15 kwietnia 2020 By GÓRY & ULTRA, Slider With 2658 Views

#DreamNowRunLater. Najlepsze wspomnienie biegowego marzenia to droga do niego.

Każdy z nas na pewno ma swoje marzenia biegowe – z bliższą lub dalszą datą realizacji. Teraz możemy spojrzeć na nie przez pryzmat wirusa i zweryfikować – dlaczego akurat ten bieg, to miejsce, ten dystans jest moim biegowym marzeniem.

———————————————————————————————

Tekst: Agnieszka Markiewicz / 15.04.2020 r.

„W życiu nie chodzi o czekanie, aż burza minie… chodzi o to, by nauczyć się tańczyć w deszczu” / Vivien Green/

Wstrzymaj oddech, spójrz na kartkę z marzeniami i bądź gotowy na moment, kiedy wirus odpuści, a organizator zaprosi Cię na linię startu. Biegamy dla poprawy kondycji, wykrzesania z siebie przysłowiowych endorfin wywołujących radość, zadowolenie i energię na kolejne dni w życiu. A może biegamy, aby rozwiązać problemy dnia codziennego? Biegamy w grupie, biegamy samemu, chcemy dalej, chcemy szybciej, chcemy więcej. Marzenie goni marzenie, cel goni cel, ale czy w tej układance jest miejsce na zwykłą, ludzką radość, przyjemność? Do głosu dochodzi COVID 19, który zmienia nasze biegowe marzenia i cele. A może tylko przekłada datę ich realizacji, aby dać nam czas na zapoznanie się z nimi jeszcze raz.

Rok 2020 serwuje biegaczom nową, niespotykaną rzeczywistość. Sport, który jeszcze wczoraj wymagał od Ciebie jedynie chęci założenia butów i wyjścia do pobliskiego parku, lasu, na miejski chodnik, dziś jest zakazany, a ograniczenia szybko mogą się nie skończyć. Wolność, którą przynosił nam choćby trening w górach, musimy odłożyć na półkę. Każdy z nas zadaje sobie jedno pytanie – kiedy w końcu akcja #stayhome się zakończy. Ta myśl przeradza się w swoiste marzenie pierwszej części roku 2020. A może powinien być to czas autorefleksji, weryfikacji, za czym biegowym tak naprawdę tęsknimy. Nauka języka, książki w kolejce do przeczytania, nadrobienie filmoteki (uff potwierdza się, że biegowo jestem uzależniona, ale Netflixa odpaliłam dopiero po kilku miesiącach pauzy i mam na swoim koncie pierwszy sezon Kalifatu i czekam na trzeci Faudy :D:D ), szkolenia, pierwsze zajęcia jogi online…etc. Nagle odkrywamy, że potrafimy gotować i to całkiem smacznie, a jak już uda się zdobyć drożdże, to i piekarnię możemy otwierać, bo chleb, czy ciasto to klasa sama w sobie. Kiedyś doskwierał nam brak czasu na takie przyjemności. Wirus daje nam ten czas i teraz nie możesz już choćby ponarzekać Trenerowi na brak regeneracji, czy zaniedbania w ćwiczeniach ogólnorozwojowych. Życie w epoce wirusa toczy się online – kawa online, spotkania online, święta online, treningi online. Wachlarz możliwości w czasach cyfryzacji jest nieograniczony, ale…. zdaje się, że brakuje najprostszego aspektu, jak swobodne wyjście na spacer. Prosta czynność, praktykowana od początku ludzkości, kiedy nikt nie myślał i smartfonie, Internecie i wirtualnym świecie. Doceniana i zauważana przed wirusem? Ciekawa byłaby odwrotna sytuacja, kiedy zabiera się życie cyfrowe, a pozostawia pierwotne bazujące na naturze, przyrodzie, za którą wszyscy teraz tęsknimy. Często marzenia i cele stają się jedynym powodem treningu. Przecież trenuję, żeby pobić życiówkę, może w końcu wylosują mnie na UTMB, muszę w końcu przebiec 100 km w górach jak większość znajomych, która już tego dokonała. Pierwsze ultra, przecież wszyscy mają to za sobą, będę miała/miał i ja.

Agnieszka Markiewicz na trasie SALOMON VISEGRÁD TRAIL w ramach Ultra Trail Hungary 2019 / fot. materiały organizatora

Każdy z nas na pewno ma marzenia biegowe – z bliższą lub dalszą datą realizacji. Teraz możemy spojrzeć na nie przez pryzmat wirusa i zweryfikować – dlaczego akurat ten bieg, to miejsce, ten dystans jest moim biegowym marzeniem. A może to nie był ten moment na debiut i wirus daje mi chwilę oddechu. Teorii może być wiele, każdy będzie miał własną odpowiedź. Jeżeli marzenie i ja to jedność, bądź spokojny zrobisz je za rok, dwa. W końcu miejsca takie jak Paryż, Barcelona, Dolomity, czy Alpy nie znikają z mapy świata. Cel pozostaje, zmienia się tylko termin. „Mistrzowie zostają stworzeni z czegoś, co mają głęboko wewnątrz – pożądania, marzeń, wizji”  /Muhammad Ali/. Swoje pierwsze biegowe marzenie (a może jeden z etapów w drodze do dużych marzeń ) spełniłam w 2019. Cytując Muhammada mój projekt #Roadto100km zaczął się od pożądania zrobienia dystansu trzycyfrowego na piąte urodziny biegowe. Znacie to doskonale, ten magiczny dystans 100 km może wywoływać ciarki i dreszczyk emocji. Hmm, nie wiem sumie, bo żadne z tych odczuć na mecie mi nie towarzyszyło. Wizja kiedy – za dwa lata od 2017, wizja gdzie – ŁUT 100. Najlepsze wspomnienie tego marzenia to droga do niego. Kiedy trenujesz w jednym celu, śnisz o tym, analizujesz, dopytujesz. Sam start to chwila trwająca kilka, kilkanaście, a może kilkadziesiąt godzin. Zrobisz, ochłoniesz, zapomnisz. Start odhaczony, biegniemy dalej. Jako społeczeństwo biegowe wpadliśmy w maszynę startową. Co tydzień kolejne zawody, bo znajomi jadą, bo trzeba ultra tydzień w tydzień robić. I takich powodów możemy jeszcze dużo wymieniać. Osobiście liczę, że będąc teraz na głodzie biegowym nie będziemy odcinać zawodów jak kuponów, a doszukamy się własnego ja w każdym starcie. Autopilot startowy zostanie wyłączony, a udział w zawodach, z rutyny przeistoczy się w unikatowe wydarzenie. A wspomnieniami z tych wydarzeń będzie jeszcze długo żyć.

———————————————————————————————

Biegowa mapa marzeń by #agnes_prorun

Agnieszka Markiewicz / Chudy Wawrzyniec / fot. Karolina Krawczyk

Spoglądając na mapę swoich marzeń, zamykam oczy i biegnę wokół Kotliny Kłodzkiej, przemierzam kolejne etapy Transalpine Run czy delektuję się widokiem na masyw Monte Rosa.  Rok 2017 zaowocował u mnie debiutem na dystansie maratońskim, który był przetarciem przed pierwszym górskim startem – Chudy Wawrzyniec 50+ (A.D 2017). Życie lubi mnie zaskakiwać, przewidziało szybciej niż ja, że będę sympatyzować z biegami długodystansowymi.

1. Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich 240 km – wizja marzenia powstaje pod koniec 2017 roku. Zrealizuję je wtedy, kiedy poczuję moment poziomu przygotowania na miarę szerokiego uśmiechu na mecie. P.S. spokojnie Trenerze – jeszcze kilka lat przed nami.
2. Transalpine Run – droga do DFBG 240 to etapy, jedne dłuższe i bardziej wymagające, drugie lżejsze na złapanie świeżego oddechu. Alpejska etapówka idealnie wpisuje się w tę drogę. 3 kraje, 8 dni, 2 osoby a przede wszystkim góry. Urlop idealny. O tych ośmiu dniach marzę już od około 2 lat i jeszcze parę treningów przede mną, ale wiem, że na starcie TAR pojawię się na pewno, tylko nr edycji jeszcze nie jest mi znany.
3. Ultra Tour Monte Rosa – wspomnienie dzieciństwa dziewczyny z Podlasia? Marzę, aby alpejskie szczyty i wioski widziane ze szklanego ekranu, móc ujrzeć z bliska. Grächen, Zermatt, Monte Rosa i 170 km wraz z alpejskimi wschodami i zachodami słońca. Prostota, piękno krajobrazu i spokój, którego próżno szukać w Chamonix podczas UTMB (opinia subiektywna z 2018).

—————————————————-

Biegaczu „ Trzymaj się mocno marzeń, bo jeśli marzenia umierają, to życie staje się ptakiem ze złamanym skrzydłem, który nie potrafi latać” / Langston Hughes/.

Zdjęcie „otwarciowe”: fot. Agnieszka Osmólska – Ilczuk

—————————————————-

Czytaj i inspiruj się!

Marzenia to motor napędowy / Marcin Świerc

Marzenia to realne cele z odroczonym terminem realizacji / Zbigniew Mamla

O marzeniach trzeba mówić, myśleć i zasypiać z nimi, żeby się zrealizowały / Roman Ficek

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *