Czym jest „Bieg po emocje”? To wyzwanie sportowe oraz akcja charytatywna w jednym – projekt, w ramach którego Szymon Makuch pokonuje kolejne setki kilometrów i pomaga tym, którzy wsparcia potrzebują. Była Islandia, był Hel-Kraków, przyszedł czas na trasę z Podlasia trasą Green Velo do Krakowa.
13.05.2021 r.
10 dni, 10 miast, 18 maratonów, 780 kilometrów, 800 tys. zrobionych kroków, 80 tys. spalonych kcal, 800 godzin biegu, 80 litrów wody, 200 żeli energetycznych, blisko 40 stopni Celsjusza dzień w dzień, hektolitry potu, 4 Przyjaciół, 1 wspólny cel… Ani chwili zwątpienia.
Pomysł na „Bieg po emocje” narodził się zaraz po ogłoszeniu przez polski rząd narodowej kwarantanny w 2020 r. Wszystkie plany, które w bliższej lub dalszej przyszłości miały zostać zrealizowane, w jednej chwili przestały istnieć. Myślę, że nie muszę się rozpisywać na temat pandemii i tego, czym była dla nas wszystkich i której skutki będziemy odczuwać jeszcze długo. Chcę pisać o bieganiu oraz o tym, dlaczego warto jest podejmować nawet najbardziej szalone wyzwania. Potrzeba niesienia pomocy innym ukryta gdzieś w głębi serca była o wiele silniejsza niż rządowe zakazy. I tak zrodził się pomysł, aby poprzez bieg po raz kolejny przyczynić się do uratowania czyjegoś życia i zdrowia.
Czym jest „Bieg po emocje”?
Jest to wyzwanie sportowe oraz akcja charytatywna w jednym. Projekt ten zacząłem realizować w 2019 r. od biegu przez Islandię dla wtedy 15-letniego Kacpra Turaczyka, który chory jest na nieuleczalną chorobę zaniku mięśni. 620 kilometrów, które pokonałem w samotności w ciągu 11 dni, przerosły moje najśmielsze oczekiwania. Nie dość, że dzięki wspaniałym ludziom, udało mi się zebrać ponad 30 tys. złotych na terapię dla Kacpra, to w dodatku w moje życie tchnęła nowa energia i poczucie sensu. To zaowocowało.
Relację Szymona z biegu po Islandii przeczytacie w Magazynie online Runandtravel.pl (str. 88)
Bieg, który odbył się w sierpniu w 2020 r. polegał na przebiegnięciu trasy z Helu do Krakowa w ciągu 10 dni. To dystans niemal 800 kilometrów, który został podzielony na 80-kilometrowe odcinki. Miałem ten dystans przebiec sam, a na trasie towarzyszyła mi ekipa supportowa. Sierpień w Polsce należy do najgorętszych miesięcy w roku, a moja trasa w głównej mierze biegła przez otwarte asfaltowe drogi. Jeżeli teraz czytając ten opis zastanawiacie się, czy coś mogło pójść nie tak? Odpowiadam: Mogło i poszło… ale o tym za chwilę.
Współpracując przy okazji biegu przez Islandię ze Stowarzyszeniem Krzysiek Pomaga Pomagać, nawiązałem kontakt z niepełnosprawnym biegaczem Łukaszem Datą. Łukasz doznał ciężkiego wylewu, który wymagał kosztownej rehabilitacji, a on sam był całkowicie uzależniony od osób trzecich. Wymyśliłem sobie, że poprzez nagłośnienie w mediach jego sprawy oraz szalonego pomysłu z biegiem uda się uzbierać sporą kwotę na potrzeby rehabilitacji. Bieg dla Łukasza stał się moim celem i największą motywacją w czasie trudnych momentów.
Tak jak wspominałem, dystans z Helu do Krakowa chciałem pokonać w sierpniu. 80 kilometrów dziennie było w moim zasięgu, jednak pewna rzecz skutecznie pokrzyżowała mi plany. Kontuzja na dwa tygodnie przed planowanym startem. Z racji bardzo dużego kilometrażu, który pokonywałem przed biegiem oraz niestety źle dobranych butów, moja lewa noga na dwa tygodnie odmówiła posłuszeństwa. W ciągu dwóch tygodni odwiedziłem tylu fizjoterapeutów, ilu nigdy do tej pory w całym swoim życiu. Ponadto, korzystałem z usług chiropraktyka, bioenergoterapeuty, psychologa. To musiało pomóc, ponieważ mimo poważnego uszczerbku na zdrowiu 10 sierpnia stanąłem na linii startu na samym końcu, lub jak kto woli początku Polski na półwyspie helskim.
Pierwsze 80 kilometrów pamiętam dość dobrze ze względu na ból… Tak, ból łydki, a dokładnie mięśnia piszczelowego przedniego, o czym miałem dowiedzieć się dopiero później. Kiedy dobiegałem do Gdyni miałem łzy w oczach – dalej nie pamiętam, czy z radości, że to już koniec czy z tego, że to dopiero pierwszy dzień, a ja ledwo żyję.
W jednym momencie całe moje przekonanie o tym, że jestem nie do zdarcia zniknęło. Ból, jaki towarzyszył mi przez kolejne dni był niemal nie do zniesienia. Po 500 przebiegniętych przeze mnie kilometrach, musiałem podjąć decyzję o przerwaniu walki. W głowie miałem Łukasza i to, że właśnie go zawiodłem. To było strasznie smutne i ciężkie, bo poczucie, że kogoś zawodzę jest niesamowicie dołujące. Ale wiecie co? Nie przerwaliśmy biegu. Pisałem, że oprócz mnie na trasie była ze mną ekipa supportu. To właśnie oni uratowali cały Bieg i sprawili, że razem udało nam się ukończyć go w Krakowie po 800 kilometrach! Moja ekipa w składzie – moja Żona, Siostra oraz Przyjaciel – po mojej walce na trasie zdołała dokończyć Bieg, a ja w mig zamieniłem się w 1-osobową ekipę suportową.
Odtąd to ja zajmowałem się odpowiednim odżywianiem, nawodnieniem, masażami, nawigacją po trasie. Pierwszy wstawałem rano i ostatni chodziłem spać. Mimo że ból nogi cały czas dawał o sobie znać, dostałem niesamowicie dużą dawkę motywacji, aby się nie poddać.
Ani moja żona Oksana, ani siostra Ola, ani nawet Kuba nie byli biegaczami tak wytrenowanymi jak ja. Nie trenowali specjalnie pod ten bieg. Moją Żonę udało mi się kiedyś zabrać na trzy treningi biegowe. Ola była nieco w lepszej sytuacji z tego względu, że od lat uprawia crossfit i miała niebywale dobrą wydolność. Kuba natomiast był w tamtym czasie moim podopiecznym i mimo że biegał niewiele to zarówno on, jak i dziewczyny na trasie biegu byli niepokonani. Nasz wspólny cel był tak silny, że mimo kontuzji, dystansu, gorąca udało nam się dobiec do Krakowa i to w planowanym czasie po 10 dniach.
W chwili przekroczenia przez nas mety w Krakowie, kwota, jaką udało nam się zebrać poprzez zbiórkę na portalu zrzutka.pl przekroczyła 40 tys. złotych. Był to niesamowity sukces. Na mecie po raz pierwszy mieliśmy okazję poznać żonę Łukasza. Sam Łukasz przebywał w tym czasie w szpitalu, ale pielęgniarki na żywo relacjonowały mu cały przebieg finału. Był to niezwykle wzruszający moment i prawdziwe zwieńczenie Biegu.
Bieg po emocje. Edycja 2021
Po kilku miesiącach udało mi się wyleczyć kontuzję i znów zacząłem trenować do następnego projektu. Tym razem zamierzamy wspólnie pokonać dystans z Podlasia trasą Green Velo do Krakowa. Razem. Kuba, Ola, Oksana i ja zamierzamy pomóc 32-letniej niepełnosprawnej Basi Turek, której marzeniem jest własne, dostosowane do jej potrzeb mieszkanie. Basia jest w 90 % niepełnosprawna oraz w 100 % zależna od innych osób. Basia jeździ na wózku z powodu błędu lekarskiego. O sobie pisze tak:
„Od 3 lat mieszkam w wynajmowanej kawalerce. Wszystko byłoby ekstra, gdyby nie kilka mankamentów. Po pierwsze, 20M2 TO ZDECYDOWANIE ZA MAŁO na swobodne piruety wózkiem. Nie da się odpowiednio przystosować łazienki (moi znajomi żartują, że wchodzisz do łazienki szukasz prysznica, a tam cała łazienka jest prysznicem). Te rozwiązania, które udało nam się tu osiągnąć są tymczasowe i bardzo prowizoryczne. Do wielu rzeczy nie jestem w stanie dosięgnąć, bo jestem przysłowiowym „kurduplem”. Przy wejściu do mieszkania wita mnie próg, przez który samodzielnie nie mogę przejechać. Mam małe, a właściwie wielkie marzenie, chciałabym móc samodzielnie skorzystać z toalety w swoim mieszkaniu. Wiem jak to kosmicznie brzmi! Obecnie po prostu się nie da tego zrobić, bo ledwo mieszczę się wózkiem w łazience. Mogłabym tak wymieniać bez końca, ale do rzeczy.
Skąd w ogóle pomysł tej zbiórki? To inicjatywa moich przyjaciół. Wszyscy widzą, że obecna sytuacja mi dość mocno doskwiera, dlatego postanowiliśmy połączyć siły i zawalczyć o to by ją zmienić!.
KONKRETY: Wynajem obecnego mieszkania wynosi prawie 2 tys. złotych. Sporo, jak na nieprzystosowane 20m2, prawda? Dodatkowo, nie jestem wstanie sama miesięcznie ogarnąć takiej kwoty. Pomagają mi w tym ludzie, bez nich nie byłoby totalnie szans. Nie mogę wprowadzać w tym lokalu radykalnych zmian, bo nie jestem właścicielem. Z punktu widzenia prawa jestem osobą niezdolną do samodzielnej egzystencji. Jedyna pomoc zaoferowana mi przez państwo to zamieszkanie w Domu Pomocy Społecznej. Według mnie, ten scenariusz to absolutna ostateczność. Na tym etapie chcę zrobić wszystko, by móc czerpać z życia pełnymi garściami.”
Zrzutka Basi: https://zrzutka.pl/mnsptf
Film o Basi:
Już 12 lipca 2021 r. wystartujemy z północnego wschodu, aby po 10 dniach razem z Basią przekroczyć linię mety. Nie ma bata, będzie chata!
Bieg po Emocje 2020
Chciałbym bardzo podziękować redakcji www.runandtravel.pl za patronat medialny nad Biegiem.
A także wyrazić niekończącą się wdzięczność:
- Salomon&Suunto. W szczególności Natalii Tomasiak
- Elfa Pharm. Element
- Medis Point. Kacper jesteś wielki i bardzo Ci dziękuję
- Maga sp z o.o.
- Unbroken store
- Unlimited 2.0
- Torq Polska
- Darek Marek Dwa Imiona
- Ntax
- Thorn Fit
- Radio Krakow
Szczególne podziękowania kieruję do firmy Wiener. Vienna Insurance Group za ich niezwykłą pomoc przy projekcie Biegu po Emocje.