10 lipca 2023 By LUDZIE, RUNSTYLE, Slider With 2638 Views

Dominika Cieślak: Kiedy człowiek odkrywa nowe przestrzenie, czuje satysfakcję i spełnienie [wywiad]

„Warto prócz constansów w życiu, jakimi są rodzina i praca, mieć trochę szaleństwa i zagadki. Fajnie jest żyć różnorodnie, jak to ja mawiam „promieniście”, w wielu kierunkach. Wtedy łapie się to flow i balans zarazem. Kiedy człowiek odkrywa nowe przestrzenie, czuje satysfakcję i spełnienie”. O starcie w BUT Challenge 2023, o bieganiu i o życiu z bieganiem w tle rozmawiamy z Dominiką Cieślak, jedyną kobietą, która ukończyła tegoroczną edycję BUT Challenge.


10.07.2023 r.

W BUT Challenge  2023 (Beskidy Ultra Trail) wystartowało łącznie pięciu zawodników, z czego bieg ukończyło cztery osoby. Na najwyższym stopniu podium stanął Daniel Stroinski. W ramach tegorocznego wyzwania do pokonania było 14 szczytów na 300-kilometrowej trasie, ale nie to było najtrudniejsze… W tym roku zawodnicy nie znali trasy (po każdym zdobytym szczycie dowiadywali się o kolejnym do zdobycia), mogli poruszać się tylko po szlakach turystycznych, obowiązywał zakaz wsparcia z zewnątrz (wszystko, czego potrzebowali musieli mieć ze sobą lub kupować w napotkanym sklepie czy też schronisku).

Dominika Cieślak to jedyna kobieta, która stanęła na linii startu tegorocznej edycji BUT Challenge i oczywiście jako jedyna kobieta wyzwanie to ukończyła.


Monika Bartnik: W swoich social mediach napisałaś “Mówi się, że człowiek ma wewnętrzną potrzebę odkrywania nowego. W sumie gdyby tak nie było, w naszych oczach ziemia nadal byłaby płaska, a Ameryka nieodkryta. Z biegiem lat zamarzyło się nam, by podbić kosmos. Przyznam, że jestem mega marzycielką i też szukałam swojego kosmosu”. Czy tym kosmosem okazał się dla Ciebie tegoroczny BUT Challenge i w ogóle bieganie ultra?

Dominika Cieślak: Zdecydowanie, bieganie ultra i BUT Challenge to kosmos 😊 Można żyć spokojnie – według utartego schematu, można też żyć w biegu i z challange’ami. Ja zdecydowanie wybieram tę drugą opcję. Lubię nowe rzeczy i nowe emocje. Codzienna rutyna mnie przytłacza. Nie chodzi oczywiście o to, by żyć samymi zmiennymi i niewiadomymi. Warto jednak prócz constansów w życiu, jakimi są rodzina i praca, mieć trochę szaleństwa i zagadki. Fajnie jest żyć różnorodnie jak to ja mawiam promieniście, w wielu kierunkach. Wtedy łapie się to flow i balans zarazem. Kiedy człowiek odkrywa nowe przestrzenie, czuje satysfakcję i spełnienie. Myślę, że o takich emocjach marzy każdy z nas.

Tegoroczny BUT Challenge chyba wszystkich zaskoczył formułą. Brak informacji o trasie przed startem, po każdym zdobytym punkcie dowiadywaliście się o kolejnym… Brałaś już kiedyś udział w biegu o nietypowej formule czy był To Twój pierwszy raz? Czy zdecydowałbyś się na start w takiej formule po raz kolejny?

