24 lipca 2018 By GÓRY & ULTRA, Slider With 55988 Views

Najtrudniejsze odcinki biegu były jednocześnie tymi najpiękniejszymi… Rozmowa z Anetą Ściubą o Riaño Trail Run 2018.

Aneta Ściuba oraz Jaromir Krzyszczak 3-etapowy bieg górski w północnej Hiszpanii – Riaño Trail Run – zakończyli na 4. miejscu open wśród teamów mieszanych i na 1. miejscu w kategorii teamy mieszane „senior”. Z jakim nastawieniem jechali na bieg? Jak oceniają jego skalę trudności? Jakie rady mają dla tych, którzy chcieliby w przyszłości pobiegać w hiszpańskich górach? Zapraszamy do przeczytania rozmowy.

Riaño Trail Run to 3-etapowy bieg górski organizowany w północnej Hiszpanii na terenach Parku Narodowego Fuentes Carrionas y Fuente Cobre – Montaña Palentina, Parku Regionalnego Picos de Europa i Regionalnego Parku Montañas de Riaño y Mampodre. Jest jednym z biegów w ramach Spain Ultra Cup, w którym łącznie do pokonania jest ok. 91 km (+ 7000 m / -6850 m przewyższeń) rozłożonych na trzy dni – 29,9 km, 38 km oraz 22,7 km. Tegoroczna edycja imprezy odbyła się w dniach 15-17 czerwca, a jednymi z jej uczestników byli Aneta Ściuba oraz Jaromir Krzyszczak, którzy Riaño Trail Run zakończyli na 4. miejscu open wśród teamów mieszanych i na 1. miejscu w kategorii teamy mieszane „senior”. Zapraszamy do przeczytania rozmowa z Anetą Ściubą.

Aneta Ściuba i Jaromir Krzyszczak na mecie trzeciego, ostatniego etapu Riaño Trail Run 2018

Aneta i Jaromir na podium Riaño Trail Run 2018 / fot. Aitor Toribio

Monika Bartnik: Riaño Trail Run, czyli 3-etapowy bieg górski organizowany w górach północnej Hiszpanii, zakończyliście na 4. miejscu open wśród teamów mieszanych i na 1. miejscu w kategorii teamy mieszane „senior”. Czy przed wyjazdem zakładaliście, że jedziecie pościgać się w hiszpańskich górach czy stawialiście po prostu na fajną przygodę?

Aneta Ściuba: Cóż… Dla mnie zawody zawsze wiążą się ze ściganiem. Bez względu na to, czy mam na nich szansę, aby cokolwiek „ugrać”, to i tak walczę i daję z siebie jak najwięcej. Do tej pory udawało mi się stawać na podium tylko na biegach w Polsce. Pomimo tego, że mam już na koncie kilka startów za granicą, to nigdy nie wywalczyłam tam podium. U Jaromira wygląda to bardzo podobnie. Jest to związane z tym, że za granicą jest jednak inny poziom – wyższy. Przy okazji startów zagranicznych w grę wchodzi również aklimatyzacja oraz znajomość terenu, po którym się biega.
Start w Riaño trafił do naszych planów startowych dość późno, ponieważ pojechaliśmy tam dzięki Wam i wygranej w konkursie na runandtravel.pl. Zarówno dla mnie, jak i dla Jaromira był to pierwszy start w biegu etapowym. Dla mnie dodatkowo, również pierwszy start w parze. Nie wiedzieliśmy jak to będzie, więc nie nastawialiśmy się na konkretne wyniki. Czy uda nam się – głównie mnie – dobrze rozłożyć siły? Kto dokładnie będzie startował? (jak się potem okazało poziom biegu był naprawdę wysoki). Jechaliśmy więc tam z zamiarem ścigania się, ale przede wszystkim przeżycia fajnej przygody. To był nasz pierwszy wspólny bieg, chcieliśmy więc miło spędzić czas, nacieszyć się widokami, zrobić dużo zdjęć, ale też pobiec na dobrym poziomie. Cóż, prawda jest taka, że moja rola w tym biegu była taka, aby narzucać tempo. Jaromir dostosowywał się do niego, dzięki czemu miał czas na robienie dużej ilości zdjęć.

Aneta Ściuba / Riaño Trail Run 2018 / fot. Diego Winitzky

MB: Jak już wspomniałaś, Riaño Trail Run nie był waszym pierwszym startem zagranicznym, ale po raz pierwszy wzięliście udział w biegu etapowym i po raz pierwszy pobiegliście w parze. Jakie to było dla was doświadczenie? Czego was nauczyło?

AŚ.: To prawda, mamy na swoim koncie kilka startów za granicą. Oboje biegaliśmy m.in. na Gran Canarii, na Maderze czy w Cortinie. Jaromir biegał również w Kapsztadzie oraz Chamonix. Na co dzień trenujemy razem, prywatnie jesteśmy parą, ale Jaromir jest dużo mocniejszy ode mnie i ma dużo większe doświadczenie w górach. Wiedziałam, że tak naprawdę wynik spoczywał będzie na moich barkach, ponieważ Jaromir będzie po prostu dopasowywał się do mojego tempa. Jaromir biegł kilka razy w parze. Dla mnie natomiast było to nowe doświadczenie. Znamy się jednak bardzo dobrze, więc wiedziałam, że damy radę. Możliwość wspólnego przeżywania tego, co działo się przez te trzy dni było bardzo ciekawym doświadczeniem. Widoki chwilami dosłownie zwalały z nóg, więc tym bardziej było miło móc cieszyć się nimi wspólnie. Co więcej, obecność Jaromira sprawiała, że czułam się dużo bezpieczniej, ponieważ trasa miejscami była, delikatnie mówiąc, bardzo techniczna. Dzięki temu startowi utwierdziłam się w przekonaniu, że zdecydowanie możemy znów pobiec w jakimś biegu w parach, ponieważ tworzymy bardzo zgrany team.

Jaromir Krzyszczak / Riaño Trail Run 2018 / fot. Diego Winitzky

Aneta Ściuba / Riaño Trail Run 2018 / fot. Diego Winitzky

MB: Pierwszego dnia pobiegliście 29,9 km (2.450 m+/ -2.684 m przewyższeń). Drugiego dnia 38 km (3.081 m+/2.818 m – przewyższeń). Trzeciego dnia 22,7 km (1.391 m+ y 1.330 m- przewyższeń). Jak oceniacie skalę trudności poszczególnych etapów?

AŚ: Przed wyjazdem zarówno dystanse, które mieliśmy pokonywać każdego dnia, jak i przewyższenia na trasie nie zrobiły na nas większego wrażenia. Jechaliśmy z nastawieniem, że nie będzie lekko. Będąc już na miejscu sama trasa oraz to jak bardzo jest techniczna wrażenie już jednak na nas zrobiły. Oczywiście oglądaliśmy wcześniej filmy z biegu i widzieliśmy, że miejscami biegnie się przez wymagający teren, ale takiego hardkoru nie spodziewaliśmy się. Cóż, każdy dzień był inny i każdego dnia czekała na nas nowa niespodzianka.
Pierwszego dnia czułam się jak małe dziecko, które pierwszy raz przyszło do wesołego miasteczka… dosłownie. Było tak pięknie, że chwilami szłam z otwartą z wrażenia buzią. Poza tym, chyba nie dowierzałam, że organizator „puścił” bieg w takim miejscu. Pierwszy etap charakteryzował się tym, że praktycznie cała trasa poprowadzona była poza szlakami. Wspinaliśmy się więc chwilami po prawie pionowych skałach, uważając na lecące z góry kamienie, przechodziliśmy po wąskich graniach, przeskakiwaliśmy przez osuwiska po ogromnych kamieniach, brodziliśmy po podmokłych łąkach, wspinaliśmy się po śniegu albo biegliśmy przez zbocza porośnięte żółtymi kłującymi krzewami, które drapały całe ciało, bo oczywiście pomiędzy nimi również nie było szlaku… To była niesamowita przygoda!
Drugi dzień był najmniej spektakularny jeżeli chodzi o widoki, ale jego największą trudnością był limit czasu na dotarcie do pierwszego punktu kontrolnego. Na pokonanie niespełna 17 km organizator przewidział maks 4 h… Wydawałoby się, że to dużo, ale praktycznie już na starcie musieliśmy wspiąć się z 400 m na wysokość 1900 m i to podejście rozciągało się na odcinku zaledwie 5,6 km. Potem czekał na nas trudny technicznie i stromy „zbieg”, a raczej zejście. Pozostała część trasy była już mniej spektakularna oraz łatwiejsza. Oczywiście cały czas prowadziła przez góry i podmokłe pastwiska, ale była już bardziej biegowa.

Aneta Ściuba / Riaño Trail Run 2018 / fot.Diego Winitzky

Trzeci etap początkowo był dość… nudny. Jego końcówka była jednak zdecydowanie najbardziej atrakcyjną częścią całego biegu. Przez około 15 km biegliśmy przez ładne tereny, małe miejscowości (tylko tego dnia na trasie biegu pojawiły się miasteczka oraz odcinki pokryte asfaltem), łąki, niewysokie górki. Ta część trasy była przyjemna oraz dość biegowa. Kulminacyjnym momentem tego etapu oraz całego biegu było wspięcie się na szczyt Pico de Gilbo, który jest wizytówką tej części Hiszpanii. Na odcinku 3 km musieliśmy pokonać 550 m podejścia, aby z górskich pastwisk wspiąć się na skalisty wierzchołek góry, na wysokość około 1700 m. Było warto!! Choć początkowo byłam lekko przerażona, ponieważ przemieszczaliśmy się na dużej wysokości po grani szerokości kilkudziesięciu centymetrów, a po obu stronach były przepaście, to widoki rekompensowały wszystko. Ze szczytu Gilbo roztaczał się niesamowity widok na jezioro oraz miejscowość Riaño, w której znajdowała się meta ostatniego etapu.

Jaromir Krzyszczak / Riaño Trail Run 2018 / fot. Diego Winitzky

Jeżeli mam porównywać ze sobą całe etapy, to dla mnie najtrudniejszy był etap pierwszy. Ze względu na teren, po którym się poruszaliśmy, niezwykłe widoki oraz pierwszy kontakt z „takimi” górami zrobił na mnie największe wrażenie. Równie mocno zapadł mi w pamięć ostatni odcinek z trzeciego etapu biegu.

MB: Czy trasy poszczególnych etapów możecie porównać do tras biegów zagranicznych, w których braliście do tej pory udział? A może jednak Riaño Trail Run pod względem tras jest tak wyjątkowe, że porównać nie da się z niczym innym?

AŚ: Wracam pamięcią do naszych poprzednich wyjazdów i zastanawiam się, czy w jakimkolwiek z moich poprzednich biegów jestem w stanie znaleźć jakieś większe podobieństwa do trasy Riaño. Ten bieg jest wyjątkowy zarówno jeżeli chodzi o widoki, jak i samą trasę oraz skalę jej trudności. Na żadnym z biegów nie spotkałam się z tym, aby tak duża część trasy była prowadzona poza szlakami i aby było tak wiele trudnych odcinków, które nierzadko przypominały fragmenty Orlej Perci… tyle, że nie było tam łańcuchów. Myślę, że w dużej mierze dzięki temu mogliśmy przeżyć tyle niezwykłych przygód i podziwiać tak niesamowite widoki. Co do samych widoków jeżeli miałabym próbować je do czegokolwiek jedynie podobne wrażenie zrobiły na mnie szczyty Pico Arieiro oraz Pico Ruivo na Maderze.

Jaromir Krzyszczak / Riaño Trail Run 2018 / fot. Aitor Toribio

MB: Najtrudniejszy moment trasy podczas całego Riaño Trail Run to dla Was…

AŚ: Najtrudniejszym fragmentem całej trasy był bieg po bardzo wąskiej grani szczytu Pico de Gilbo na wysokości 1700 m, gdzie tylko mały krok dzielił nas od przepaści. Trzeba było mocno skupiać się na tym, gdzie chce się postawić kolejny krok, ponieważ grań była bardzo wąska, często szerokości zaledwie kilkudziesięciu centymetrów. Nigdy dotąd nawet nie chodziłam po czymś takim. Tutaj jednak próbowaliśmy po tym truchtać. Samo zejście ze szczytu również był trudne, bardzo strome, z dużą ilością osuwających się kamieni. Również pierwszego dnia wejście na Collado Espiguete oraz przejście po jego wierzchołku nie należało do szczególnie łatwych, ponieważ na odcinku około 3 km robiliśmy jakieś 800 m w górę, więc chwilami była to praktycznie wspinaczka po skałach. Pomimo tego, że trasa była trudna i bardzo wymagająca technicznie, organizatorzy naprawdę zadbali o to, abyśmy w miarę możliwości czuli się tam bezpiecznie. Na najtrudniejszych odcinkach i w najbardziej wymagających miejscach stali wolontariusze, którzy pytali, czy wszystko dobrze i chwilami wręcz podawali rękę, aby pomóc wspiąć się na skały.

MB: A najpiękniejszy?

AŚ: Te najtrudniejsze odcinki biegu były zarazem najpiękniejszymi, ponieważ właśnie z tych miejsc roztaczały się najwspanialsze widoki. Jeszcze niedawno wydawało mi się, że trochę już widziałam i góry nie są w stanie zrobić na mnie ogromnego wrażenia i myliłam się, bo przez te szczyty biegłam z otwartą z wrażenia buzią. Tych uczuć nie da porównać się z niczym innym i chyba dlatego tak bardzo kocham biegi górskie.

Jaromir Krzyszczak / Riaño Trail Run 2018 / fot. Diego Winitzky

MB: Każdego z trzech dni biegu tuż po śniadaniu przed namiotami odbywało się małe „zbrojenie”. Opaski kompresyjne… kamizelki biegowe… kije… Jak wyglądał dobór sprzętu na bieg w waszym przypadku? Co się sprawdziło na trasie? Co było pomocne?

AŚ: Przygotowania do tego biegu nie wyglądały raczej standardowo. Nie było również jakiegoś szczególnego wyposażenia obowiązkowego, podeszliśmy więc do niego jak do większości „typowych” biegów górskich. Buty do biegania w terenie, wygodne ubrania – krótkie spodenki + koszulki z krótkim rękawem wystarczyły, w plecaku kurtka przeciwdeszczowa oraz folia NRC, okulary przeciwsłoneczne, oczywiście kamizelka biegowa z wodą i odrobiną jedzenia (w moim przypadku banan + baton z naturalnym składem), telefon, no i oczywiście mała sportowa kamerka do robienia zdjęć, której operatorem był Jaromir… Nie mam zwyczaju biegania w opaskach kompresyjnych, więc nie zabierałam ich ze sobą. Poza oczywistymi rzeczami, które wymieniłam powyżej bardzo pomocne były kije, których używaliśmy zarówno na podejściach, jak i czasem na zbiegach. To zdecydowanie ułatwiło nam bieg. Na Riaño pierwszy raz korzystałam z kołczanu Salomon, który sprawdził się rewelacyjnie. W czasie biegu wielokrotnie rozkładałam i składałam kije, a dzięki niemu mogłam je bardzo szybko schować i mieć obie ręce wolne, na przykład w czasie wspinaczki po stromych skałach.

MB: Długie podejścia, czasami po osuwających się kamieniach… Ostre, kamieniste zbiegi… Eksponowane odcinki… Ale również i piękne górskie łąki, i leśne ścieżki i… śnieg. Jakie obuwie dobrać, żeby sprawdziło się na tak różnorodnej trasie? W jakich butach wy biegliście i jak poradziły sobie z hiszpańskimi górami?

AŚ: Praktycznie od początku mojej przygody z bieganiem jestem wierna butom Saucony i głównie w nich biegam zarówno w terenie, jak i po ulicy. W teren wybieram zwykle model Peregrine, czasem na bardziej kamieniste podłoże Xodus. Jaromir od ponad roku biega głównie w butach Hoka One One Speedgoat i na ten bieg również zabrał ze sobą ten model.
Ciężko jest zaleźć uniwersalne buty, które sprawdzą się w tak różnorodnym terenie, zarówno na kamieniach, śniegu, łąkach czy leśnych ścieżkach, ale myślę, że nasze buty były odpowiednio dobrane. Wybierając buty biegowe zawsze zwracam uwagę na to, aby miały one mały drop (maksymalnie 4 mm), niedużą amortyzację, aby były lekkie, wygodne i szerokie ze względu na moje mało kobiece stopy oraz aby dobrze trzymały się podłoża. Póki co tylko Saucony Peregrine spełniają wszystkie te kryteria (choć co do trzymanie się podłoża czasem mam zastrzeżenia). Jaromir bardzo polubił się z butami Hoka, które mają dużą amortyzację i dobrze chronią stopy, ale one również mają mały drop, są lekkie oraz dobrze trzymają się podłoża.

Jaromir Krzyszczak / Riaño Trail Run 2018 / fot. Jaromir Krzyszczak

MB: Oczywiście biegowe umiejętności są najważniejsze, ale… Nad czym jeszcze trzeba popracować, jakie umiejętności doskonalić, żeby z przyjemnością ukończyć te trzy etapy biegu?

AŚ: Przede wszystkim trzeba dobrze znać swoje możliwości, aby nie przesadzić na początkowych etapach i zachować siły na kolejne dni. Oczywiście, tak jak wspomniałaś, dobre wytrenowanie jest niezbędne, bo choć odcinki, które pokonywaliśmy każdego dnia nie były długie to ze względu na sporą ilość przewyższeń oraz „techniczność” biegu sprawiają, że każdego dnia zajmowało nam to wiele godzin. Riaño Trail Run nie jest typowym biegiem górskim. Naprawdę byliśmy zaskoczeni tym, w jakich miejscach musieliśmy się przemieszczać w trakcie biegu. Niezbędna jest duża ilość odwagi oraz pozytywnego nastawienia. Zdecydowanie poza typowymi treningami biegowymi przyda się też trochę ćwiczeń na wzmocnienie górnych partii ciała, dzięki czemu łatwiej jest wspinać się na kamienne ściany czy balansować na nierównym podłożu. Bardzo pomogły mi treningi, które wykonywałam na początku roku przed Transgrancanarią, a konkretnie podejścia robione na bieżni mechanicznej. Dzięki nim nabrałam dużo siły biegowej, więc wszystkie górki wchodziły w nogi dość łatwo. Poza tym, przynajmniej raz w tygodniu chodzimy razem z Jaromirem na trening ogólnorozwojowy „Bodypump”, jeździmy na rowerze (Jaromir dwa razy w tygodniu prowadzi zajęcia na rowerach stacjonarnych na siłowni). Żyjemy aktywnie, zdrowo się odżywiamy i jesteśmy pozytywnie nastawieni do życia. To wystarczy.

MB: Riaño Trail Run jest jednym z biegów zaliczanych do Spain Ultra Cup. Jaromir ma już za sobą trzy imprezy z ligi biegów hiszpańskich – Transgrancanarię, Penyagolosa Trails i właśnie Riaño Trail Run. Czy bierzecie po uwagę start w pozostałych? A może jeszcze kiedyś wrócicie na trasy Riaño Trail Run?

AŚ: Tak, Jaromir wystartował w tych trzech biegach w tym roku i na Riaño Trail Run odebrał koszulkę Finishera Spain Ultra Cup. Ja ukończyłam Transgrancanaria 125 km oraz oczywiście Riaño Trail Run i póki co na tym koniec. Nie mamy jeszcze sprecyzowanych planów biegowych na przyszły rok, ale jak najbardziej bierzemy pod uwagę start w pozostałych biegach z tego cyklu oraz być może powrót na którąś tras, którą już biegliśmy.

MB: Czy Riaño Trail Run to impreza dla każdego? Komu polecilibyście ją, a komu jednak odradzili?

AŚ: Zdecydowanie Riaño Trail Run nie jest imprezą dla każdego. Jadąc tam nie spodziewaliśmy się tak trudnej technicznie trasy oraz… tak wysokiego poziomu, jaki reprezentowali biegacze. Aby ukończyć wszystkie etapy Riaño trzeba być dobrze przygotowanym fizycznie, ponieważ problemem dla niektórych mogą być limity czasu na punktach. Dotyczy to szczególnie drugiego etapu biegu, kiedy to na pokonanie odcinka o długości około 17 km i ilością przewyższeń około 1500 m organizator przewidział maksymalnie 4 godziny. Biorąc pod uwagę teren, po jakim się poruszaliśmy bardzo wielu osobom nie udało się „zaliczyć” tej części trasy i zmieścić w wyznaczonym czasie. Przyda się również spora porcja odwagi, szczególnie ostatniego dnia, kiedy to przechodziliśmy po szczycie góry o szerokości około 50 cm, a po obu stronach były kilkusetmetrowe przepaście. Z tego, co widziałam na filmach z biegu wiele osób pokonywało ten fragment na czworaka. Poza tym, aby najlepiej wczuć się w klimat biegu dobrze jest zakwaterować się w miasteczku namiotowym, bo również to sprawia, że bieg jest wyjątkowy, a wiem, że nie każdemu takie rozwiązanie przypadnie do gustu. Polecam ten bieg osobom, które mają już na swoim koncie kilka biegów w wysokich górach, ponieważ zdecydowanie nie jest to bieg na debiut górski.

Riaño Trail Run 2018 /fot. Jaromir Krzyszczak

Zapraszamy również do przeczytania rozmowy z Przemkiem Barnowskim, który zajął 19. miejsce open podczas Riaño Trail Run 2018 >>> Góra górę poganiała. Przemek Barnowski o swoim starcie w Riaño Trail Run 2018 oraz podsumowanie tegorocznej edycji imprezy >>> ¡Vamos, vamos! Trzy dni napierania w hiszpańskich górach, czyli Riaño Trail Run 2018.

  • Więcej zdjęć z tegorocznej edycji Riaño Trail Run znajdziecie >>>TU.  
  • Zapraszamy na stronę Riaño Trail Run >>> TU oraz na fan page na Facebooku >>> TU
  • Jeżeli chcielibyście dowiedzieć się więcej na temat Riaño Trail Run, piszcie na adres: office@runandtravel.pl

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *