Łukasz Wróbel: Najgorsza jest świadomość, że ten bieg nie ma granicy i nie wiadomo, kiedy się skończy…

9 min. czytania

W ciągu 116 godzin przebiegł 777 kilometrów, ustanawiając nowy rekord Polski i poprawiając ówczesny rekord świata w formule Backyard Ultra. Łukasz Wróbel opowiada o kulisach startu w legendarnym Backyard Legends w Belgii, walce z bólem i psychiką, przygotowaniach do październikowych Mistrzostw Świata w USA oraz o tym, dlaczego w tych zawodach najtrudniejsza jest… niepewność, kiedy bieg się skończy.

Czy jechałeś na BackYard Legends w Belgii po rekord?

“Congratz, you are a machine!!” To jeden z komentarzy na stronie z oficjalnymi wynikami BackYard Legends w Belgii, podczas których ustanowiłeś rekord świata (już został pobity – ale o tym za chwilę). Przyznam szczerze, że sprawdzałam kilka razy, czy nie pomyliłam wyniku W ciągu 116 godzin przebiegłeś 777 km! Czy jechałeś do Belgii po rekord?

Łukasz Wróbel: Start w BackYard Legends w Belgii – na przełomie kwietnia i maja – tego roku był dla mnie niesamowitym przeżyciem, doświadczeniem i wyzwaniem. 

Start w tym biegu planowałem od kilku miesięcy, ponieważ zdawałem sobie sprawę, że tam mogą paść wysokie wyniki. To na tej trasie w październiku 2024 roku został ustanowiony rekord świata przez drużynę belgijską podczas drużynowych mistrzostw świata i wynosił 110 pętli. Oczywiście jadąc do Retie w Belgii  nie wiedziałem, co nas tam spotka. Kontaktowałem się z organizatorem i wiedziałem, że wystartuje trójka zawodników z drużyny belgijskiej. Jadąc na te zawody miałem już kwalifikację na mistrzostwa świata w Stanach Zjednoczonych, które odbędą się w październiku. Liczyłem jednak, że uda się poprawić poprzedni wynik (wygrana w Suffolk w Anglii z wynikiem 88 pętli = 586 km) i zbliżyć się do wyniku 100 okrążeń, a może jak dobrze pójdzie to dołączyć do klubu 100 (czyli do wąskiego grona kilku osób, które mają wynik powyżej 100 pętli). Tak się stało. 

Razem z moim rywalem Janem Vandekerckhove stworzyliśmy coś niepowtarzalnego. Pierwszy raz w historii dwóch biegaczy BYU tak długo biegło tylko we dwóch – od 60 pętli byliśmy już tylko my na trasie i razem przebiegliśmy kolejnych 55 pętli. Ostatecznie poprawiliśmy dotychczasowy rekord świata. Ja zostałem do końca i zakończyłem bieg po 116 pętlach, co dało łącznie 777 km. Po drodze ustanawiając też nowy rekord Polski (poprzedni 103 pętlę należał do Bartosza Fudali – którego supportowałem w USA w 2023 r.).

Czy pamiętasz, co działo się na trasie podczas tych 116 godzin?

Łukasz Wróbel _ BackYard Legends w Belgii _ fot _ Caroline Dupont Photography
Łukasz Wróbel _ BackYard Legends w Belgii _ fot _ Caroline Dupont Photography

W ciągu tych 116 godzin biegu granica bólu i wyczerpania musiała być przekroczona niejeden raz. Jak wspominasz ten bieg? Czy Ty w ogóle pamiętasz, co się działo na trasie? 

Łukasz Wróbel: Oczywiście podczas tak długiego wysiłku, który trwał pięć dni, zdarzały mi się chwile słabości i kryzysy. Ból fizyczny przychodzi i odchodzi, można sobie z tym skutecznie radzić. Jednak najgorsza jest świadomość, że ten bieg nie ma granicy i nie wiadomo, kiedy się skończy. Dlatego największym wyzwaniem jest poradzenie sobie z psychiką i trudnościami mentalnymi. Jak mam być szczery, to z całego biegu pamiętam może dwa dni. Powtarzając pętlę odległości niespełna 7 km wszystko się zlewa w jedną całość. Tak jak mówiłem, do 60 pętli byli jeszcze Inni biegacze, później zostaliśmy z Janem sami.

Jak wygląda regeneracja po tak długim biegu?

Łukasz Wróbel: Zazwyczaj po tak długich biegach jak Backyard, a także wymagających biegach kilkudniowych w górach, potrzeba więcej czasu na regenerację. Pełen powrót do sprawności wymaga czasu, regeneracji i odpowiedniego treningu. Zwykle trwa to około dwóch miesięcy. 

Po zakończonym biegu dość szybko zaczynam treningi. Po tygodniu mam już w planie jednostki biegowe, wplatając w to rower i siłownię. Ważne jest też, aby zadbać o układ nerwowy, ponieważ zauważyłem, że to on obrywa najbardziej podczas tego typu biegów. Jest to pewnie związane z brakiem snu. 