Dominika Cieślak: Tegoroczny BUT był faktycznie jedną wielką niespodzianką. Do końca nie wiedziałam w sumie, czy bieg się odbędzie, ponieważ na liście startowej było niewiele nazwisk.  Lato to czas, kiedy w Polsce mamy wiele imprez – w tym roku data BUT-a pokryła się z innymi atrakcyjnymi festiwalami. Wbrew wszystkim przeciwnościom BUT miał jednak miejsce – na całe szczęście, bo wierzyłam, że dane mi będzie wrócić na te beskidzkie ścieżki. Formuła biegu okazała się być strzałem w dziesiątkę. Ja uczyłam się biegać po górach właśnie w Beskidzie Śląskim i to z mapą papierową w ręku 😊 Przyznam, że nie bałam się takiej nieznanej trasy. Przed startem naszykowałam sobie nie tylko mapy online w telefonie, ale właśnie mapę  papierową – i przydały mi się oba warianty. 

Wcześniej nie brałam udziału w takich zawodach, ale dużo wymagam od siebie i w czasie treningów w górach nie opieram się tylko na trackerach, ale na układanych przez siebie trasach. Często zapuszczam się w nieznane rejony i docierając do wybranej miejscówki wracam do punktu startu na czuja opierając się na znakach i tabliczkach. To była dobra zabawa – wymagała nie tylko siły w nogach, ale i mocnej głowy, by sobie to wszystko poukładać i zaplanować. 

Ja jestem pewna, że nie ostatni raz decyduję się na taki start. Taka formuła to gwarancja podwójnej zabawy i możliwość sprawdzenia się w ekstremalnych warunkach.

W tegorocznej edycji BUT Challenge wystartowała piątka zawodników – czterech mężczyzn i jedna kobieta, czyli Ty 🙂 Bieg ukończyło trzech mężczyzn i Ty 🙂 Co Cię ciągnie to takich wyzwań?

Dominika Cieślak: Faktem jest, że do takich wyzwań jak BUT Challenge nie trzeba mnie zachęcać. Lubię takie przygody. Mam silne nogi i głowę, a ultra biegam od ponad dziewięciu lat, więc trochę doświadczenia się uzbierało . Obecnie mieszkam na stałe w górach, trenuję w nich na co dzień i świetnie się w nich czuję. Zawody traktuję jako przerywnik od codzienności, dodatkowy zastrzyk energii, łączność ze światem zewnętrznym 😊 Czasem bowiem tak utknę w tym swoim świecie biegania, ze zapominam o wszystkim innym. Lubię też się sprawdzać i chcę widzieć, czy moje treningi przynoszą zamierzony efekt. Cieszę się też na spotkania z Ludźmi ze świata ultra – to mega ciekawe Osobowości. Chłopaki, z którymi startowałam to Giganci. Dla mnie to był zaszczyt stać z nimi na starcie.  

Co Cię najbardziej zaskoczyło na trasie? Czy jedynym wyzwaniem była tak naprawdę nieświadomość tej trasy, tego gdzie pobiegniesz na kolejnym odcinku?

Dominika Cieślak: Najbardziej zaskoczyła mnie mała ilość źródeł w Beskidzie Małym i Żywieckim – dopiero w okolicach Babiej Góry było ich więcej. Przyznam, że druga noc była bardzo ciężka, ale poradziłam sobie. Znalazłam jakieś mini źródełko za Rycerzową i piłam wodę z resztkami liści, ale była to woda 😊 Lekko nie było. Moje stopy pod wpływem zmiennych warunków atmosferycznych przeżyły horror – wmówiłam im, że to ich życiowa rola i dały radę to przeżyć, a nawet dotrwać do końca. Była krew, było wszystko, liczyłam się z tym. Dziś uśmiecham się, gdy to wspominam, bo przecież jak miało być na challanege’u jak nie ciężko i krwiście, to elementy tej układanki.  

Trasa, która odsłaniała się przed nami w kawałkach też niosła ze sobą dawkę zaskoczenia. Znam jednak Beskidy dość dobrze i to dało mi spokój przy planowaniu kolejnych etapów. Część trasy pokonywałam też z Tomkiem i Michałem, więc razem ustalaliśmy możliwe warianty dalszej wędrówki, co stanowiło dodatkowy plus. 

Jakie szczyty do zdobycia były na trasie i dotarcie, na który z nich było dla Ciebie najtrudniejsze i z czego wynikała ta trudność?

Dominika Cieślak: Dla mnie najtrudniejszy okazał się Oszust wraz z okolicami, zwłaszcza Svitkova. Bardzo strome zejścia, roje much, brak wody. Warunki były ekstremalne. Much i innego robactwa było tak dużo, że nic nie widziałam – oblepiały one czołówkę i atakowały z każdej strony. Miałam pogryzioną nie tylko twarz, ale i całe nogi. Straszne przeżycie, pierwszy raz czegoś takiego doświadczyłam. Musiałam bardzo uważać na tych stromiznach, chwila nieuwagi mogła skończyć się upadkiem z dużej wysokości, a to mogło oznaczać koniec całego biegu. Reszta szczytów była bardzo łaskawa, choć pod koniec trasy beskidzkie kamienie raniły stopy dotkliwie uśmiechałam się i leciałam dalej.  Beskidy mają w sobie to coś – są trudne i oszałamiające zarazem !

Bez supportu, bez punktów, bez wsparcia… Jak radzisz sobie z wyzwaniami, podczas których wszystko zależy tylko od Ciebie?

Dominika Cieślak: Myślę, że przy takich wyzwaniach najważniejszy jest spokój i wiara we własne możliwości. W życiu pokonałam już wiele przeszkód,  przeżyłam i sukcesy i porażki. Nie ma co się bać nieznanego. Staram się do wszystkiego podchodzić z uśmiechem. Przed startem powiedziałam sama do siebie – Domi, czeka Cię super przygoda, będziesz mogła trzy dni cieszyć się non stop górami, czegóż chcieć więcej 😊 Uważam też, że całe życie to taki self support, człowiek musi liczyć przede wszystkim na siebie. Jeśli wierzylibyśmy, że wszystko zrobi się samo albo inni zawsze nam pomogą, bylibyśmy często bardzo rozczarowani. Umieramy też sami. Mimo że otaczają nas ludzie i jesteśmy częścią różnych społeczności najwięcej czasu spędzamy sami ze sobą. Kluczem do szczęścia jest polubienie siebie – to dodaje skrzydeł w każdej sytuacji. Nie ma co żyć na pół gwizdka – życie jest na to zdecydowanie za krótkie 😊

fot. B.Art Fotografia

300 km, ponad 60 godzin w górach… Jak radzisz sobie ze zmęczeniem na trasie? Masz jakieś swoje „tajne” patenty?

Dominika Cieślak: Trenuję niemal codziennie i mocno dbam o regenerację ciała. Dużo czasu spędzam w górach – zwłaszcza latem, często są to wypady na kilkanaście godzin kilka dni z rzędu. Nie zawsze biegam, często chodzę po lesie, aklimatyzuje się do długiego wysiłku. Układam sobie wszystko w głowie, zastanawiam się jak to będzie po 20, 30 , 60 godzinach. Planuję, co zrobić kiedy będzie kryzys, bo to że nadejdzie jest pewne. Najlepiej sprawdza się metoda krok za kroczkiem. Kiedy przychodzi nie wymagam od siebie super świeżości, ale minimalnej dawki siły, by postawić kolejny krok i jakoś to idzie, a z czasem kryzys mija. 

Moja tajna broń to myśli o moich Bliskich, o Moim Pimpku i o tym, co przeżyłam na innych biegach. Myślę sobie – Domi pamiętasz, co było na Śnieżniku w 2021 roku? i od razu jest mi lżej, bo takiego śniegu jak tam nie widziałam nigdy na biegu 😊 Wracam wspomnieniami do swoich wypraw po Pamirze, Kaukazie czy na Kilimandżaro. To mnie uspokaja. Tam dałam radę, więc i tym razem nie może być inaczej. 

Na standardowych trasach z supportem kluczowe jest regularne jedzenie i picie – to mocno zapobiega osłabieniu i zmęczeniu. Na BUT Challenge było inaczej, tu kryzys zyskał więc nowe oblicze. Nie było ono jednak takie straszne, jak myślałam. Wszystko tkwi w naszej głowie – nie ma co bać się na zapas. W razie zmęczenia zawsze jest możliwość przespania się w schronisku – takich miejsc w Beskidach nie brakuje. Trzeba znać swój organizm i reagować na bieżąco.

Na czym skupiasz myśli podczas tak długich startów? Na realizacji strategii czy może Twoja głowa i myśli są zupełnie gdzie indziej?

Dominika Cieślak: Podczas długich startów skupiam się przede wszystkim na teraźniejszości i chwytaniu tego, co mnie otacza. Cieszę się z tego, że mam zdrowie i chęci, by podejmować takie wyzwania. Na każdy bieg szykuję swoją strategię i kotwice, które mają mi pomóc przetrwać kryzysy i czuć się spokojnie w każdej sytuacji. Taka strategia jest ważna i stanowi kręgosłup całego przedsięwzięcia. Nie jest to jednak jedyny element układanki. 

Gdybym startowała tylko dla realizacji strategii spalałabym się za szybko – nie byłoby tej radości z przebywania w górach. Długie starty mają to do siebie, że nie tylko gnamy przed siebie, ale też przeżywamy. Tak po prostu pisze się nowe historie, które nas przebudowują. Człowiek poznaje w czasie takich wyzwań sam siebie. Nawet jeśli obok biegnie ktoś inny to i tak wszystko zależy od Ciebie bo to Ty odpowiadasz za każdy kolejny krok na trasie.  To czy ukończysz daną trasę to wynik Twoich działań a nie kolegów na trasie czy organizatora. Trzeba pokonać swoje lęki słabości, jakieś myśli o tym, że to za trudne, że miało być inaczej i robić swoje. Jeśli jest dyspozycja zdrowotna, to działam na maksa, by w zdrowiu dotrzeć do mety. Cieszę się z przygody. Tuż przed metą zawsze jest taki moment poruszenia, łzy same napływają do oczu, człowiek mięknie w środku – to taki orgazm biegacza, ulotna chwila spełnienia. Coś się kończy, zaraz przyjdzie czas na nowe. To jest piękne w tym wszystkim i tym wszystkim żyje podczas biegu.

Czy samo dotarcie do mety, przekroczenie jej w dobrym dla Ciebie czasie jest dla Ciebie jedynym celem? Co wyciągasz dla siebie ze startów w biegach długodystansowych poza przekraczaniem kolejnych granic?

Dominika Cieślak: Przed każdym startem mam założenia czasowe, których staram się trzymać. Wiadomo, nie zawsze udaje się je spełnić. W tym roku na Małym Krecie pokonały mnie wiatrołomy i nie udało się spełnić założeń, ale na UTM 170 dobiegłam w planowanych widełkach. 

