Julian Alps Trail Run_bieg w Słowenii

13 listopada 2021 By GÓRY & ULTRA, Slider With 5739 Views

Wojtek Kotarba: Julian Alps Trail Run 2021

W dniach 24-26 września 2021 r. odbyła się 2. edycja Julian Alps Trail Run, jednej z największych imprez trailrunningowych w Słowenii. Jednym z Polaków biorących udział w imprezie był Wojtek Kotarba, który z Alp Julińskich wrócił z 2. miejscem na dystansie 170 km.  


13.11.2021 r.

  • Julian Alps Trail Run to jedna z największych imprez trailrunningowych w Słowenii, która po raz pierwszy odbyła się we wrześniu 2019 r., a biegacze mieli wówczas do wyboru cztery dystanse: 10 km, 15 km, 30 km i 60.
  • W 2021 r. biegacze mogli już wystartować aż na sześciu dystansach: 10 km, 15 km, 30 km, 60 km, 100 km, 170 km. Na dystansie 170 km z łącznym przewyższeniem 9630 m+ wystartował Wojtek Kotarba, który bieg ukończył na 2. miejscu. Zapraszamy na rozmowę z Wojtkiem po biegu.

Monika Bartnik: Za „chwilę” minie dokładnie dwa miesiące od Twojego startu w Julian Alps Trail Run. Jak długo „przechowujesz” w głowie wspomnienia o startach (zarówno tych dobrych, jak i tych mniej udanych), wrażenia z biegów? Co najbardziej utkwiło Ci w pamięci po starcie w Słowenii? Jakie wspomnienie jest z Tobą do dzisiaj?

Wojtek Kotarba: To jest ciekawe pytanie… To zależy. Zauważyłem, że największe emocje przedstartowe, ale też te po zawodach dotyczą startów na nowych zawodach i trudnych trasach. Zagraniczne starty staram się wybierać głównie pod kątem turystycznym – gdzie byliśmy z rodziną, a gdzie jeszcze nie. Na start w tych zawodach czekałem od 2019 roku, bo rok temu był Covid i skutecznie utrudniał podróżowanie. Trafiłem na Wasz tekst o tych zawodach, później pojawiała mi się często reklama zawodów na FB. Zobaczyłem trochę zdjęć z regionu Kranjskiej Góry, poczytałem o Alpach Julijskich i zapadła decyzja – jedziemy na zawody, a przy okazji zrobimy z tego wyjazd turystyczny.

Jak zauważyłaś, minęło już trochę czasu, ale jest kilka stop klatek, które ciągle żyją i przywołują te emocje. Po pierwsze zaskoczyła nas niesamowita życzliwość organizatorów i Słoweńców ogólnie. Ich uśmiech na każdym kroku. W restauracjach, sklepach, w biurze zawodów. Coś, czego nam, Polakom tak bardzo brakuje.

Po drugie wspominam Słowenię jako bardzo zielony i czysty kraj, a samą miejscowość, która jest bazą zawodów jest miejscem niesamowitym, będącym wrotami do Alp Julijskich.

Trzecia rzecz, to już same zawody. Podejście na 125 km, umierałem tam na każdym kroku. To było ok. 1600 m w pionie, w pełnym porannym słońcu, na odcinku około 6 km. Pamiętam, jak nie miałem siły odrywać stóp od ziemi. Zajęło mi to prawie 3 godziny. Widok, który zastałem na grani, wynagrodził każdą chwilę z wcześniejszego cierpienia.

Jezioro Bled / Słowenia fot. archiwum prywatne

Ze Słowenii wróciłeś z 2. miejscem na dystansie 170 km z łącznym przewyższeniem 9630 m+. Na starcie dystansów ultra niejednokrotnie trudno przewidzieć, kto będzie zwycięzcą, kto pojawi się na mecie jako drugi… Czy od samego startu wiedziałeś, że to będzie dobry bieg, że wszystko ułoży się po Twojej myśli? Jak wyglądała rywalizacja na trasie?

Wojtek Kotarba: Takich rzeczy nigdy się nie wie, zwłaszcza jak jesteś biegaczem amatorem. Po kilku startach w tym roku czułem się jednocześnie wybiegany, ale też w pełni wypoczęty. Start był bardzo kameralny, bo było nas lekko ponad 30 osób, w większości Słoweńców, ale byli i biegacze z Niemiec, Węgier czy Włoch. Sam start zawsze wygląda podobnie, niby pierwsze metry wolno, ale za chwilę zaczyna się wyrywanie do przodu. Pamiętam, że te pierwsze kilkanaście minut biegłem z przyszłym zwycięzcą, po czym on zaczął przyspieszać, a za nim kolejne osoby.

