„Gdy jesteś na trasie tyle godzin, możesz i masz prawo myśleć, o czym tylko chcesz. Przestałem już myśleć o kilometrach, które są przede mną. Raczej myślę, co ciekawego może spotkać mnie na trasie oraz co chciałbym, aby było na kolejnym punkcie odżywczym, który przygotuje mi support “. Rozmowa z Łukaszem Wróblem, do którego należy nowy rekord Głównego Szlaku Sudeckiego w formule ze wsparciem.
5.08.2024 r.
Monika Bartnik: 82 godziny i 12 minut! Tyle zajęło Ci pokonanie Głównego Szlaku Sudeckiego, a co za tym idzie nowy rekord trasy ze wsparciem należy do Ciebie. Gratulacje! Co skłoniło Cię do podjęcia tego wyzwania?
Łukasz Wróbel: W 2022 roku wraz z Bartkiem Fudali pokonaliśmy GSS-a w formule bez suportu, ustanawiając wówczas rekord trasy (97 godz. 1 min.). Przemyślenia związane z tym, co wtedy zrobiliśmy sprawiły, że postanowiłem wrócić na trasę, tym razem z pełnym wsparciem. Ustawiłem sobie dwa cele – sportowy, tj. zmierzenie się z dotychczasowym rekordem Rafała Bielawy oraz cel charytatywny polegający na stworzeniu zbiórki środków dla fundacji na rzecz dzieci z chorobą nowotworową z siedzibą we Wrocławiu.
Czym wyróżnia się GSS pod względem biegowym?
Łukasz Wróbel: Trasa GSS jest bardzo biegowa. Zawiera w sobie wszystkie formy biegowego ultra, tj. długie płaskie odcinki, sporo asfaltu, góry, podbiegi i zbiegi, odcinki techniczne, trasy leśne, granie i mocne podejścia. Według mnie najtrudniejszy jest pierwszy etap biegu, tj. z Prudnika do Złotego Stoku, ponieważ to najbardziej płaski odcinek, który może się trochę nużyć i na którym należy wypracować kilometraż. Ponadto ten odcinek jest poprowadzony w znakomitej większości terenami, gdzie nie można się osłonić przed słońcem.
Jak wyglądały Twoje przygotowania – zarówno fizyczne, jak i mentalne?
Łukasz Wróbel: W moich przygotowaniach staram się zwracać uwagę na objętość oraz różnorodność treningową. Jednocześnie uważam, że zdecydowanie ważniejsza jest odporność psychiczna na narastające zmęczenie oraz praca nad przygotowaniem organizmu do ograniczonego snu. Myślę, że są to kluczowe kwestie w tym temacie.
Od jakiegoś czasu uczestniczę z powodzeniem w biegach typu BackYard, gdzie jest idealna możliwość pracy nad mentalem, a do tego można przetestować również całą logistykę związaną z wyżywieniem, przyjmowaniem napojów, spaniem na raty, itd.
Jakie aspekty logistyki były kluczowe podczas planowania biegu i jak wyglądało Twoje wsparcie na trasie?
Łukasz Wróbel: Podczas planowania kluczowe było wyznaczenie miejsc, do których będzie możliwość podjechania samochodem. Opracowałem plan uwzględniający przystanki, gdzie mogłem uzupełnić płyny, coś zjeść, przebrać się i odpocząć. Na trasie wspierał mnie support złożony z najbliższej rodziny, przyjaciół oraz przypadkowych osób chcących dołączyć do wydarzenia i pomóc mi w osiągnięciu celu.
Jakie były najbardziej wymagające odcinki szlaku i jak sobie z nimi radziłeś?
Łukasz Wróbel: Zdecydowanie najbardziej wymagające odcinki trasy to jej pierwszy etap, gdzie poza Biskupią Kopą teren jest płaski, a do tego trafiłem na upalne dni. Na tym odcinku nie było gdzie się schronić od słońca. Jedyną ulgą w tym czasie było częste nawadnianie się oraz schładzanie organizmu. Ponadto trudne było dla mnie bieganie w nocy, bo bardzo chciało mi się spać. Metodą na to było przyspieszanie i bieganie wraz z suportem.
Jakie techniki regeneracji stosowałeś podczas biegu, aby utrzymać formę przez całą trasę?
Łukasz Wróbel: Jeśli chodzi o techniki regeneracji to nie miałem zbyt dużego pola manewru, a to dlatego, że na sen i odpoczynek miałem przewidziane niewiele czasu. Założyłem, że ograniczę sen do minimum i na całej trasie spałem łącznie 2 godziny.
Kluczowa jest też dieta, ilość spożytych produktów, ich różnorodność, a także nawodnienie. Na postojach, kiedy było to możliwe, często zdejmowałem buty, po to aby stopy mogły na chwilę odpocząć.
Czy było jakieś szczególne doświadczenie lub moment na trasie, który najbardziej zapadł Ci w pamięć?
Łukasz Wróbel: Cała trasa składała się dla mnie z małych momentów, które zapamiętam. Oczywiście bardzo często biegłem na tzw. automacie i niewiele wówczas trafiało do mojej głowy, jednak w większości udawało mi się zanotować ciekawe momenty.
Bieg przypadł tydzień po Festiwalu DFBG i będąc w Kotlinie Kłodzkiej co rusz natrafiałem na ślady po biegaczach. Gdy dotarłem do Srebrnej Góry, gdzie planowany był krótki odpoczynek, akurat zaczął padać deszcz, wyglądało to tak, jakby ktoś to dla nas przygotował. Pamiętam dobrze dobieg do Rzeczki, gdzie również rozpętała się ulewa i musiałem przeczekać ją w samochodzie. Najtrudniejszy był dla mnie odcinek przed Karpaczem, który wypadł w nocy i bardzo mnie spowolnił. W Karpaczu uciąłem sobie 30 min. drzemkę, po której odzyskałem siły i już coraz to mocniejszym krokiem mogłem kierować się w kierunku grani Karkonoszy.
Czy podczas bicia rekordu trasy jest czas na podziwianie widoków 🙂 czy skupiasz się raczej na realizowaniu planu?
Łukasz Wróbel: Próba bicia rekordu wymagała ode mnie pełnego skupienia, zdawałem sobie sprawę, że z boku może to wyglądać jakbym był ciągle zamyślony i mało kontaktowy, ale tak właśnie się fokusuję podczas biegu. Ale spokojnie, czas na podziwianie i zachwycanie się przyrodą był. Czasami było to bolesne, ponieważ już wszystko potrafiło boleć. Ponadto od 100 km zaczęła dokuczać mi prawa noga. Doznałem kontuzji związanej ze ścięgnem przyśrodkowym i bieganie nie było przyjemne.
O czym myślisz, kiedy tyle godzin jesteś w trasie?
Łukasz Wróbel: Gdy jesteś na trasie tyle godzin, możesz i masz prawo myśleć, o czym tylko chcesz. Przestałem już myśleć o kilometrach, które są przede mną, raczej myślę, co ciekawego może spotkać mnie na trasie oraz co chciałbym, aby było na kolejnym punkcie odżywczym, który przygotuje mi support.
Jakie rady dałbyś innym biegaczom, którzy chcieliby podjąć podobne wyzwanie na Głównym Szlaku Sudeckim?
Łukasz Wróbel: Uważam, że GSS jest wymagającą trasą, ale też szlakiem, który może dać ogromną frajdę z pokonywania go na różne sposoby. Nie trzeba od razu biec go w jednym odcinku, można podzielić go na etapy i tak się przygotowywać do ostatecznej próby. Cała trasa liczy 444 km i ma ok. 15 tys. przewyższenia. Są to pokaźne liczby, które mówią o tym, aby tych liczb nie bagatelizować. Moim zdaniem, im lepiej się przygotujemy tym będzie nam łatwiej na trasie.
Czy masz w planach kolejne tego typu projekty biegowe?
Łukasz Wróbel: Jeśli chodzi o najbliższe plany to obecnie dochodzę do siebie po GSS. Pełna regeneracja potrwa ok 1,5 miesiąca. We wrześniu jestem zajęty podczas biegu NiedamiRUN – Ultramaraton Sudecki, którego jestem współorganizatorem. W październiku startuję w Drużynowych Mistrzostwach Świata BackYard Ultra w Jabłonnej.
Natomiast w listopadzie wystartuję w indywidualnym wyzwaniu, ale to będzie niespodzianka, o której WAS powiadomię w odpowiednim momencie. Zdradzę tylko, że to będzie coś ciekawego w rejonie Śnieżki lub masywu Śnieżnika i podobnie jak z GSS, będę prowadził wydarzenie polegające na zbiórce charytatywnej.
Zdjęcia w materiale: archiwum prywatne Łukasza Wróbla
Jesteś naszym Czytelnikiem?
Dołącz do naszych Patronów i w ramach Patronite.pl wspieraj rozwój portalu ruandtravel.pl.