzej Wojciechowski

Piotr Hyży: Nasze planowanie sezonu wygląda zazwyczaj tak, że mamy ustalony pewien schemat. Na wiosnę przygotowania do szybkiego maratonu asfaltowego. Wtedy dopiero wybieramy sobie miejsce, które nam będzie pasować, jeśli chodzi o termin, trasę i logistykę. Także chyba najpierw jest po prostu cel, a dopiero później kierunek. 

Jeśli chodzi o bieganie w sezonie letnim i bieganie górskie, to mamy jakąś listę swoich takich biegów docelowych, wymarzonych, takich, które chcielibyśmy zaliczyć i mieć je w swoim sportowym cv. Jeśli w danym roku mamy czas na któryś z nich i jeszcze szczęście się zapisać lub zostać wylosowanym, no to wtedy wybieramy właśnie takie biegi. Najpierw jest więc cel, a dopiero później kierunek. No i trzeba to jeszcze wszystko zgrać z urlopami 🙂

Co wam się najbardziej podoba w biegach zagranicznych - trasy, organizacja, klimat?

Piotr Hyży na trasie Monte Rosa by UTMB

Katarzyna Zych: Najbardziej w startach zagranicznych podobał mi się na początku poziom organizacji tych imprez, bycie pośród nowych terenów, zwiedzanie nowych miejsc, nowego kraju, no i oczywiście obserwowania imprez biegowych na żywo, w tym zawodników z najwyższej półki. 

Głównie chyba jednak pociągają nas trasy biegów, ukształtowanie terenu – góry, krajobrazy, jakie widzimy na profilach tych biegów. Rzadko patrzymy tak naprawdę na nagrody i na to, co można tam zdobyć, mimo że czasami się rzeczywiście udaje być nagradzanym, ale to w ogóle nie jest priorytetem. 

Udaje się Wam znaleźć czas na odkrywanie miejsc poza biegową trasą?

Katarzyna Zych _ Piotr Hyży i ich pies Dżina

Piotr Hyży: Jeśli chodzi o łączenie bieganie ze zwiedzaniem, to chyba jesteśmy w tym mistrzami. Potrafimy z każdego dnia przed biegiem i po biegu wycisnąć, ile się da. Zawsze mamy plan, co chcemy zobaczyć. Czasami pogoda może pokrzyżować plany, ale zazwyczaj mamy wtedy plan B albo improwizujemy. Nie leżymy po biegu brzuchem do góry, ale wyciskamy każdy dzień jak cytrynę. Myślę, że tutaj akurat mało kto byłby w stanie chyba za nami nadążyć, bo jesteśmy pod tym względem naprawdę chyba jakimiś wariatami i nie tracimy ani minuty z takiego wyjazdu.

Katarzyna Zych: No dokładnie jest tak, jak Piotr mówi. My mamy wcześniej przemyślany już plan, co w okolicy można zobaczyć, co można dobrego zjeść.

Często też robimy rekonesans krótkich odcinków trasy, żeby się zaaklimatyzować, zwłaszcza jeśli bieg jest na dużych wysokościach, tak jak ostatnio na Monterosa by UTMB. Dwa i pół dnia przeznaczyliśmy na taką wędrówkę, hiking taki aklimatyzacyjny, bo rzeczywiście ta wysokość była odczuwalna. Ciężej się oddychało, serce szybko pracowało, i to wystarczyło nam, żeby później w dzień startu idealnie organizm pracował nawet na trzech tysiącach i biegało się bez w ogóle odczucia tej wysokości. Staramy się więc zawsze najpierw przygotowywać się do startu, a po starcie korzystamy już z wszelkich atrakcji i relaksujemy się w fajnych okolicznościach przyrody.

Razem też trenujecie swoich podopiecznych. Jak wygląda podział ról między Wami?

Katarzyna Zych podczas trenignu z podopiecznym _ fot archiwum prywatne
Katarzyna Zych podczas trenignu z podopiecznym _ fot archiwum prywatne

Katarzyna Zych: Jeśli chodzi o podział ról w treningu naszych podopiecznych, to od początku ustaliliśmy, że Piotrek jest mózgiem od strony treningowej – odpowiada za rozpisywanie jednostek biegowych i wskazywanie właściwej drogi treningowej. Ja natomiast czasem coś doradzam, ale to stanowi tylko niewielki ułamek mojej roli, ponieważ głównie zajmuję się prowadzeniem mediów społecznościowych i bezpośrednimi rozmowami z podopiecznymi. Często nazywają mnie psychologiem. 

Doradzam im w różnych kwestiach, często do wykraczających poza tematy biegowe. Przygotowuję posty i dzielę się informacjami o sukcesach naszych podopiecznych, a także motywuję ich do działania. W trudnych momentach zachęcam, by nie poddawali się i wytrwali. Staram się być motorem napędowym dla tych, którzy podjęli wyzwanie realizacji swoich celów. Moja rola to przede wszystkim wsparcie psychologiczne, natomiast Piotr dostarcza wiedzy oraz opracowuje jednostki treningowe i buduje cały sensowny proces, który prowadzi każdego do osiągnięcia zamierzonego celu.

Zdarza się Wam nie zgadzać w podejściu trenerskim?

Piotr Hyży podczas treningu z podopieczną _ fot. archiwum prywatne

Piotr Hyży: Czy zdarza nam się nie zgadzać w podejściu trenerskim? Raczej nie – zazwyczaj mamy bardzo podobne, a właściwie wręcz takie same zdanie. Czasami jednak bywa tak, że na przykład ja opracuję plan dla naszego podopiecznego, a Katie zaproponuje inne rozwiązanie i zapyta, co o tym myślę. Jeśli faktycznie po przemyśleniu uznam, że jej pomysł jest lepszy, chętnie przyznaję jej rację i wspólnie modyfikujemy plan. Ale raczej rzadko zdarza się, żebyśmy się ze sobą nie zgadzali lub kłócili. Katie też ufa mojemu doświadczeniu i rzadko poddaje w wątpliwość to, co ja rozpiszę, czy zalecę naszym podopiecznym.

Czy Wasi podopieczni czerpią z Waszej energii jako pary? Zdarza się, że pytają o to, jak pogodzić życie, trening i związek? No właśnie… jak to pogodzić? 🙂

Katarzyna Zych i Piotr Hyży na trasie Rzeźnika _ fot. Joanna Wielgus
Katarzyna Zych i Piotr Hyży na trasie Rzeźnika _ fot. Joanna Wielgus

Katarzyna Zych: Jak pogodzić trening i życie osobiste? U nas to wszystko tworzy jedną, spójną całość – prawdziwą harmonię. Bieganie jest naturalnym elementem naszego życia, jedno wypływa z drugiego. Żyjemy przez bieganie, łącząc codzienne obowiązki z pasją do tego sportu, więc u nas wszystko dzieje się wręcz naturalnie.

Często jednak spotykamy znajomych, gdzie biega tylko jedna strona. To często prowadzi do konfliktów, a nawet rozstań czy rozwodów. Obserwując różne osoby przez lata, widzimy, jak trudne może być to pogodzenie.

My mamy ogromne szczęście, ale jak to zrobić? Niestety wymaga to pewnych poświęceń, zazwyczaj ze strony tej osoby, która bardziej angażuje się w bieganie. Jeśli tylko jedna osoba jest mocno zaangażowana, staje się to niemal uzależnieniem – pojawiają się kolejne cele, kolejne zawody i chęć ciągłego rozwijania się, co może być trudne do pogodzenia.

Czasami myślę, że współczuję drugiej stronie, która nie do końca potrafi zrozumieć, jak bardzo angażujące i wymagające jest bieganie. Wiem, ile wysiłku to kosztuje, i bez wsparcia drugiej osoby jest to na pewno dużo trudniejsze oraz obarczone dodatkowymi wyzwaniami.

Podopieczni często pytają mnie o różne kwestie, a moja rola, jako psychologa i motywatora, polega przede wszystkim na zachęcaniu i wsparciu. Widzę, że ludzie borykają się z różnymi problemami i zaczynają biegać z różnych powodów. Jedni nie są zadowoleni ze swojej sylwetki i chcą ją zmienić, inni szukają ucieczki od codziennych problemów, a jeszcze inni po prostu chcą robić to, co widzą u innych w sieci – chcą być prawdziwymi biegaczami. Niektórzy walczą z uzależnieniami. To bardzo różne historie.

Myślę jednak, że największym wyzwaniem dla większości osób jest motywacja. Wiele osób szuka też towarzystwa, które dawałoby im wsparcie biegowe. My właśnie to oferujemy – zarówno na indywidualnych treningach, jak i przede wszystkim podczas rozmów. Jesteśmy indywidualistami, więc my akurat nie mamy problemu, by trenować sami. Nie musimy biegać razem, bo każdy z nas ma na tyle siły wewnętrznej, że radzi sobie indywidualnie. Jednak wiele osób potrzebuje towarzystwa, żeby pogadać,, połączyć siły i wspierać się nawzajem.

Piotr Hyży: Jeszcze chciałbym dodać kilka słów na temat łączenia biegania z życiem, zwłaszcza w kontekście relacji z drugą osobą. Często zdarza się, że partnerzy poznają się, gdy oboje nie są jeszcze zaangażowani w bieganie, a potem jedna z osób odkrywa tę pasję i zaczyna nią żyć, podążając własną ścieżką. Wtedy ich wspólna droga zaczyna się trochę rozjeżdżać.

Problem polega na tym, żeby druga osoba potrafiła to zrozumieć, a biegacz nie odciął się całkowicie od tej osoby, którą poznał dawno temu, zanim bieganie stało się tak ważne. Wydaje mi się, że kluczowe jest to, aby mimo różnic jedna osoba potrafiła towarzyszyć drugiej – na przykład jeździć na zawody, kibicować, wspierać, nawet jeśli sama nie jest biegaczem i nie musi angażować się w ten sport. Ważne, by po prostu czasem była przy drugiej osobie, przybiegła na metę i dała wsparcie, na przykład przytuliła swojego partnera czy partnerkę.

Podobnie działa to w drugą stronę – jeśli biegacz ma partnerkę, która pasjonuje się czymś zupełnie innym, na przykład pieczeniem ciast czy szydełkowaniem, to dobrze, gdy potrafi to zaakceptować i wspierać. Chodzi o wzajemne wsparcie i zrozumienie.

Jeśli tego zabraknie, drogi zaczynają się rozchodzić i trudno je znowu połączyć. Właśnie dlatego pojawiają się problemy, gdy jedna osoba zaczyna biegać, a druga nie podziela tej pasji. Jednak moim zdaniem wszystko jest do pogodzenia, jeśli obie strony naprawdę się rozumieją.

Jakie macie biegowe marzenie, które chcielibyście kiedyś zrealizować wspólnie?

Katarzyna Zych na trasie maratonu w Bratysławie
Katarzyna Zych na trasie maratonu w Bratysławie

Katarzyna Zych: Co do naszych biegowych marzeń, trudno mówić o nich jako o w pełni wspólnych, ponieważ niektóre cele się pokrywają, a inne są zupełnie różne. Jednak na pewno oboje jesteśmy jak magnes przyciągani przez UTMB i chcielibyśmy tam wrócić. Piotr marzy o spróbowaniu swoich sił na najdłuższym, klasycznym dystansie, a ja myślę o czymś nieco krótszym – setce. Poza tym mamy też kilka wspólnych celów na innych biegach na świecie, które chcielibyśmy zrealizować. W Polsce także są takie wydarzenia, które nas interesują, choć nie są to marzenia, które musimy spełnić razem.

Naszym prawdziwie wspólnym marzeniem był bieg w Dolomitach, w parach, ale niestety po pandemii został zawieszony i zlikwidowany. Teraz czekamy, aż zostanie reaktywowany, bo chętnie wystartowalibyśmy razem. Wspólne biegi w parach są wyjątkowym doświadczeniem i stanowią dużą próbę, którą świetnie przechodzimy razem. Zresztą śmieliśmy się, że na starość chcemy robić sobie takie city breaki i biegać maratony na całym świecie, już tak na spokoju, bez presji na wynik. Chociaż znając nas, to może i w kategoriach wiekowych będziemy chcieli coś zawalczyć 🙂 

Jako trenerzy naszym marzeniem, a raczej celem, jest zorganizowanie obozu biegowego z prawdziwego zdarzenia – takiego zarówno dla osób początkujących, jak zaawansowanych.

Co robicie poza bieganiem - jak odpoczywacie, jak ładujecie baterie?

Katarzyna Zych _ Piotr Hyży i ich pies Dżina
Katarzyna Zych _ Piotr Hyży i ich pies Dżina

Piotr Hyży: Właściwie to ja nie mam wiele czasu na to, żeby poza bieganiem coś jeszcze robić 😉 W sumie bieganie jest moim odpoczynkiem, bo dużo pracuję fizycznie zarobkowo. Lubimy jednak czasami tak na luzie zrobić sobie wypad w góry, lubimy sobie wyskoczyć nad wodę w lecie, trochę poleżeć na słońcu, ale tylko chwilę, bo jednak to nas nudzi. Dla relaksu i przeczyszczenia głowy lubimy spacerować z naszym pieskiem. Generalnie lubimy w weekend wyskoczyć sobie w jakieś fajne miejsce i tam odpocząć od pracy. Ruch – to jest nasz odpoczynek.

Katarzyna Zych: Ja się śmieję, że jesteśmy “pół-amatorami – pół-pro”, dużo czasu poświęcamy treningom i to przenosi nas na trochę wyższy level, a jednocześnie pracujemy po kilkanaście godzin dziennie, więc… pracujemy, potem wychodzimy na trening, a potem znowu pracujemy.

Jest mało czasu dla siebie. Ale w takich luźniejszych momentach, to ja osobiście lubię uciekać w taką działalność artystyczną – lubię sztukę, lubię malować, tworzyć różne rzeczy, lubię fotografię. Lubię też spacery z psem, kiedy mogę oderwać głowę od wszystkiego. Z Piotrem lubimy też dobre jedzenie, więc lubimy odwiedzać fajne kulinarne miejsca.

Tak naprawdę nasz czas wolny jest tak minimalny w stosunku do czasu treningowego i czasu pracy, że chyba to jest luksus i odczuwamy w jakimś minimalnym stopniu ten odpoczynek. Fajnie byłoby mieć możliwość regeneracji, snu, odpoczynku takiego profesjonalnego. Ale dla amatora jest to poza zasięgiem. 

Rozmawiała Monika Bartnik

Trenuj z Kasią i Piotrkiem

Jeśli chciałabyś_ chciałbyś zostać podopiecznym Kasi i Piotrka, znajdziesz ich na Facebooku oraz Instagramie pod nazwą „Trenuj z Bonnie i Clyde. 

Udostępnij ten artykuł