Trening mentalny i znalezienie balansu są też bardzo istotne. Przyznam, że starty w biegach typu backyard są bardzo wymagające, przez co w kalendarzu biegowym jest mało miejsca na inne wyzwania. Muszę skupić się na celu i przygotowaniach.

Przede mną najważniejsza impreza, w jakiej będę brał udział – to indywidualne mistrzostwa świata w BackYard Ultra, które odbędą się w Nashville w Tennessee. Zawody są organizowane przez Lazarusa Lake’a, twórcy Barkley Marathon, na jego prywatnej farmie.

Co oznacza dla Ciebie udział w indywidualnych mistrzostwach świata w BackYard Ultra, organizowanych przez Lazarusa Lake’a, twórcy Barkley Marathon?

Łukasz Wróbel _ BackYard Legends w Belgii _ fot _ Caroline Dupont Photography
Łukasz Wróbel _ BackYard Legends w Belgii _ fot _ Caroline Dupont Photography

Łukasz Wróbel:  Tak naprawdę to spełnienie moich marzeń, ponieważ w 2023 r. byłem tam w roli supportu i zakochałem się w tej formule biegów. Na miejscu spotkałem biegaczy z całego świata, których celem było pokonać indywidualne słabości i ustanowić nowe limity swoich i ludzkich możliwości. Tam pomyślałem, że pięknie byłoby wrócić, ale już w roli zawodnika. Nie było to jednak takie proste, bo trzeba zdobyć kwalifikacje. Udało się, po drodze wygrałem Mistrzostwa Polski i wspomniane zawody w Anglii. Start w BackYard Legend w Belgii pokazał, że wszystko jest możliwe, wystarczy wierzyć, odpowiednio się do tego przygotować i robić swoje. 

Jakie masz oczekiwania wobec październikowych Mistrzostw Świata?

Twój rekord z kwietnia został pobity w czerwcu i należy teraz do australijskiego ultramaratończyka Phila Gore, który pokonał 119 pętli po 6,7 km, czyli łącznie i 797 km. Czy to dla Ciebie dodatkowa presja czy motywacja?

Łukasz Wróbel: Jakie mam oczekiwania wobec październikowych Mistrzostw Świata? Przede wszystkim udział w tych zawodach to ogromne wyróżnienie. Chcę pojechać ze spokojną głową i dać z siebie wszystko. Trasa w kolebce BackYard Ultra należy do jednej z najtrudniejszych, pętla ma 140 m przewyższenia, do tego pełna jest pułapek w postaci kamieni, korzeni i technicznych zbiegów. 

Mój rekord 116 pętli został pobity przez Phila Gore, który pokonał 119, a asystował mu Sam Harvey. Obecnie mój wynik jest trzeci na świecie. Ale startując w USA nie ma to żadnego znaczenia, każdy będzie chciał wypaść jak najlepiej i powalczyć o finał. Będzie olbrzymia konkurencja i to mnie mobilizuje. Uważam, że jeśli warunki będą sprzyjające, to padnie Nowy Rekord. Zdecydowanie jest to dla mnie motywacja.

Jak wygląda Twój plan treningowy przed Mistrzostwami Świata?

Łukasz Wróbel:  Mój plan treningowy przed Mistrzostwami jest dość urozmaicony, oprócz standardowych jednostek biegowych, wprowadziłem rower, siłownię i saunę. W gruncie rzeczy na pewnym etapie to, co można poprawić to odporność organizmu na długotrwały wysiłek, na ból, na ograniczoną ilość snu. 

Ostatni mój projekt Śnieżnik-Śnieżka, czyli 130 km od świtu do zmierzchu, był elementem przygotowań. Mogłem przetestować kilka rzeczy, które wykorzystam na biegu w Stanach. Lubię być przygotowany – dotyczy to logistyki i wszystkiego, co związane jest z samym startem. Staram się wizualizować przebieg zawodów i to, co jest mi niezbędne w strefie, w której wypoczywam. 

Kto Cię wspiera w realizacji Twoich biegowych projektów?

Łukasz Wróbel _ BackYard Legends w Belgii _ fot _ Caroline Dupont Photography
Łukasz Wróbel _ BackYard Legends w Belgii _ fot _ Caroline Dupont Photography

Łukasz Wróbel: Na co dzień współpracuję z trenerem, do którego mam pełne zaufanie. To Miłosz Szcześniewski, utalentowany biegacz i wspaniały człowiek. Korzystam także z wsparcia fizjoterapeuty. To Jakub Rubach, młody człowiek o niebywałej wiedzy. 

Zarówno podczas BackYard ultra, jak i  biegów w ramach FKT korzystam ze wsparcia rodziny i najbliższych przyjaciół. Jesteśmy zgranym zespołem i to oni są autorami moich sukcesów. Mamy wypracowany system działania i każdy z nas wie, co do niego należy. 

Czy po tylu sukcesach wciąż masz listę biegowych marzeń, które czekają na realizację?

Łukasz Wróbel: Nadal mam listę biegowych marzeń i celów , niektóre są tak śmiałe, że aż się ich boję. Jest jeszcze sporo przestrzeni na nowe odkrycia.

Rozmawiała: Monika Bartnik

Udostępnij ten artykuł