11 stycznia 2024 r. Edyta Lewandowska wystartowała w jednym z najtrudniejszych biegów na świecie – Brazil135. 135 mil, pokonała w czasie 27 godziny i 29 minut, co zapewniło jej zwycięstwo open!
15.01.2024 r.
Monika Bartnik: Pierwszy start w sezonie i od razu wielki sukces! Wracasz z Brazylii z pierwszym miejscem open w Brazil135. Dlaczego akurat jeden z najtrudniejszych biegów ultra na świecie wybrałaś na rozpoczęcie sezonu?
Edyta Lewandowska: Znasz mnie od dawna. Wiesz, że zawsze wybierałam biegi co najmniej trudne. Zarówno Etna, jak i Transvulcania uchodzą przecież za ciężkie i wyczerpujące. O wiele prościej byłoby wyszukiwać starty z łatwiejszymi technicznie, szybszymi trasami, by przy dobrym czasowo wyniku nabić sobie punktów ITRA, które tak kochają nasi górale. Może komuś to jest potrzebne, nie wiem, nie neguję. Mnie nigdy nie było. Lewandowska zawsze powtarzała, że punkty ITRA nie biegają. Czasami ktoś się z tego śmiał, a czasami dostawałam za to przysłowiowego hejcika. Wolę mieć ich tyle, ile mam i być w biegu wysoko niż uciułać 800-900 i przybiegać 34 albo 54. Nieważne. Kwalifikacje takie nie są moim celem.
Ja staram się zawsze coś sobie udowodnić, czegoś nauczyć, sprawdzić się w nowych warunkach. To, że Brazil 135 jest w styczniu to akurat kalendarzowo bardzo mi odpowiada. Kontuzja wyeliminowała mnie z finału UTMB w ub. roku. Wyleczyłam Achillesa i poleciałam na Teneryfę ciężko trenować. Razem z teamem tak ułożyliśmy kalendarz, by z zawodów na zawody być lepszą, by szlifować różne aspekty treningu i od razu sprawdzać, jak działają. To mój długofalowy plan obejmujący cały 2024 rok. Zaczął się wspaniale. Wracam do domu, wylizuję stopy po Brazylii i dalej do pracy.
Jakie warunki trzeba spełnić, żeby móc wystartować w Brazil135?
Edyta Lewandowska: Odsyłam do strony biegu. Są tam punkty, które trzeba spełniać, podobnie jak w Badwater. To są bardzo do siebie podobne biegi. Są tacy, którzy uważają, że Brazil jest trudniejszy. Nie byłam na Badwater, więc nie ocenię. Mają podobną formułę, ale różnią się specyfiką trasy i warunkami. Żeby dostać się do Brazil trzeba przekonać do siebie organizatora. Umówić się na długą rozmowę on-line i ponad godzinę rozmawiać po angielsku bądź portugalsku o życiu, pasji, bieganiu. Trzeba złapać wspólne flow i on musi uwierzyć, że jesteś w stanie dobiec do mety.
Czy miałaś czas na aklimatyzację na miejscu?
Edyta Lewandowska: Tak. Specjalnie poleciałam dwa tygodnie wcześniej wiedząc, jakie w Brazylii są warunki pogodowe. Miało to na celu oczywiście aklimatyzację, ale i konieczność obejrzenia trasy, zrobienia rekonesansu. Ja jestem skrupulatną osobą. Muszę mieć wszystko dopięte i opracowane w najdrobniejszych szczegółach. Nie wyobrażam sobie lecieć na drugi koniec świata na dwa-trzy dni przed startem. Takie podejście nie jest dla mnie akceptowalne, chyba że traktujemy start jak wycieczkę. Ale wtedy jadę na wycieczkę, nie na zawody.
Na starcie dystansów ultra niejednokrotnie trudno przewidzieć, kto będzie zwycięzcą, kto pojawi się na mecie jako drugi… Czy od samego startu wiedziałaś, że to będzie dobry bieg, że wszystko ułoży się po Twojej myśli? Jak wyglądała rywalizacja na trasie?
Edyta Lewandowska: Nigdy tego nie wiesz. Przeczucia i oczekiwania to jedno, a rzeczywistość drugie. Byłam swego czasu świetnie przygotowana na MŚ w Karpaczu. Wyścigana jak nigdy wcześniej, a na 4-tym km skręciłem nogę i czar prysł. Z całą pewnością byłam do Brazylii bardzo dobrze przygotowana i chyba byłam przed startem spokojna. Oczywiście, nie wiedziałam jak zareaguje mój organizm na taki dystans. Miałam niezależnie od sytuacji biec spokojnie pierwsze 100 km i zachować jak najwięcej świeżości przez 100 mil.
Mój support był w kontakcie z trenerem i Sebastian w miarę dostępności sieci komórkowej, co w Brazylii wcale nie jest takie łatwe, dostawał informacje na bieżąco. W biegu może wystartować jedynie 100 osób. Dystans sprawia, że nigdy nie masz pewności, czy ktoś, kto jest wysoko na 50-80 km dotrwa o siłach do 100 mil, a potem zrobi jeszcze 56 km do mety.
W Andradas na 60 km miałam już sporą, dwugodzinną przewagę nad drugą kobietą. To jedna z bardzo niewielu informacji, jakie dostałam na trasie.
Ja jednak skupiona byłam na tym, by biec swoje. Nie ulegać emocjom. Większość dystansu byłam w czołówce, 3-5 open. Straciłam trochę wieczorem, kiedy z supportem postanowiliśmy całkowicie zmienić przemoczoną odzież na świeży zestaw. To była jednak bardzo dobra decyzja. Zmieniłam też dwukrotnie buty i sposób wiązania, by uchronić paznokcie na zbiegach i zmniejszyć ból. Noc przebiegła spokojnie, choć bardzo się dłużyła. O 3:40 zostałam zatrzymana do kontroli technicznej. Auto mojego supportu również. Wtedy dostałam informację, że prowadzę open i mam nad drugim zawodnikiem 4 km przewagi. To była druga i przedostatnia informacja z trasy. Nigdzie nie podaje się międzyczasów ani cząstkowych wyników.
Rankiem, po 25 godzinach biegu i ciągłej walki ze wzniesieniami, byłam już bardzo obolała i zmęczona. Jeśli dodam, że w trakcie biegu dostałam okres na dwa dni przed terminem, to właściwie bolało mnie już wszystko, oprócz włosów. Ostatnie 20 km myślałam, że nigdy się nie skończą. Pomimo przepięknych widoków, niewyobrażalnego krajobrazu, zmęczenie odbiera radość delektowania się tym, co widzisz.
Trzecia informacja od organizatora przyszła na ok. 6 km przed metą. Dostałam wiadomość, że biegnący za mną mężczyzna (nie wiedziałam, kto oprócz tego, że to Amerykanin) ma stratę ponad 1,5 godziny. I wiesz, że mnie to nie ucieszyło ? Nadal się oglądałam. Bałam się, że mnie dojdzie. Może nawet nielogicznie się z tym liczyłam, tak źle się czułam. Na dwa kilometry do mety dostałam do ręki flagę i wtedy uwierzyłam, że ja to wygram. Płakałam już 10 km, ale z bólu, teraz doszły łzy wzruszenia.
Brazil135 Ultra Journey to był Twój pierwszy bieg powyżej 100 km. Od razu poszłaś na całość i pobiegłaś 135 mil. Jak się czujesz po przekroczeniu tej magicznej granicy setki, ba! nawet dwusteki!
Edyta Lewandowska: Cóż, po przekroczeniu linii mety było dosłownie kilka chwil na rozmowę, dekorację i potem usiadłam w parku na ławce i prawie zemdlałam. Odciski i odparzenia stopy plus stracone 3 paznokcie sprawiły, że ledwo doszłam do hotelu, by po wzięciu prysznica zasnąć w 20 sekund.
Pytasz jednak o samopoczucie długodystansowca. Doskonale. Wydłużanie dystansu z wiekiem jest według mnie naturalne i oczywiste. Traci się na szybkości, a zyskuje na wytrzymałości. Ja mam jednak ten komfort, że z szybkości po ulicznych maratonach aż tak mi powietrze z opon jeszcze nie zeszło. Krótka analiza międzyczasów z tego biegu pokazała, że niektóre panie mogą zacząć bać się o swoje rekordy.
Co Twoim zdaniem sprawia, że Brazil135 uznawany jest za jeden z najtrudniejszych ultra na świecie? Co było dla Ciebie największym wyzwaniem? Jak radziłaś sobie z kryzysami – a może ich nie miałaś?
Edyta Lewandowska: Brazil135 to bardzo ciężki bieg. Mocno crossowy. Nie ma skał ani wielkich kamieni. Drogi to drobne kamyki i bardzo dziurawa, nierówna nawierzchnia. Ciągle się wspinasz i ciągle zbiegasz. Cały czas góra-dół, bez chwili wytchnienia. Nie pamiętam teraz dokładnie, ale chyba tylko 20 mil na 135 to w miarę płaski teren. Jak dołożysz do tego upał i wilgotność powietrza plus to, że niektóre wzniesienia są tak śliskie i strome, że przy deszczu służby zamykają te odcinki drogi, otrzymasz w miarę wyobraźni obraz trasy. Upał, który ja akurat bardzo lubię też robi swoje. Kluczowe jest nawodnienie i odżywianie plus ciągłe schładzanie organizmu. No i oczywiście dochodzą dodatkowe atrakcje jak spotkania z lokalną fauną. Wczoraj widziałam rolkę Simena Holvika jak bał się przejść obok stojącego przy drodze byka. Ja spotkałam na drodze dwa węże. Jednego w nocy ledwo dostrzegłam będąc przekonaną, że to wędrująca ścieżka czarnych brazylijskich dużych mrówek. Dopiero próbując je przeskoczyć zobaczyłam, że to długi na pół szerokości drogi płaz. W nocy i wieczorami kilka razy goniły i próbowały dopaść mnie psy. Pewnie nie były nastawione jakoś bardzo agresywnie, ale psychicznie to bardzo męczy. Nienawidziłam tego. Wrzeszczałam na nie. Generalnie jest bezpiecznie, gdy jedzie za tobą auto. Wtedy czułam się pewnie. I deszcz. Brazylijskie lato w porze deszczowej to moskity i ulewy. Te krótkotrwałe zostawiają tyle wody, że z dróg robi się błoto, brązowa maź po łydki. Brnie się i ślizga. Miałam to szczęście, że w trakcie zawodów nie padało. Teraz są trzy dni po starcie a od dwóch dni leje non stop. Chyba jednak do dobrej formy dopisało mi szczęście.
Pokonanie 217 km zajęło Ci dokładnie 27 godzin i 29 minut. O czym myśli Edyta Lewandowska, kiedy ponad dobę jest w trasie? Czym zajmujesz głowę?
Edyta Lewandowska: Mam na taką okoliczność dwie przepełnione mp3. Dużo słucham muzyki, która mnie nakręca i motywuje. Poza tym, kiedy jestem jeszcze na tyle świeża psychicznie, analizuję, rozważam alternatywne scenariusze „na wszelki wypadek”.
W Brazylii miałam w miarę blisko support, który musiał znosić i obalać moje pomysły, którymi się dzieliłam zatrzymując na dostarczenie jedzenia i picia. To była moja pierwsza milowa setka. Zapytaj po kilku kolejnych, może będę miała bardziej sprecyzowane zdanie, o czym myśli i jak wygląda w głowie „samotność długodystansowca”.
Czym urzekła Cię Brazylia?
Edyta Lewandowska: Ojej, czym mnie nie urzekła? Przepiękny kraj. Przed zawodami skupiliśmy się na rekonesansie trasy, więc poruszaliśmy się blisko Camino da Fe. Teraz chciałam przed powrotem do Polski trochę pozwiedzać, ale drugą dobę leje non stop. Tu nie ma deszczu. Tu jak leje to jak z wiadra w lany wielkanocny poniedziałek. Śmiałam się, że to taki sam deszcz, o którym w filmie mówił Forest Gump.
Zieleń. Tu jest wszędzie nieprawdopodobnie zielono. Ostatnie 15 km trasy biegnie scenerią jak z Hobbita. Przepięknie zaokrąglone nakładające się na siebie wzgórza równiutkich traw i porastających gdzieniegdzie drzew. Widoki jak z bajki. Pasące się swobodnie krowy są wszędzie. Biegające stada koni. To widoki z trasy i auta. Mam w domu sporo sukulentów w doniczkach. W Brazylii są te same, 10-100 razy większe na trawnikach. Obłęd. Ptaki. Biegniesz spokojnie drogą, a nad głową wzbijają się z drzew stada papug i skrzeczą na Ciebie niemiłosiernie. Ciekawa jestem, co sobie o mnie myślą? Węży nie lubię. Tak samo wielkich żuków, które potrafią nocą wpleść Ci się we włosy albo zaparkować na ubraniu. Zakochałam się w tukanach. Pięknych, czarnych ptakach o ogromnych kolorowych dziobach.
O Brazylii głosi pogląd, że to niebezpieczny kraj. Może tak jest w gorszych dzielnicach wielkich miast, gdzie się nie zapuszczałam. Trudno mi powiedzieć. Ja spotkałam się w Brazylii z samą życzliwością i pomocą, miłymi i spokojnymi ludźmi.
Czy w planach na tegoroczny sezon masz biegi powyżej 100 km? Jak w ogóle będzie wyglądał Twój sezon biegowy?
Edyta Lewandowska: Wyłącznie powyżej 100 km.
Najbliżej będę chciała pokazać się na Chianti Ultra Trail na najdłuższym dystansie. Zobaczymy jak będzie z Badwater, bo składam właśnie aplikację i bardzo chciałabym tam wygrać. Myślę o Western State. Jeśli nie w tym to może za rok? Na pewno finał UTMB, który w ub. roku nie doszedł do skutku z powodu kontuzji Achillesa.
Mój kalendarz ułożony jest tak, by zakończyć go październikowym Projektem Route 66. To tak ogromne przedsięwzięcie logistyczne, które planujemy i przygotowujemy od dawna, że bardzo liczę na jego domknięcie.
Do tego projektu kompletujemy finanse i partnerów. Działa moja fundacja. Mam ręce pełne pracy, głowę pełną pomysłów i nogi gotowe do biegu.
Przeczytaj również:
- Tomasz Zyśko – drugim Polakiem, który ukończył jeden z najtrudniejszych biegów na świecie – Brazil 135! LINK
- Tomasz Zyśko: Przed startem w Brazil135 Ultramarathon 2022. LINK