„Czekałam tak długo, tak bardzo długo, że wiedziałam, że albo to zrobię, albo znów projekt zostanie w sferze potencjalnych planów. Na kiedyś – a „kiedyś” to bujda. Kiedyś, to czasem nigdy” – Małgorzata Tomik o swoim projekcie „Zimowa Pętla Tatrzańska 100 km.
Autorka: Małgorzata Tomik / 19.01.2025 r.
Długo nierealizowana koncepcja nie znika z głowy. Znajduje sobie w niej miejsce, co jakiś czas uwiera, kłuje, daje o sobie znać w impulsach, przebłyskach myśli, upomina się o uwagę. Taką, z której wynika działanie, nie tylko myśl.
Czasem jest romantyzowana, czasem jest dyskomfortem, nie znika. Po prostu jest. Przychodzi czas, kiedy trzeba coś z tym zrobić. Przypisać koncepcji status “nieaktualna”, “niezgodna z tym, co teraz chcę robić”, “niemożliwa” – albo sięgnąć do tego zakamarka, gdzie mieszka, wyciągnąć na wierzch, ożywić, zrealizować, oddać innym, oddać sobie, “urodzić”.
Koncepcja
Zimowa Pętla Tatrzańska 100 km zamieszkała w mojej głowie w 2019 roku. Kreślona palcem na mapie nie miała sztywnej, określonej linii. Fantazjowałam o niej, wybierałam różne warianty (wg letniej mapy szlaków), wiedziałam tylko, że ma to być 100 km w Tatrach zimą, i że chcę, żeby Pętla prowadziła przez spektakularnie widokowe miejsca, pozwalała “zwiedzić” jak największą powierzchnię polskiej części Tatr.
Mijał czas. Rok, dwa. Pierwsza próba. Dziś myślę, że trochę naiwna, wymijająca kluczowe trudności. Taka, na jaką byłam wtedy gotowa. Śmiała, ale niekompletna, 75 km (5037 z wzniesienia) w Tatrach solo – taką mini pętlę w 18 godzin i 17 minut zrealizowałam zimą 2021 roku.
Przeczytaj:
- cz. 1 >>> 28 lutego 2021 roku: Ultra w zimie, solo i bez supportu. Małgorzata Tomik pokonała 75 km w Tatrach w 18h!
- cz. 2 >>> 28 lutego 2021 roku: Ultra w Tatrach zimą, solo i bez supportu. Małgorzata Tomik opowiada o trasie i przebiegu akcji.
Minął kolejny rok. Mieszkałam i pracowałam w Krakowie. Tatry stały się odległe, odwiedzane okazjonalnie, projekt w mojej głowie też zaczęłam odwiedzać coraz rzadziej.
Rok 2023. Po przebiegnięciu Szkocji wszerz (w ramach Race Across Scotland), wracam do pomysłu tatrzańskiej przygody. Zmieniam pracę, miejsce zamieszkania – od października 2023 mój adres to Zakopane. Odczuwam ten czas jako odwilż, powrót do tego, jak rozumiem ultra, mój sport, moje góry, moją pasję. I powrót do koncepcji.
Zimowa Pętla Tatrzańska nabrała w mojej głowie nowego kształtu – to już nie linia tylko dla mnie. Zaplanowałam ją tak, żeby osoby z dużym doświadczeniem górskim i biegowym mogły odtwarzać ją zimą, a turyści planować odcinkowe pokonanie trasy “na raty”. I oto jest.
Trasa
100 km, 7445 m wzniesień.
Przebieg trasy: https://apieu.coros.com/coros/data/share-track?regionId=3…
Start
Początek szlaku niebieskiego i żółtego (Gronik), do Wielkiej Polany Małołąckiej. Stąd czarnym szlakiem na Przysłop Miętusi, dalej zbieg do Doliny Kościeliskiej, gdzie kierujemy się „w górę”, znów na czarny szlak Ścieżki Nad Reglami. Przekraczamy Dolinę Lejową, kontynuując do Doliny Chochołowskiej. Dalej: najpierw doliną, potem przez żółty szlak na Grzesia, wbiegamy na grań Tatr Zachodnich. Przez Rakoń biegniemy na Wołowiec i stąd granią, czerwonym szlakiem, aż na Siwy Zwornik; zbiegamy przez Ornak do Doliny Kościeliskiej.
Tu czeka nas rytmiczny zbieg aż do Drogi Nad Reglami, skąd kontynuujemy mozolne zdobywanie wysokości – czerwonym szlakiem aż na Ciemniak. Dalej biegniemy granią aż do Kasprowego Wierchu.
Kasprowy to około połowa trasy. Tu zaczyna się zabawa. Zbiegamy niemal do Schroniska Murowaniec, stamtąd niebieskim szlakiem odbijamy przez Czarny Staw Gąsienicowy na Przełęcz Zawrat. Z Zawratu zbiegamy do „Piątki” – do rozejścia szlaków – wybieramy żółty, na Szpiglasową Przełęcz.
Ze Szpiglasowej zbiegamy nad Morskie Oko, stamtąd w dół, aż do czerwonego szlaku, rozejścia na Rówień Waksmundzką. Niby jest już łatwo, ale wciąż suma podejść daje w kość! Lecimy dalej na Psią Trawkę, na Hali Kopieniec wybieramy szlak zielony. Naturalnie wbiegamy na Kopieniec, nie omijamy, zbiegamy kontynuując szlakiem zielonym, aż do żółtego, na Nosalową Przełęcz. Zbiegamy do Kuźnic, skąd pniemy się znów do góry, ku szlakowi czarnemu.
Tu jest niezła sinusoida. Pniemy się dalej przez Dolinę Białego aż po Przełęcz w Grzybowcu. Dalej lecimy aż do Doliny Małołąckiej, skąd zbiegamy do początku szlaku, do parkingu.
I dobiegamy honorowo do setki lub nie.
Koniec: dla mnie po 25 h i 42 minutach.
Logistyka
Miejsce startu pętli bardziej logicznie jest zaplanować od Tatr Wysokich. Mój start pętli był uwarunkowany doborem ekwipunku i miejscem zamieszkania – po wykonaniu zadania chciałam być w miarę blisko domu, bliżej Kościeliska niż Zakopanego. Biorąc pod uwagę warunki startu, moje doświadczenie górskie i biegowe oraz próbę zminimalizowania wagi plecaka, wzięłam ze sobą krótki czekan skiturowy i raczki (nie raki) oraz kije.
Najbardziej strome odcinki chciałam pokonywać w górę, nie w dół (preferencje). Na stromych trawersach (Tatry Zachodnie, okolice Łopaty) chciałam być w nocy, tak, żeby śnieg był bardziej zmarznięty. Taki wybór miejsca startu skutkuje tym, że odcinki graniowe niestety pokonujemy pod wiatr (w Tatrach wieje przeważnie z kierunku południowego zachodniego, ale nie jest to reguła). Warto brać to pod uwagę planując trasę i wielogodzinne przebywanie na grani, szukać “wiatru w plecy”. Jeśli myślisz, że porywy 30-40 km/h na grani Cię nie zmęczą – to zmęczą. Po kilku godzinach.
Nie będę rozpisywać ekwipunku. Myślę, że każda osoba, która decyduje się na realizację pętli, ma wiedzę i doświadczenie pozwalające na dobór indywidualny – biorąc pod uwagę warunki śniegowe, lawinowe, temperaturę odczuwalną, amplitudę temperatury, siłę wiatru, kierunek wiatru, inne założenie logistyczne (korzystanie z infrastruktury schronisk bądź nie); indywidualne preferencje, planowany czas, styl, indywidualną termikę ciała, znajomość topografii, wybrane miejsce startu trasy, nawodnienie i odżywianie.
Choć wyposażenie jest kwestią indywidualną, w moim przypadku sprawdzają się takie rozwiązania:
- Nie biorę ze sobą bardzo grubych rękawic. Zmienne tempo sprawia, że dłonie też się pocą. Jeśli na dole jest ciepło, ale zbyt zimno, żeby nie ubierać rękawic, a u góry bardzo zimno, zabieram rękawiczki “ala softshell” i jednorazowe ogrzewacze chemiczne. Wyciągając i wkładając ponownie ogrzewacze reguluję ciepło. Dobrze mieć na sobie bluzę, która pozwoli na lokowanie ogrzewaczy w okolicy splotu słonecznego wtedy, akurat kiedy nie ogrzewają rąk.
- Buty z membraną nie są zawsze konieczne, ale wtedy rozważamy albo wodoodporne skarpety, albo skarpety na zmianę. Na stopy też stosuję ogrzewacze chemiczne, ale ich działania trzeba przetestować. W butach z membraną nie będą działać zbyt dobrze, z kolei przy zbyt dużym dostępie do tlenu szybciej się wyeksploatują. Jeżeli nie jest zbyt zimno, mogą też doprowadzić do odcisków lub nawet odparzeń – używamy ich z głową.
- Rescue Bag zamiast folii termicznej. Na rynku są dostępne bardzo lekkie modele.
- Flaski z szerokim otworem, nigdy nie bukłak. Rurka zamarznie w ujemnej temperaturze. Bukłaki dla zachowania ciepła można wrzucić do plecaka w lokalizacji “blisko pleców”.
Podstawowym warunkiem bezpieczeństwa jest stałe pozostawanie w ruchu. Każda przerwa w tak długim wysiłku, w ujemnej temperaturze, momentalnie wychładza. Stałe dostosowywanie tempa do swoich możliwości, warunków, terenu i pozostałego dystansu, wiedza na temat reakcji swojego ciała i troska o termikę są podstawowym warunkiem powodzenia realizacji całej Pętli.
Styl i czas
Moim marzeniem było podejść do projektu w stylu solo, self supported. To trochę romantyczny, oldschoolowy styl, który zakłada, że nie korzystasz z niczyjej pomocy na szlaku, omijasz infrastrukturę schronisk, nie korzystasz z depozytów czy wsparcia obecnością znajomych, kibiców czy fotografów. Po prostu – jesteś ty, to, co ze sobą zabrałeś i dystans do pokonania. Tyle.
Tak też to zrobiłam. 🙂
Ze względów bezpieczeństwa, co jakiś czas wysyłałam swoją lokalizację mojemu partnerowi Szymkowi, który w Zakopanem był kontaktem “awaryjnym”. Szym podwiózł mnie na start, miał w razie “W” zaalarmować TOPR w godzinie wyznaczonej jako krytyczna, czekał też na mecie Pętli, czyli w okolicach 97 km. Razem pokonaliśmy też honorowe, ostatnie km trasy po zamknięciu Pętli, dobijając do setki.
Czas realizacji projektu docelowo chciałam zamknąć w jednej dobie. Nie udało się z kilku powodów, które okazały się decydujące w kwestii bezpieczeństwa: warunki śniegowe na zdecydowanej większości trasy były bardzo dobre, większośc szlaków przedeptana, śnieg trawdy, ale przeważnie nie lód.
Warunki na podejściu i zejściu ze Szpiglasowej Przełęczy były jednak zupełnie inne. Mini lawinki, sypki śnieg i nawiane depozyty, źle poprowadzony szlak. Na zbiegu w kierunku Morskiego Oka, gdzie byłam po południu, brak możliwości bezpiecznej autoasekuracji – biorąc pod uwagę moje wyposażenie (podobnie jak w przypadku kilku trawersów na grani Tatr Zachodnich). W tych miejscach zapomniałam o czasie. Myślałam tylko o własnym bezpieczeństwie i działałam z myślą o tym priorytecie.
W nocy na grani Tatr Zachodnich wiatr w wielu miejscach zawiał szlaki. Ich niewidoczny przebieg, ograniczona zasięgiem czołówki widoczność, to sprawiało, że przebieg szlaku w kilku miejscach musiałam wyznaczać na nowo, również ściśle granią. Tak, mimo tego że trasa tego dnia w 90% była wydeptana, mocny wiatr przenosi lekkie masy śniegu błyskawicznie.
Wiatr… prognozy kolejnego dnia okazały się przyspieszyć i spełnić już w nocy. Na przełęczach i wielu szczytach grani wiało około 40-50 km/h, może więcej, teraz tego nie sprawdzę, są to doświadczenia subiektywne, ale nagrałam filmy, wg których można szacować prędkość, a może spróbuję dotrzeć do historii IMGW. Zgubiłam zapas ocieplaczy chemicznych (przy próbie wymiany wiatr zwiał mi je poza grań), to wywołało wahanie… Raz, w wietrze, w nocy, na kilka minut zgubiłam orientację, wychodząc za Wołowcem bliżej grani Rohaczy, zamiast od razu odbić na właściwe ramię górskie.
W mniej popularnej części Tatr Zachodnich warunki trawersów były “wiosenne”. Twardy lód, “nietrzymające” trawki, brak możliwości bezpiecznej asekuracji zbyt lekkim czekanem skiturowym; brak przednich zębów w raczkach. Miejscami poruszałam się bardzo wolno, ale w każdym miejscu maksymalnie dbając o zachowanie bezpieczeństwa i minimalizowanie ryzyka.
Techniczne wymagania zimy to też zakładanie/ściąganie raczków; zmiana kijów na czekan i mocowanie, uzupełnianie wody, elektrolitów i jedzenie. W wielu momentach trasy byłam bardziej nastawiona na zrealizowanie projektu w ogóle, bez zabiegania o świetny czas. Czasem sama realizacja wydawała się niemożliwa (np. przed świtem, po 12 h nocy miałam moment niebezpiecznej granicy wychłodzenia i rozważałam rezygnację – nie tyle z samego przedsięwzięcia, co stylu. Zakładałam, że jeżeli nie ogrzeję się po świcie, skorzystam jednak z przerwy w schronisku). Po drodze nie skorzystałam jednak z żadnej takiej możliwości. Przeważyła myśl “to po co dźwigasz 3,5-4 kg plecaka self supported, skoro teraz po prostu skorzystasz z ciepła i posiłków schroniska”. Druga myśl, która na bieżąco pchała mnie do przodu, to świadomość, że jeżeli tym razem nie zrealizuję projektu, kolejny raz już do niego prawdopodobnie nie podejdę. Te myśli nie były desperackie, raczej wspierały mnie w obowiązku stałego czuwania nad optymalnym stanem fizycznym. Wyjątkowo kuszące były światła Schroniska Ornak, 20 m ode mnie, podczas kiedy ja na ścieżce szlaku sięgałam po zimnego flaska. 😉
Zagrożenia obiektywne i wymagania Zimowej Pętli Tatrzańskiej
- Zimą szlaki w Tatrach nie prowadzą przebiegiem letnim. Bezpieczne pokonanie trasy wymaga zaawansowanej wiedzy lawinowej, doświadczenia wysokogórskiego i umiejętności wyboru najbezpieczniejszego wariantu pokonania trasy.
- Część trasy jest pozbawiona możliwości uzupełniania płynów przez kilka godzin. Konieczna jest znajomość własnych predyspozycji nawodnienia, przewidywanie ilości posiadanego zapasu, znajomość miejsc z możliwością uzupełnienia płynów. Na trasie miałam ze sobą 2 flaski, każdy po 500 ml objętości. Odcinkowo brakowało mi płynów, wiedziałam jednak, że nawodnię się odpowiednio na ostatnich 30 km Pętli. Znam moje ciało i jego reakcje z biegów ultra powyżej 100 km, również z 24-godzinnego, zimowego ultramaratonu górskiego.
- Warunki realizacji projektu są kluczowe. Ja na najlepsze możliwe – a zarazem przystępne – czekałam kilka lat. Zagrożenie lawinowe i warunki śniegowe determinują znaczną część typu i wagi ekwipunku, oczekiwania czasowe oraz priorytetową kwestię: bezpieczeństwo.
- Znajomość topografii i doświadczenie w warunkach wysokogórskich zimą są równie ważne. Priorytetową kwestią bezpieczeństwa jest stała, realna ocena własnego stanu organizmu, dobieranie typu pokonywania terenu do jego wymagań technicznych i projekcja miejsc ewentualnego wycofu na bieżąco.
- Za nieodpowiedzialne podejście uznaję “liczenie na pomoc TOPR” w sytuacji kryzysowej. Skrajną sytuacją jest wypadek – ale wychłodzenie, utrata sił, to sytuacje, do których nie powinniśmy dopuszczać, angażując w to całą swoją wiedzę i doświadczenie, ale i świadome podejście do działalności górskiej. Wycof w odpowiednim momencie to decyzja, której nie może zatrzeć ambicja pokonania całości Pętli.
- Działalność w nocy jest wymagająca psychicznie, ze względu na ograniczoną widoczność, obecność żerujących w tym czasie zwierząt, czy halucynacji mogących pojawić się w końcowej fazie projektu. Warto być przyzwyczajonym i nie tracić energii na lęk. W moim przypadku, startując o 18:25 w grudniu, liczyłam się z 12 godzinami w ciemności, do tego doszły jeszcze 2 godziny na końcu Pętli. Ciemność wymaga wzmożonej czujności, ale nie można być skupionym, kiedy się boisz. Najważniejsze myśli to troska o kontrolę w sytuacji zagrożeń obiektywnych (teren, poziom ciepłoty ciała, każdy kolejny krok).
- Amplituda temperatury między dniem a nocą może być bardzo duża, podobnie w przypadku przebywania na grani i biegu w dolinach. Duże zmiany temperatury wpływają na przyspieszenie odczuwanego zmęczenia.
- Mój projekt zakładał bieganie wszystkich odcinków, na których jest to możliwe. Trzeba pamiętać, że wychłodzenie mokrego ciała jest błyskawiczne w sytuacji kryzysowej i nie bagatelizować tej wiedzy.
Realizacja
Choć plan kiełkował już od 4 lat, na jego realizację zdecydowałam się 2 dni przed startem. Zadecydowało pojawienie się wyczekiwanych warunków. Niemal Idealnych.
Wystartowałam po tygodniu w trybie treningowym, bez normalnego taperingu. Co poprzedziło projekt? Dwa dni wcześniej, wieczorem, wybiegłam w kierunku Ciemniaka, żeby przetestować nową czołówkę. Noc była świetna. Śnieg – obserwowany tygodniami – w odpowiednim stanie, żeby móc zminimalizować wpływ zagrożenia lawinowego. Poczułam wtedy, że albo wykorzystam prognozy, albo projekt pozostanie tylko w mojej wyobraźni. Po prostu – nadszedł czas.
Czekałam tak długo, tak bardzo długo, że wiedziałam, że albo to zrobię, albo znów projekt zostanie w sferze potencjalnych planów. Na kiedyś – a „kiedyś” to bujda. Kiedyś, to czasem nigdy.
Koniec
Wystartowałam w poniedziałek, 30 grudnia 2024 r., o godzinie 18:25. Projekt zamknęłam 31 grudnia, 25 h i 42 minuty później. Ostatnie, “honorowe” kilometry do setki przetruchtałam rozmawiając z czekającym na mnie na końcu Szymkiem.
W tle słychać było pierwsze sylwestrowe petardy. Truchtając ostatnie kilometry czułam ulgę, pustkę, ale i satysfakcję. Szym przygotował zupę ogórkową. Ja otrząsnęłam się z halucynacji, zamykały mi się oczy, i otwierały, z pełną radością.
Po krótkim odpoczynku noc pozwoliła mi jeszcze nacieszyć się Sylwestrem w fajnym gronie. Realizację Pętli tej nocy trzymałam dla siebie jak skarb, o którym nikt nie wie, świat nie wie. Był tylko mój. Po sylwestrowym piwie zasnęłam jak dziecko.
Tej nocy we śnie dalej biegłam. Dalej było mi zimno, ale śniąc nie byłam już zmęczona. Czułam, jakbym skakała między szczytami, żeby w końcu zrobić susa na ten mój własny. Robota wykonana. Koncepcja w końcu żyje.
Jesteś naszym Czytelnikiem?
Dołącz do naszych Patronów i w ramach Patronite.pl wspieraj rozwój portalu ruandtravel.pl.
Kliknij w baner poniżej i poznaj szczegóły