Przez pierwsze naście kilometrów byłem około 10. miejsca, ale już czułem, że za dużo osób wyrwało do przodu, więc spokojnie robiłem swoje. Wiem, jak potrafi się czkawką odbijać zbyt szybki początek. Z czasem faktycznie minąłem kilka osób, aż na jednym z punktów, około 70-80 km, dowiedziałem się, że mam 3. miejsce. Dla amatora to jest wielka mobilizacja, żeby ciągnąć dalej, ile się da. Jednak to nie była nawet jeszcze połowa dystansu. Na kolejnym punkcie dowiedziałem się, że zawodnik z 2. miejsca zrezygnował z powodu problemów z brzuchem. Dostałem kolejny kop motywacyjny do napierania.

Najgorzej zniosłem to olbrzymie podejście na szczyt na granicy słoweńsko-austriackiej około 130 km. To było balansowanie na granicy udaru cieplnego, odwodnienia i problemów z jedzeniem. Nigdy nie miałem takiego kryzysu fizycznego i mentalnego, a „kilka” zawodów już przebiegłem. Nie miałem siły, nie miałem motywacji, zastanawiałem się, po co się tak człowiek męczy. Dlaczego nie gram w brydża czy szachy? Chodziły mi po głowie myśli, że to będzie ostatni bieg. Jak się wdrapałem na górę, to wiedziałem, że jeszcze został maraton z okładem i lekkimi hopkami do mety. Wizualizowałem sobie, że utrzymuję to 2. miejsce, wbiegam na metę z córkami, przytulam się do żony, a następnego dnia wchodzę na podium po raz pierwszy w życiu w tak urokliwej Kranjskiej Górze. Puszczałem ten „film” setki razy w głowie. Pomogło.  

fot. archiwum prywatne

Co dla Ciebie na trasie było największym wyzwaniem? Gdybyś miał dawać wskazówki tym, którzy pobiegną po raz pierwszy – czym wyróżnia się trasa, co może na niej sprawić trudność? Na co trzeba być przygotowanym?

Wojtek Kotarba: Przede wszystkim to nie jest bieg dla tych, którzy pierwszy raz chcą pobiec 100 mil. To nie jest tak, że przebiegnie się 150 km na Łemkowynie, dorzuci się do tego półmaraton i będzie ok. Nie będzie. Z perspektywy czasu cieszę się, że nie było edycji w tamtym roku, bo wtedy pewnie bym tam umarł albo miał zdecydowanie gorszy wynik. Po lipcowym, dosyć płaskim Biegu 7 Szczytów nie bałem się tego, że będę na trasie długo, bo brak snu znoszę dobrze. Brakowało mi sił na długich podejściach, zwłaszcza w słońcu. Największym wyzwaniem było to podejście, o którym już wspomniałem: 1600 m na około 6 km. Każdy metr, każdy krok, zabijał moją motywację i wysysał resztki sił, bez najmniejszej litości. Więc, żeby świadomie wziąć udział w tych zawodach na głównym dystansie i w miarę cieszyć się trasą, warto wystartować wcześniej w czymś dłuższym i płaskim, ale też w jakiejś prawdziwie górskiej setce np. Ultra Janosiku, żeby poczuć większe góry. Warto pamiętać, że koniec września w Polsce może być chłodny, a w Słowenii nie koniecznie. Dobrze znoszę ciepło, jednak brakowało mi chłodu, chociażby w nocy. Te dwa startowe dni zaserwowały naprawdę upalną pogodę, gdzie temperatura była mocno ponad 25 stopni. Zwycięzca Iwan w dzień biegł bez koszulki, kładąc ją jedynie na noc… to może o czymś świadczyć.

Alpy Julińskie / Słowenia fot. archiwum prywatne

Alpy Julińskie / Słowenia fot. archiwum prywatne

Nie biegamy jednak wyłącznie dla mierzenia się z wyzwaniami, lecz także dla piękna, które towarzyszy nam na trasie. Czym Ciebie urzekła trasa Julian Alps Trail Run? Co Ci się na niej najbardziej podobało?

Wojtek Kotarba: Samo miasteczko Kobarid, w którym był zlokalizowany start, jest bardzo urokliwe. Mimo że zaczynaliśmy w  południe, to była okazja, żeby się wyciszyć patrząc, jak miejscowi siedzą w kafejkach i niespiesznie delektują się każdą chwilą.

Pierwsza część trasy, to poza samymi górami, które w tej części nie są wybitnie spektakularne, to dolina rzeki Soca, a później jeden z jej dopływów. To było coś niesamowitego. Szmaragdowy kolor wody wraz z wodospadami przecinającymi teren robi naprawdę niesamowite wrażenie. To, że w pierwszej części trasy nie byliśmy na dużych wysokościach nie oznacza, że nie było ciekawie. To całkiem inne góry niż znamy z Polski. Nad ranem, kiedy zbiegałem po około 100 km na dół, przywitał mnie wschód słońca nad jeziorem Bled… To było WOW. Wystarczy wpisać w Google i dodać do tego piękną pogodę ze wstającym słońcem i górami na granicy słoweńsko-austriackiej w oddali. To była chwila, żeby się nastawić na to wspomniane podejście… Wiedziałem, że będzie za kilka kilometrów „ogień”, ale rzeczywistość znacznie przerosła oczekiwania pochodzące z analizy profilu trasy. Nagroda zaczęła się koło 130 km i trwała przez następne ponad 25 km. To był super widokowy odcinek po grani, na wysokości około 2000 m ze zjawiskowym widokiem na całe Alpy Julijskie i Triglavski Park Narodowy.

Alpy Julińskie / Słowenia fot. archiwum prywatne

Alpy Julińskie / Słowenia fot. archiwum prywatne

Komu polecasz start w Julian Alps Trail Run? Czy to dobra trasa na debiut na takim dystansie czy też propozycja dla już doświadczonych ultra biegaczy?

Wojtek Kotarba: Tak jak wspomniałem, to nie jest trasa na 100-milowy debiut, jednak w trakcie festiwalu są różne dystanse: od 15 km do 174 km. Ze względu na niezwykłe położenie Krańjskiej Góry, piękne trasy turystyczne, wiele atrakcji w okolicy, warto pojechać nawet na 60 czy 100 km trasę i dołożyć trochę zwiedzania regionu. Co do samej trasy to bardzo nudne było ostatnie kilkanaście kilometrów, które było poprowadzone głównie po asfalcie, jednak organizatorzy już na mecie deklarowali, że zrobią wszystko, żeby to uległo zmianie w następnym roku. Pojawiły się jeszcze jednak fajne leśne niespodzianki w postaci stromych, błotnistych singli czy górskich strumieni.

Czy to było to Twoje pierwsze doświadczenie biegowe w Słowenii? Jaka jest Słowenia, a zwłaszcza Alpy Julińskie, kiedy patrzysz na nią oczami biegacza – ultra biegacza?

Wojtek Kotarba: To w ogóle była moja pierwsza wizyta na Bałkanach. Staramy się z żoną łączyć moje bieganie z turystyką. Takie Run & Travel w praktyce. Zawody są pretekstem, żeby gdzieś pojechać. Więc ciężko mi odseparować doznania z zwodów od całości wyjazdu. Tak było i tym razem. Wcześniej zwiedzaliśmy Zagrzeb i byliśmy kilka dni pod obiecanym córkom namiotem na wyspie KRK. Później dopiero pojechaliśmy do Słowenii, zatrzymując się w Lubljanie i miejscowości Bled z tym pięknym jeziorem.

Patrzę na dane miejsca głównie pod kątem walorów przyrodniczych, pewnie jak większość ultrasów. Krańjska Góra jest genialną bazą wypadową do zwiedzania okolicy. Tam wręcz nie można jechać na same zawody. Trzeba koniecznie zobaczyć jezioro Jasna czy przejechać się Ruską Drogą na drugą stronę masywu górskiego i pospacerować wzdłuż rzeki Soca. Na zawodach niestety takie obrazy za szybko przelatują, a tam trzeba siąść na chwilę i nic nie robić. Jedynie patrzeć na przelewającą się górską wodę o magicznym kolorze w tle z majestatycznymi górami.


Planujesz biegowy wyjazd do Słowenii? Polecamy:

Przeczytaj relacje polskich biegaczy z Ultra Trail Vipava Valley


Jesteś naszym Czytelnikiem? Dołącz do naszych Patronów i w ramach Patronite.pl wspieraj rozwój portalu ruandtravel.pl.

Naszym Patronom oferujemy m.in. pakiety startowe na biegi, przekazujemy produkty do testów, wysyłamy newsletter…

Kliknij w baner poniżej i poznaj szczegóły.


 

Tags : , ,

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *