Anna Stegner i Iwona Lenart to zwyciężczynie w naszym konkursie „Pobiegnij w Wilnie!”, które 11 września 2016 r. w ramach Danske Bank Vilnius Marathon zmierzyły się z dystansem maratońskim. Jak wspominają bieg i całą imprezę? Czy udało im się pozwiedzać Wilno? Odpowiedzi znajdziecie w materiale.
„Wilno – pierwszy raz tutaj gościłam, ta wycieczka była miła.
Miała cel, miała zadanie, maratonu pokonanie.
Od początku, plan bez spin, chcemy czerpać endorfiny!”
To fragment wiersza Anny Stegner, którego całość możecie przeczytać na Jej fan page – Bieganie pisane wierszem. A jak Anna wspomina kolejne kilometry biegu?
Co było dla Ciebie najtrudniejsze podczas samego biegu? Czy było coś, czego się nie spodziewałaś? Coś, co Cię zaskoczyło? Jak oceniłabyś skalę trudności biegu?
To nie był mój pierwszy maraton. Po raz piąty stanęłam na starcie tego dystansu. Uważam, że trasa nie należy do najłatwiejszych. Bruk i podbiegi dają się we znaki. Jeżeli chciałabym biec po życiówkę, to na pewno nie tam. Zaskoczyło mnie to, że bardzo często były rozstawione punkty z wodą i żywieniem (banany, jabłka, izo), natomiast zabrakło mi na trasie toi toi. W miasteczku biegowym było ich pod dostatkiem.
Jak wyglądał sam bieg? Jaką miałaś strategię? Czy udało Ci się ustrzec błędów podczas biegu? Czy dwie pętle na maratonie mocno dają w kość?
Tutaj podejście było lajtowe – zwiedzanie przez bieganie. Plan był jeden – przebiec się po Wilnie. Bez założenia czasowego, po prostu dotrzeć do mety. Błędów raczej nie było, ale koleżanka musiała zakończyć bieg po pierwszym okrążeniu (odezwała się u niej kontuzja) i to wybiło mnie z rytmu. Samemu biec, to już nie to samo. Z takim podejściem jak biegłyśmy, dwie pętle mi nie przeszkadzały. Na drugiej pętli wiedziałam, kiedy będzie punkt odżywczy i biegłam od jednego punktu do kolejnego.
Maraton w Wilnie to połączenie biegania ze zwiedzaniem? Jak podobała Ci się sama trasa? Czy miałaś podczas biegu czas na podziwianie uroków Wilna?
Jak najbardziej, właśnie takie było założenie. W tym miejscu mogę ubolewać nad tym, że to były dwie pętle, ponieważ zobaczyłam mniej niż bym mogła. Przy założeniu, z jakim biegłam było miło, sporo trasy alejkami parkowymi, co sprawiało przyjemność. Na trasie, jak już wcześniej wspomniałam, trafił się bruk, był podbieg…. sporo zakrętów – jednym słowem nie było nudy.
Jak oceniasz całą imprezę pod względem organizacyjnym? Co podobało Ci się najbardziej, a co poprawiłabyś? / zabezpieczenie trasy, punkty odżywcze, wolontariusze/?
Po maratonie zabrakło mi posiłku. No i strefa masażu bezpłatnego też była bardzo mała, dosłownie kilka łóżek. Chcąc skorzystać musiałbym czekać cztery godziny, ale przy takich imprezach często tak bywa. Skorzystałam z masażu obok, gdzie zbierane były fundusze dla dzieci. Wolontariuszy było dużo i u każdego uśmiech na twarzy. To się ceni, no i w ciężkich chwilach ten uśmiech pomaga.
A jak biegło się Iwonie?
Iwona Lenart: Najtrudniejsze było dla mnie podjąć decyzję o skróceniu maratonu na półmaraton, ponieważ miałam niedoleczoną kontuzję. Bieg był wyjątkowo trudny, życiówki na pewno bym nie zrobiła, nawet gdybym była przygotowana. Strategia moja była taka, że chciałam biec i zwiedzać, podziwiać. A było co! Najbardziej podobało mi się to, że biegło się przez park i Starówkę i że właśnie były dwa kółka i można było zrobić jedno. Sam bieg oceniam bardzo pozytywnie.
Sponsorami konkursu „Pobiegnij w Wilnie” byli: Danske Bank Vilnius Marathon, Lux Express, Decathlon oraz Wydawnictwo Bezdroża.