Marzenia to realne cele z odroczonym terminem realizacji. Nie spełniają się nigdy tym, którzy tylko marzą, wróciłem więc do swojej normalnej biegowej pracy i snucia planów na bliżej nieokreśloną przyszłość.
————————————————————————-
Tekst: Zbigniew Mamla / 19.04.2020 r.
„Marzenia to realne cele z odroczonym terminem realizacji”. Powiedzenie znane od lat teraz nabiera zupełnie nowego znaczenia. Wielu z nas przechodzi obecnie trudny okres, porzucając lub odkładając swoje plany na bliżej nieokreśloną przyszłość. Trudno się w tym nie pogubić i nie zatracić motywacji do dalszej pracy nad formą. Tym bardziej gdy nie mamy pewności, że nasze wymarzone imprezy biegowe odbędą się w tym roku.
————————————————————————-
Współczuję wszystkim, którzy tak jak ja budowali od miesięcy formę na wiosenne starty. Setki godzin pracy, wyrzeczeń i na końcu dowiadujesz się, że najprawdopodobniej twoja praca poszła na marne. Łatwo w takiej sytuacji zwątpić i porzucić swoje marzenia. Wiem coś o tym, bo właśnie w tym czasie miałem biec maraton w Łodzi, z którym wiązałem duże nadzieje. W maju czekała na mnie wyjątkowo piękna i trudna 112-kilometrowa trasa na Salomon Ultra Trail Hungary, zawodach które niedawno też zostały odwołane. Przyznaję, przez krótki czas straciłem motywację. Brak na horyzoncie konkretnego celu podziałał na mnie mocno demobilizująco. Zanim poukładałem sobie to wszystko na nowo w głowie minęło trochę czasu. Nadal nie mam przed sobą wyraźnego celu, bo nie wiem, kiedy wrócimy do normalności w naszym życiu i w naszej biegowej pasji jednak pozostanie w bezczynności oznacza zupełne porzucenie marzeń. A że marzenia nie spełniają się nigdy tym, którzy tylko marzą wróciłem do swojej normalnej biegowej pracy i snucia planów na bliżej nieokreśloną przyszłość.
————————————————————————-
Biegowe marzenia
Wierzę, że w październiku będzie mi dane po raz 7 wystartować na najdłuższej trasie Łemkowyny Ultra Trail, zawodach które od 2014 roku są dla mnie fascynującą przygodą i odkrywaniem samego siebie w pięknym i trudnym teranie Beskidu Niskiego. Marzę o pokonaniu tej trasy bez większych kryzysów i niespodzianek, co jeszcze nigdy mi się nie udało. I właśnie ten cel napędza mnie teraz do ciężkiej pracy. Być może sytuacja będzie w kraju na tyle stabilna, że uda się jeszcze pobiegać w naszych górach na innych zawodach, jednak to ŁUT150 pozostaje głównym celem i marzeniem 2020.
W tym, by nie ustawać w treningu pomagają mi też marzenia o biegach, które chciałbym przeżyć w przyszłości. Bardzo chciałbym kiedyś przebiec najdłuższą trasę Ultra Lago Di Orta. Zachwycają mnie zdjęcia i relacje z tych zawodów, włoskie Alpy, widoki. Wiem, że to dość odległe marzenie, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę obecną sytuację we Włoszech. Jedną z organizatorek tych zawodów jest znakomita włoska biegaczka Julia Baykova, co pozostaje dla mnie gwarancją doskonałej organizacji.
Z bliższych wyjazdów bardzo chciałbym poznać na biegowo trasę Stefanik Trail. Mieszkam tuż obok ulicy noszącej imię tego słowackiego bohatera narodowego i fascynuje mnie sposób, w jaki Martin Urbanik i Organizatorzy tego biegu oddają cześć swojemu bohaterowi. Obserwuję tę imprezę od dawna, czasem też rozmawiam z Martinem i widzę, ile serca i pracy wkłada w imprezę. To dla mnie najlepsza rekomendacja, by choć raz samemu przekonać się o wyjątkowości tego słowackiego ultra.
Nie sięgając jednak tak daleko, także w Polsce są imprezy, które wywołują u mnie dreszczyk emocji lub znajdują się na liście moich biegowych życzeń lub marzeń. Bardzo chciałbym zostać finiszerem Biegu 7 Szczytów. 240 kilometrowa trasa działa na wyobraźnię i budzi respekt. I przyciąga do Lądka Zdroju jak magnes.
Marzę też o powrocie na trasę klasycznego Rzeźnika, bo choć ukończyłem go już 5 razy, to jeszcze nigdy nie miałem przyjemności pobiec na nowej trasie. Być może najbliższe lata pozwolą mi spełnić to marzenie.
W 2017 i 2019 roku dużą inspiracją był dla mnie Robert Korab i jego pasjonująca walka z Głównym Szlakiem Beskidzkim. Od tamtego czasu chodzi mi po głowie pokonanie GSB. Czy w takiej formule w jakiej to zrobił Robert – nie wiem – ale chciałbym przeżyć taką przygodę i może w jakimś tam małym stopniu podziękować w ten sposób Robertowi za wsparcie, jakie miałem od niego przed swoim UTMB.
No i jeszcze ten nieszczęśliwy maraton, rękawica nadal leży i czeka na podjęcie… Warto podjąć na nowo ciężką pracę, warto marzyć :-). Bądźcie zdrowi, dbajcie o siebie. Za kilka miesięcy widzimy się znowu na biegowym szlaku 🙂
———————————————————————————–
Czytaj i inspiruj się!
Marzenia to motor napędowy / Marcin Świerc
O marzeniach trzeba mówić, myśleć i zasypiać z nimi, żeby się zrealizowały / Roman Ficek
Najlepsze wspomnienie biegowego marzenia to droga do niego / Agnieszka Markiewicz