13 stycznia 2022 r. Tomasz Zyśko stanie na linii startu jednego z najtrudniejszych biegów na świecie. Przed nim 217 km w ramach Brazil135 Ultramarathon. Zapraszamy na rozmowę przed startem.
10.01.2022 r.
Monika Bartnik: 2022 rok pod względem biegowym rozpoczynasz spektakularnie. 13 stycznia staniesz na linii startu jednego z najtrudniejszych biegów na świecie – Brazil135 Ultramarathon. Jak narodził się pomysł na start właśnie w Brazylii?
Tomasz Zyśko: Pomysł, jak zwykle w takich przypadkach, zrodził się dość niespodziewanie. Warunkiem kwalifikującym do Badwater135 jest przebiegnięcie w ciągu dwóch lat co najmniej trzech stumilaków. Każda odrzucona aplikacja oznacza więc, że znowu każdego następnego roku zaczynasz kolekcjonowanie biegów. Ponieważ w Polsce takich biegów jest stosunkowo mało i jednak, aby biec trzeba przeznaczyć na to kilka dni plus przygotowanie i regeneracja, postanowiłem trochę pójść na skróty. Brazil 135 jest biegiem patronackim Badwater i jego ukończenie gwarantuje możliwość startu w Dolinie Śmierci.
Dodatkowo, na bieg namawiał mnie mój przyjaciel z Biegu 4 Pustyń – Bruno Luiz Ribero, który bieg ten ukończył w ubiegłym roku. Już się cieszę na samą myśl, że zobaczymy się w Sao Paulo i dostanę tam od niego parę wskazówek, jak biec i na co uważać. Chociaż i tak przy tych dystansach, to każdy ma swoje kryzysy.
Jakie warunki trzeba spełnić, żeby móc wystartować w Brazil135 Ultramarathon?
Tomasz Zyśko: Tych warunków jest kilka. Mario, organizator, wymaga czegoś, co nazywa się biegowym CV. Opisujesz w nim imprezy, w jakich startowałeś i podajesz swój czas oraz parametry biegu, czyli przewyższenia, dystans itd. Na tej podstawie komisja kwalifikuje biegaczy. To tyle z warunków formalnych.
Przed biegiem podpisujesz oświadczenie, że zrzekasz się odpowiedzialności cywilnej i obowiązku hospitalizacji ze strony organizatora. Żeby wystartować – zarówno ja, jak i mój support – musimy posiadać ważne polisy ubezpieczeniowe. Z tym akurat nie miałem problemu, ponieważ mój pracodawca – Nationale Nederlanden – wspiera mnie w moich wariactwach i tym razem również zawdzięczam mu możliwość startu.
Do tego wszystkiego dochodzi samochód i ekipa wspierająca, która podczas biegu karmi, schładza i wspiera. Ich rola jest absolutnie nie do przecenienia i są oni równie istotni, jak sam startujący. Teraz, dzięki wsparciu, mogę pozwolić sobie na to, żeby leciał ze mną do Brazylii mój rehabilitant Jurek Hejnar. Jego pomoc dodatkowo przyda mi się na takim dystansie. Znamy się od lat i z niejednej kontuzji czy też boleści mnie wyciągnął. Supportować będzie mnie rodzina, która już wspierała mnie na Badwater Salton Sea. To bieg pod względem regulaminowo-pogodowym jest niezwykle podobny do Brazil135.
Brazil135 Ultramarathon to nie jest Twój pierwszy naprawdę trudny bieg ultra. Czym jednak będzie się różnił w skali trudności od tych, które masz już za sobą. Czy jeszcze przed startem jesteś w stanie dokonać takiego porównania?
Tomasz Zyśko: Faktycznie, nie jest to pierwszy z serii trudnych biegów. Startowałem, z różnym powodzeniem, w 4 Deserts, Badwater Salton Sea czy też we włosko-słoweńskim S1 oraz hiszpańskim UTMB. Nie stronię też od polskich atrakcji biegowych, takich jak 100 mil w Beskidzie Wyspowym, 200 km po Jurze czy też Łemkowyna Ultra Trail. Każdy z nich jest trudny na swój sposób i naprawdę ciężko stopniować skalę ich trudności. Podczas jednego jest zimno, podczas drugiego wręcz przeciwnie. Czasami biegniesz po graniach, a czasami ulicą, na której odbywa się normalny ruch samochodowy. Cieszę się, że jest ze mną mój support, bo to on, w znacznej mierze, decyduje o tym, czy bieg ukończysz czy też nie.
Czego najbardziej się obawiasz na trasie? Co będzie dla Ciebie największym wyzwaniem?
Tomasz Zyśko: Przed biegiem rozmawiałem z Jackiem Łabudzkim, jedynym Polakiem, który przebiegł Brazil135. Dał mi parę wskazówek na temat tego, z czym będziemy się mierzyć. Kiedy myślisz „Brazylia”, to od razu, poza karnawałem w Rio, przychodzi Ci do głowy las tropikalny, węże, skorpiony i inne cholerstwa. Okazuje się jednak, że pod tym względem bieg jest relatywnie bezpieczny i tego się obawiać nie muszę. Najbardziej przeraża mnie pogoda. Temperatura średniodobowa to 20-30 stopni (a więc wliczając w to noc). Dodatkowo w styczniu leje, co powoduje wilgotność 80-90%. To właśnie wydaje mi się największym wyzwaniem.
Do tego na takim dystansie nie ma prostych biegów. Organizm zwyczajnie może się zbuntować i zawsze może się zdarzyć uszkodzenie mechaniczne, naciągnięte ścięgno itd. Takie rzeczy się dzieją i to, że przebiegłeś nawet sto takich biegów nie daje Ci pewności, że i ten sto pierwszy ukończysz. Tak więc połączenie tego wszystkiego razem z 5 tys. m+ przewyższenia daje niesamowicie ciężki bieg.
Czy będziesz miał czas na chociaż mały rekonesans trasy i aklimatyzację?
Tomasz Zyśko: Aklimatyzacja jest chyba tutaj najważniejsza – mam na nią tydzień i zamierzam go aktywnie wykorzystać na wypoczynek. Wylatujemy z Polski 5 stycznia, więc mam siedem dni, żeby przywyknąć do warunków brazylijskich. Osobiście bardzo źle znoszę jetlag i musi minąć trochę czasu, żebym zaczął spać normalnie i się wysypiać. To wbrew pozorom bardzo ważne, żeby jednak być wyspanym, ponieważ za chwilę dajemy kolejnego kopa organizmowi – dwa dni bez snu w biegu. Tak więc na samym początku, zamierzam wyjechać pod Sao Paulo i skorzystać z „nadoceanicznego” miejsca, gdzie będę mógł się zatrzymać i przywyknąć do zupełnie innego klimatu i strefy czasowej. Trening oczywiście będzie już mniejszy objętościowo i raczej taki z gatunku przyjemnych.
Jakie wyposażenie zabierasz ze sobą na trasę? W czym pobiegniesz?
Tomasz Zyśko: Haha, wyposażenia jest pełna walizka! Raczej jest to jednak standardowe wyposażenie, w jakim biegam, za wyjątkiem czapeczki (ta ma specjalną osłonę na kark, żeby słońce nie spaliło) oraz rękawków (też chodzi o brak oparzeń słonecznych). Poza tym, wszystko standard. Normalnie biegam w odzieży Salomona, więc i na tym biegu będę korzystał z ubrań tej firmy. Stara zasada mówi, że jeśli coś się sprawdza, to nie ma co psuć.
Buty to najważniejszy fragment wyposażenia, dlatego biorę dwie pary. Odcinki szosowe zamierzam biec w Hokach. a w momencie, kiedy będziemy znajdować się na bezdrożach Salomony powinny być najlepsze.
Wróćmy na chwilę do pierwszego Polaka, który ukończył Brazil135 Ultramarathon. Jak już wspominałeś, jest nim Jacek Łabudzki, który w 2013 roku pokonał 135 mil (217 km) w nieco ponad 42 godziny. O jakie wskazówki jeszcze go poprosiłeś?
Tomasz Zyśko: Staram się zawsze ograniczać niepewność do minimum. Jeśli będę mógł, zamierzam przed biegiem przejechać trasę samochodem, żeby wiedzieć, czego się spodziewać i kiedy. Przede wszystkim Jacka, tak jak mówiłem poprzednio, podpytywałem o wyjątkowe okazy fauny i flory, które mogą się pojawić podczas biegu. Nie lubię, zresztą jak większość z nas, węży, pająków i skorpionów, a biorąc pod uwagę, że do najbliższego szpitala będę miał całkiem ładny kawał drogi, wolałbym takowych nie spotkać. Dzięki Bogu, ich nie ma, a przynajmniej Jacek ich nie widział.
Kolejna ważna wskazówka od Jacka, to informacja, że wszelkiego rodzaju punkty orientacyjne znajdują się przy kościołach, więc gdybym się zgubił, to najlepiej tam jest się kierować. Dodatkowo, ludzie są podobno życzliwi, lecz nie znają angielskiego. Mój portugalski niestety nie istnieje, więc pewnie przed biegiem kilka podstawowych słów będę musiał się nauczyć. Ot choćby po to, żeby zapytać się o wodę.
Dobrze, że wspominasz Jacka, bo to niezwykle ciekawa postać, a prawie w ogóle nie znana w środowisku ludzi biegających. Życzyłbym sobie ukończyć te biegi, które on zrobił – opowiadał mi m.in. o biegu w Himalajach na dystansie 222 km. Cóż, poprzeczkę mam dzięki niemu podniesioną bardzo wysoko. A zupełnie poważnie – to bardzo mu dziękuję za tę długą rozmowę o bieganiu i wyzwaniach, jakie można sobie wymarzyć. Jest co robić i jest nad czym pracować.
Każdy z Twoich biegów ma wymiar charytatywny. Od wielu już biegowych sezonów wspierasz Jasia Walosa. Czy i tym razem za Twoim pośrednictwem można wesprzeć tego dzielnego chłopca?
Tomasz Zyśko: Przy całym tym zamieszaniu, związanym ze startem, nie mogę zapomnieć o Jasiu, na którego operacje nóg zbieram. Wierzę w to, że nie pomogę wszystkim, ale mogę pomóc przynajmniej jednej osobie. Dlatego też od lat zbieram pieniądze, żeby umożliwić chłopcu normalne funkcjonowanie. Dziś Jaś ma 8 lat, a urodził się bez kości nóżek (piszczelowych). W Polsce lekarze nie dawali mu szans i zalecali amputację. Rodzice nie poddali się i rozpoczęli zbiórkę na operację w USA, która miała zapewnić chłopcu możliwość chodzenia. Operacja się udała i Jaś stanął na własnych nóżkach. Wziął nawet udział w Crossie Małego Straceńca. Jaś jednak rośnie, przez co potrzebuje kolejnego wsparcia chirurgicznego. Dlatego jeśli chcesz wesprzeć moją biegową zbiórkę pieniędzy bądź też uważasz, że to, co robię jest ok. zapraszam.
Korzystając z możliwości rozreklamowania sprawy, przypominam, że:
- można po prostu wpłacić
- można zakładać się ze mną o przebiegnięte kilometry oferując stawkę za kilometr, która zasili zbiórkę dla Jasia
- Można przeznaczyć pieniądze z podatku na jego operację.
Adres zbiórki to: https://www.siepomaga.pl/jaswalos
Za całe wsparcie w imieniu swoim i Jasia dziękuję!
Czego Ci życzyć przed startem?
Tomasz Zyśko: A i owszem – negatywnego testu na COVID. Bo jak ktoś z mojej ekipy będzie go miał oznacza to uziemienie całej wyprawy.
Jesteś naszym Czytelnikiem? Dołącz do naszych Patronów i w ramach Patronite.pl wspieraj rozwój portalu ruandtravel.pl.
Naszym Patronom oferujemy m.in. pakiety startowe na biegi, przekazujemy produkty do testów, wysyłamy newsletter…
Kliknij w baner poniżej i poznaj szczegóły.
Nowaszczuk Romuald
GRATULUJĘ i następnych udanych startów
z Doliną Śmierci włącznie.