„Wróciłem, żeby dokończyć to, co zacząłem” – Radosław Defeciński o powrocie na trasę TOR450

Rozmawiała: Monika Bartnik

W 2022 roku musiał zejść z trasy po 262 kilometrach i 90 godzinach walki z własnymi słabościami oraz alpejską pogodą. W 2025 wrócił na TOR450 – jeden z najtrudniejszych biegów górskich – by dokończyć to, co wtedy przerwał. O sile charakteru, pokorze wobec gór i tym, dlaczego ultra to coś więcej niż sport, opowiada Radek Defeciński.

Powrót na trasę TOR450

W 2022 roku TOR450 nie okazał się dla Ciebie łaskawy. Po około 262 km i ponad 90 godzinach spędzonych na trasie Twój stan zdrowia zmusił Cię do zejścia z trasy. Czy odpuszczając wiedziałeś już, że na pewno kiedyś na trasę wrócisz? 

Radek Defeciński: Niestety w 2022 r. załamanie pogody oraz mój stan zdrowia nie pozwoliły mi na dokończenie TOR-a. Podjęta wówczas decyzja była jedyną i słuszną. Wycofując się z biegu miałem nadzieję, że ponownie stanę na starcie w Courmayeur. Zakładałem, że wrócę, aby rozliczyć się z wyzwaniem pod tytułem TOR450.

Obawy przed startem w TOR450

Na trasie TOR450 _ fot. Radosław Defeciński
Na trasie TOR450 _ fot. Radosław Defeciński

Czy przed tegorocznym startem miałeś jakieś obawy? Zupełnie inaczej startuje się, kiedy jeszcze nie mamy świadomości, jak będzie ciężko – Ty wiedziałeś 🙂 

Radek Defeciński: Z całą pewnością inaczej startuje się wiedząc, przynajmniej częściowo, co czeka na trasie. Myślę, że zastosowałem jednak mechanizm wyparcia negatywnych odczuć i myśli. Skoncentrowałem się na tym, co pozytywne i miłe 😊. 

Oprócz tego byłem przecież nierozliczony z tym wyzwaniem i oczywiste dla mnie było, że muszę tu wrócić i dokończyć, to co rozpocząłem w 2022 r. Wracając na trasę TOR450 miałem w sobie trochę obaw, ale również całe pokłady ekscytacji i motywacji do ponownego zmierzenia się z tym wyzwaniem.

Przygotowania do startu

Radosław Defeciński na trasie TOR450 _ fot. archiwum prywtne

Jak przygotowywałeś się tym razem do startu? Czy były to inne przygotowania niż te kilka lat temu?    

Radek Defeciński: Przygotowania do startu trochę się różniły. Wprawdzie, jak każdego roku, zaplanowałem starty kontrolne, jednak wszystko do „góry nogami” wywróciła nowa impreza biegowa, czyli Rzeźnik 500 startująca 13 czerwca. Co prawda była to impreza etapowa, jednak dystans 500 km Głównym Szlakiem Beskidzkim też robi wrażenie. Startowałem z założeniem – spokojnie i do przodu, przecież główny start 2025 roku to TOR450 ze swoimi 32 000 m przewyższenia. Całe szczęście, że bezpiecznie i bez kontuzji dotarłem do mety (pozdrawiam wszystkich zawodników, którzy brali udział w tej pierwszej, chyba trochę eksperymentalnej edycji Rzeźnika 500).

Z uwagi na fakt, że mieszkam w centralnej Polsce i w góry mam dość daleko, to jednak dołożyłem w tym roku więcej górskiego biegania i w każdy piątek realizowałem treningi biegowe na Górze Kamieńsk. Oprócz tego, pod koniec sierpnia, byłem na dwóch kilkudniowych wyjazdach w Tatrach, gdzie koncentrowałem się przede wszystkim na wysokości i przewyższeniach. Dodatkowo wyjazd w Alpy na TOR450 był zaplanowany tak, żebym mógł zrobić jeszcze kilka treningów uwzględniając przede wszystkim przebywanie na jak największej wysokości (dużo przełęczy pokonywanych na TOR450 leży na wysokości w okolicach lub powyżej 3000 m n.p.m.)

Najtrudniejsze momenty na trasie TOR450

Na trasie TOR450 _ fot. Radosław Defeciński
Na trasie TOR450 _ fot. Radosław Defeciński

Jakie były najtrudniejsze momenty na trasie i jak z nimi sobie radziłeś?  

Radek Defeciński: Każdy kto startuje na dystansach ultra wie, że kryzysy przychodzą zawsze, a cała sztuka polega na tym, w jaki sposób się je przezwycięża. Podczas takiego dłuuugiego biegu zawsze są wzloty i upadki. Z doświadczenia wiem, że jeżeli jest źle, to przyjdzie również taki moment, w którym będzie lepiej i staram się spokojnie przetrwać do takiego czasu. 

Najtrudniejszy moment? Chyba były dwa. Pierwszy – w środku nocy po wejściu na przełęcz Col du Mont Gele (3167 m n.p.m.), stojąc na tej przełęczy razem z innym zawodnikiem kompletnie nie mieliśmy koncepcji jak, a zwłaszcza którędy mamy rozpocząć zejście w dół. Z impasu wybawiło na dwóch innych zawodników, którzy mieli pomysł i wskazali drogę. My natomiast grzecznie poszliśmy za nimi 😉.

Drugi – związany z samą końcówką biegu już po zbiegnięciu z przełączy Malatra. Pobiegłem w dół szlaku za znacznikami innej, krótszej trasy, mimo że mój zegarek dawał znaki, że nastąpiło zboczenie z wyznaczonego kursu, tak dotarłem do punktu żywieniowego w Refugio Walter Bonatti. Punkt był, a i obsługa przyjęła mnie prawie jak bohatera, jednak po pewnym czasie dotarło do mnie, że nie powinienem być na tym punkcie i że muszę wrócić pod górę na właściwy szlak. Moje myśli były czarniejsze niż noc dookoła. Po otrząśnięciu się postanowiłem jednak walczyć i wykrzesać z siebie, ile będę w stanie. Zmęczenie odeszło i nie miało dla mnie już znaczenia, czy droga jest pod górę czy też na dół. W tamtym momencie wyszedłem już z dołu, w który sam wpadłem.

Strategia odżywiania i odpoczynku w trakcie TOR450

Radosław Defeciński w "bazie życia" na trasie TOR450

Jak wyglądała Twoja strategia odżywiania, odpoczynku i regeneracji podczas biegu? 

Radek Defeciński: TOR450 jest ogromnym wyzwaniem nie tylko pod względem wysiłku fizycznego i psychicznego, ale również pod względem logistycznym. Na trasie są wyznaczone tzw. „bazy życia”, gdzie mamy dostęp do swoich przepaków. Na TOR450 są trzy takie bazy. Biorąc pod uwagę, że pierwsza baza Cogne jest po ok. 160 km, następna w Donnas po kolejnych 60 km, a ostatni odcinek od bazy w Gressoney do mety w Courmayeur wynosi kolejne 160 km, to naprawdę należy wszystko dobrze przemyśleć pod względem logistycznym. Co zabrać na trasę i ile tego wszystkiego zabrać. Jedzenie na trasie jest dostępne w wyznaczonych po drodze schroniskach i z tych punktów korzystałem. 

W „bazach życia” spotykałem się ze swoim supportem, czyli z żoną i córkami. Odchodziła wówczas cała logistyka dotycząca ładowania całej elektroniki i jedzenia. Mogłem skoncentrować się na myciu, spaniu itp. Plan na spanie był następujący – pierwsza noc bez spania, druga z godzinną drzemką, potem bazy i w nich spanie po ok. 2-3 godz. Późniejsze drzemki w zależności od samopoczucia i okoliczności. Nie planowałem spania w terenie i tej koncepcji pozostałem wierny. Kilkukrotnie spałem w schroniskach i były to drzemki po ok. 1 godz. Podsumowując czas spania na trasie wyniósł ok. 16 godz. 

Fragmenty trasy, które dają największą satysfakcję?

Na trasie TOR450 _ fot. Radosław Defeciński
Na trasie TOR450 _ fot. Radosław Defeciński

Które fragmenty trasy wspominasz z największą satysfakcją – i dlaczego? 

Radek Defeciński: Odpowiadając na to pytanie musiałem się zastanowić i przemyśleć odpowiedź. Oczywiście na całej trasie są chwile, które są piękne i dają ogromną radość. Są i takie, o których chciałoby się zapomnieć. 

Po zastanowieniu się jednak przychodzą mi na myśl dwa fragmenty trasy. Jeden, to odcinek między Stambecco (328 km trasy), a Rifugio Perucca (349 km trasy). Odcinek po ciężkiej nocy i krótkim spaniu. Piękna, słoneczna pogoda, nieziemskie widoki na Matterhorn i szczyty dookoła, lekkie podbiegi i zbiegi, a noga była w stanie trzymać tempo. Cały organizm rwał się do przodu i w tym momencie chciał więcej i mocniej. Piękny odcinek trasy! 

Drugi fragment, nie będę niestety oryginalny, to finisz biegu. Jednak nie ostatni kilometr, nie ostatnie metry trasy, tylko odcinek między Hotelem Italia na przełęczy Gran San Bernardo (412 km. trasy) a metą, czyli kilkadziesiąt kilometrów trasy. Można podsumować, że to taki mój finisz. Jest kilka elementów, które składają się na taką ocenę. W hotelu Italia po uzupełnieniu wszystkiego, czego potrzebowałem doszedłem do wniosku, że to już ostatni moment, aby wykrzesać z siebie, ile się da. Wybiegłem na trasę przed innymi zawodnikami będącymi na punkcie i zacząłem biec. Złapałem rytm i tylko czasami odwracałem się, aby zobaczyć, czy ktoś się do mnie zbliża. Nikogo nie widziałem i to dawało mi dodatkowy zastrzyk energii. Szybkie podejścia pod przełęcze St. Rhemy (2555 m n.p.m.), Des Ceingles (2807 m n.p.m.) i ostatnie bardzo sprawne podejście po Col Malatra (2921 m n.p.m.) tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że już prawie nic nie może stanąć na mojej drodze do osiągnięcia mety. W tamtych momentach energia rozpierała mnie i czułem, że mogę „góry przenosić” 😉. 

Przed ostatnim zbiegiem do mety, tuż przed Refugio Bertone wyprzedzałem jeszcze dwóch zawodników z mojej trasy i byłem bardzo zdziwiony, że dopytują mnie, jak się czuję, bo oni nie mają już sił. Szybkie myśli, które przebiegały przez moją głowę – Dlaczego o to pytają? Dlaczego siedzą na skraju ścieżki? Dlaczego nie biegną? 

Meta przecież jest już prawie na wyciągnięcie ręki. 

Tak, to chyba te najważniejsze momenty na trasie.

Kryzysy w biegu ultra

Radek Defeciński na trasie TOR450
Radosław Defeciński na trasie TOR450

Czy zdarzały się kryzysy – fizyczne lub mentalne? Co robisz, żeby sobie z nimi poradzić? 

Radek Defeciński: O tak, kryzysy zdarzają się zawsze (w każdym razie u mnie). Z doświadczenia wiem, że skoro kryzys się pojawił, to przyjdzie również moment, że minie i cierpliwie oczekuję momentu, w którym odejdzie. 

Wchodząc trochę w szczegóły, przez lata biegów ultra wypracowałem różne sposoby radzenia sobie z takimi sytuacjami. W momencie kryzysu dokonuję analizy tego, co mi przeszkadza i w większości sytuacji dochodzę do wniosków, z których wynika, że bez problemu mogę dalej kontynuować bieg. Męczące odcinki trasy rozkładam na krótkie odcinki i koncentruję się na „tu i teraz”. W innych kryzysowych momentach przypominam sobie, dlaczego wystartowałem i że przecież sam tego chciałem. W większości wypadków takie podejście pomaga. W przypadku kryzysów fizycznych dokonuję analizy, czy ból i dyskomfort jest mi znany i czy jego poziom jest dla mnie akceptowalny. W większości wypadków po takiej analizie dochodzę do wniosku, że tak. W takich sytuacjach nie mam już żadnej wymówki i muszę napierać do mety 😊.

Co daje Ci bieganie ultra?

Co daje Ci bieganie ultra? 

Radek Defeciński: Przez te wszystkie lata biegi ultra stały się immanentną częścią mojego życia. Praktycznie wszystkie wyjazdy i większość wolnego czasu związana jest z ultra. Mogę chyba zaryzykować stwierdzenie, że jest to forma uzależnienia. Takiego pozytywnego uzależnienia. 

Oprócz tego biegi ultra dają mi spokój wewnętrzny. Podczas biegu zasady są jasne i klarowne. Wystartowałem i głównym zadaniem jest dobiegnięcie do mety biegu. Pozwalają również sprawdzić granice możliwości. Zwłaszcza tyczy się to długich biegów ciągłych. Tak wiele elementów, które trzeba poskładać w całość. 

Fascynujące i ekscytujące.

Jak zmienia się postrzeganie biegów ultra?

Radek Defeciński w punkcie kontrolnym na trasie TOR450
Radosław Defeciński w punkcie kontrolnym na trasie TOR450

Czy Twoje postrzeganie biegania ultra zmieniło się przez lata? 

Radek Defeciński: Zdecydowanie tak. Weźmy pod uwagę długość biegów oraz trudności techniczne. Na początku bieg na 100 km był ogromnym wyzwaniem. Patrząc z dzisiejszej perspektywy – jeżeli zostało do mety 100 km, to znaczy, że jest już blisko 😉. Granica została przesunięta znacznie dalej. Nie znaczy to, że jest łatwo. Jednak z większym spokojem mogę wyruszyć na trasę i wiem również, że raczej poradzę sobie z wieloma sytuacjami kryzysowymi.

Aspekt mentalny podczas biegów ultra

Jak radzisz sobie z aspektem mentalnym – samotnością, monotonią, zmęczeniem – podczas długich kilometrów? 

Radek Defeciński: W trakcie biegów ultra nie jestem sam. Mam siebie do towarzystwa. Raczej lubię siebie i swoje towarzystwo. Z tego też powodu samotność mi nie grozi 😉. Z drugiej strony biegi ultra są rozgrywane w pięknych rejonach i prawie cały czas jest czym zająć głowę. Lubię również odczuwać wszystko dookoła. Z tego też powodu na zawodach nie używam nigdy słuchawek i nie słucham muzyki. 

Zdecydowanie trudniej jest w trakcie nocy, kiedy moje pole widzenia ogranicza się do światła czołówki. W takiej sytuacji umysł potrafi płatać figle, a przetrwanie do kolejnego ranka bywa czasami trudne. Wówczas zmiana tempa, przyspieszenie, analiza sytuacji zdecydowanie pomaga.

Kluczowe cechy dobrego biegacza ultra

Radek Defeciński _ TOR de Glacier 450 km
Radosław Defeciński z medalem finishera TOR450 _ fot. archiwum prywatne

Jakie są według Ciebie kluczowe cechy (fizyczne / psychiczne) dobrego ultra biegacza? 

Radek Defeciński: Sądzę, że wytrwałość oraz umiejętność znoszenia ze spokojem narastającego zmęczenia, czasami bólu. Ważne jest również, aby odpowiedzieć sobie na zasadnicze pytania – W jakim celu to robię? Kiedy i czy ewentualnie będę w stanie odpuścić i przerwać ultra przygodę? 

Im więcej biegam w dłuuugich ultra (SwissPeaks 360, 660, TOR 330, 450), tym częściej dociera do mnie, że ważniejsze jest, aby we właściwym momencie potrafić podjąć decyzję o przerwaniu i zakończeniu biegu, niż kontynuować wyzwanie mimo wszystko.

Jeszcze coś, coś co się zwie – POKORĄ. Pokora przed trasą, jej trudnościami i własnymi słabościami.

W wypadku takich biegów kluczowy również jest plan. W myśl maksymy – Działanie bez planu, to jak planowanie porażki. 

I co dalej po TOR450?

Radosław Defeciński na mecie TOR450

Co dalej po ukończeniu TOR450? Czy planujesz kolejną edycję, a może inne ultra? 

Radek Defeciński: W trakcie trwania biegu obiecałem żonie, że nie będzie TOR450. W przyszłym roku nie będzie. Mam w głowie chęć do ponownego zmierzenia się z tym dystansem. Wiem, co mogę i chciałbym poprawić. Wszystkie negatywne myśli i odczucia poszły już sobie. TOR450 to trudne i piękne wyzwanie, w jeszcze piękniejszych okolicznościach alpejskich krajobrazów. Odpowiedź ostateczna brzmi – TOR450 ponownie TAK, ale nie w przyszłym roku. 

Planów na kolejne ultra jest już trochę. Muszę jednak przyznać, że miałem przez moment taką myśl, że dopinając pętlę biegu TOR450 zamykam w ten sposób pewien rozdział swojego biegania ultra. Dzisiaj jednak widzę to tak, że otwieram kolejny rozdział i zobaczymy, gdzie on mnie zaprowadzi.

Uchylając jednak rąbka planów na 2026r. może dojdzie do skutku start w PTL-u? Gdzieś w głowie kołacze Ultra Gobi 400 km oraz  TransPyrenees 900 km w 2027 r.  Wszystko zależy od wielu czynników i różnych zmiennych. Plany są 😊

Biegowe marzenia

A jakie masz biegowe marzenia?

Radek Defeciński: Pytanie jednocześnie bardzo proste i bardzo trudne. Odpowiadając jednak. Chyba moim największym biegowym marzeniem jest to, aby jak najdłużej bieganie, a zwłaszcza ultra, mnie cieszyło i sprawiało radość. To chyba jest dla mnie najważniejsze. 

Udostępnij ten artykuł