Czasy planuję tak, by utrzymywać konkretny poziom i tak, by były one dla mnie zarówno osiągalne, jak i ambitne. Celem biegu nie jest jednak tylko pokonanie trasy w oczekiwanym czasie. Ważne jest dla mnie pokonanie jej we względnym komforcie. Ból towarzyszy mi zawsze, chcę go jednak oswoić i nie przekroczyć jego granic w tak dogłębny sposób, że wykluczyłoby mnie to ze startów na kolejne miesiące. Bieganie to mój styl życia i bycia. Nie ma mowy, bym usiedziała na kanapie dłużej niż 5 dni. Chcę być w dyspozycji i to jest dla mnie również celem każdego startu. Start ma przynieść dobrą energię mi i moim Bliskim. Paradoksalnie nie chodzi o pokonywanie granic – bo ja wierzę, że każde granice da się pokonać, to tylko kwestia ciężkiej pracy i czasu, no i niekiedy nakładów finansowych, co jest często elementem najtrudniejszym do pokonania. W życiu jest ważna dobra zabawa i emocje. Trzeba się cieszyć z tego, co się robi. Być kreatywnym i zostawić po sobie ślad. Wtedy człowiek ma poczucie spełnienia i leci dalej przez to życie, a nawet wyciska z niego coraz więcej. Komuś zawsze nie będzie podobało się to, co robimy, ktoś powie, że to da zrobić się lepiej – ale nie ma co się przejmować różnymi opiniami. Warto brać ze sobą te emocje, które poniosą nas na kolejne szczyty. Takich emocji nie brak w górach nie brak ich podczas biegów ultra. Polecam każdemu, by dać się im ponieść i trafić na nowe galaktyki. 

“Te emocje, które zyskałam w ubiegły weekend będą mnie nieść dalej i coraz dalej, już to czuję”. Gdzie w takim razie chciałbyś, żeby Cię zaniosły?

Dominika Cieślak: Najważniejsze, by dobre emocje towarzyszyły mi w dniu codziennym. Zawody to zaledwie kilkanaście dni w roku, reszta to nasza zwykła codzienność, treningi, czas spędzony z rodziną i bliskimi, praca. Dobre emocje powodują, że staję się lepszym człowiekiem. Jak mam dobry humor i nastawienie, to otaczająca mnie rzeczywistość staje się bardziej przyjazna. To dla mnie bardzo ważne – być dobrym człowiekiem. Jak jestem zadowolona, to żyję na tzw. pełnej petardzie. W głowie mam mnóstwo pomysłów, mam chęć na najcięższe treningi, znajduję czas dla innych. Chcę mieć dobre życie – dotąd się udaje i duża w tym zasługa mojego biegania ultra. To ono mnie oczyszcza i daje wiarę w siebie, w innych ludzi. Im jestem starsza, tym bardziej to wszystko doceniam. Chce się żyć 😊  Te dobre emocje poniosą mnie do lepszej wersji mnie samej, już to widzę i to mnie cieszy najbardziej !

Z jednej strony mamy plany biegowe, z drugiej biegowe marzenia… Jakie więc są Twoje plany biegowe na ten rok, a jakie marzenia biegowe chciałbyś zrealizować w bliższej lub dalszej przyszłości?  

Dominika Cieślak: W tym roku kolejne starty planuję od jesieni. W październiku będzie to UltraKotlina, w grudniu na sto procent Winter Trail Małopolska. Teraz zamierzam przyłożyć się mocno do treningów i regeneracji tak, by złapać świeżość i lekkość w nodze. Kocham polskie góry i uwielbiam ludzi, którzy mają power, by robić takie imprezy Beskidy Ultra Trial. 

Marzę o tym, by w Polsce powstawały nowe ciekawe trasy, które pozwolą nam biegaczom się realizować. W głowie szumi parę marzeń i pragnień, w tym na sto procent Tor de Geants. Nie spieszę się jednak. Lubię się delektować tymi pragnieniami. Celebruje tę moją biegową rzeczywistość jak poranną kawkę – powoli i małymi łyczkami 😊 


“Biegi ultra to głównie obcowanie z samym sobą, swoimi myślami i bólem swojego ciała”. O BUT Challenge 2023 rozmawiamy z jego zwycięzcą – Danielem Stroinskim. Przeczytaj wywiad!


Jesteś naszym Czytelnikiem? Dołącz do naszych Patronów i w ramach Patronite.pl wspieraj rozwój portalu ruandtravel.pl.

Naszym Patronom oferujemy m.in. pakiety startowe na biegi, przekazujemy produkty do testów, wysyłamy newsletter…

Kliknij w baner poniżej i poznaj szczegóły


Tags :

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *