Paweł Cymbalista: Obietnica dotrzymana. Jak wygrałem Salomon Skyline Scotland 2025

Paweł Cymbalista
10 min. czytania

Kilka dni przed biegiem obiecałem żonie i córkom, że dam z siebie wszystko i stanę na najwyższym stopniu podium. Odpowiedziały tylko: „pod warunkiem, że nie będziemy musiały za długo czekać na mecie”. Słowo się rzekło.

Obietnica przed startem

Kilka dni przed wyścigiem zapytałem żonę i nasze dwie córeczki, co by powiedzialy na to, że tata da z siebie całkowite sto procent i wygra wyścig. Chyba czas najwyższy, żeby tata stanął na najwyższym stopniu podium. Odpowiedź była stanowczo i jednoznaczna: pod warunkiem, że nie każesz nam na siebie zbyt długo czekać na mecie. Przybiłem piątkę i powiedziałem – “zrobię co się da i trochę więcej”.

Od otyłości do ultra

Nie myślcie o mnie źle. Zacząłem przygodę z bieganiem w 2013 roku. Byłem otyły, dużo piłem i paliłem papierosy. Bieganie odmieniło moje życie. Jest to mój nowy nawyk, który kocham i szanuję jako sportowiec i trener ultra. Lubię testować swoje możliwości i zawsze daję z siebie wszystko. Mam na koncie wyniki w top 3 i top 10. Raz nawet wygrałem krótki 6-km wyścig górski, bo mój rywal źle skręcił. Pewnie dobiegłbym na drugim miejscu, gdyby się nie pomylił… Ale takie są wyścigi.

Do rzeczy.

Od wielu lat marzyło mi się staniecie na najwyższym stopniu podium w wyścigu ultra. Uzupełniałem te braki, bijąc rekordy FKT po swojej okolicy w Szkocji.

Dzień wyścigu – Salomon Skyline Scotland 2025

Paweł Cymbalista na trasie Salomon Skyline Scotland 2025
Paweł Cymbalista na trasie Salomon Skyline Scotland 2025

Nadszedł dzień wyścigu. Salomon Skyline Scotland, Jacobite 100 km / 2600 m+ (zegarek pokazał 2900+). Wyścig zaczyna się o północy w Bridge of Orchy. Tak, dokładnie przeczytaliście. O północy! Mało snu lub wcale, nerwy, transport autobusem na linię startową i bieg przez noc do mety poprzez różne tereny.

Na rozgrzewkę prosto pod górę na wysokość około 320 m. Na szczęście jesteśmy wysoko, więc wspinaczka wynosi ponad 100 m. Widać tylko czołówki i słychać buty uderzające w kamienie, jedne szybciej, a drugie wolniej.

Pierwsze 8 km na spokojnie po asfalcie i szlaku kołowym 4×4. Niestety ten luksus się kończy i biegniemy po ciemku między jeleniami po bardzo wąskiej ścieżce na skraju rzeki. Błoto wszędzie, trawa zarasta szlak i nie widać, gdzie się stawia buty. Wykręciłem kostkę ze trzy razy, wylądowałem na ziemi dwa razy, raz noga mi utknęła w drucie na przewróconym płocie. Starłem błoto i leciałem dalej.

Pierwsze trudności

Pozwalałem każdemu, kto chciał wyprzedzać mnie. Teren jest ciężki, a nawet nie dobiegliśmy jeszcze do najtrudniejszego odcinka u brzegów jeziora Etive (Loch Etive). Na 30 km – punkt kontrolny. Zdjąłem kurtkę i dolałem wody do butelki.

Krótki odcinek po szlaku kołowym 4×4 szybko zamienił się w bieg po kamienistej plaży. Biegłem z dwoma innymi osobami na tym odcinku, połączyliśmy siły na następne 10 km dla bezpieczeństwa. Trasa wiła się jak wąż od plaży po zbocze góry, przez krzaki, błoto, jeżyny, drzewa i więcej głazów, które osunęły się ze zbocza góry do Loch Etive.

W pewnym momencie zostałem sam. Chłopaki, z którymi biegłem zwolnili na błocie i zostali w tyle. Błoto się pogłębiło. Woda była wszędzie. Zgubiłem ścieżkę przynajmniej z 10 razy, ale brnąłem bez wytchnienia w jednym kierunku.

Nagle moim oczom ukazała się droga. Kamienista droga. Twarda, sucha droga. Dobiegłem pod górę do kolejnego punktu kontrolnego. Ściągnąłem oba buty i wygrzebałem ze środka całe błoto i kamienie, które nagromadziły się przez ostatnie 20–30 km błota.

Śladami Jamesa Bonda

Paweł Cymbalista na trasie Salomon Skyline Scotland 2025
Paweł Cymbalista na trasie Salomon Skyline Scotland 2025

Teraz czas na asfalt. Trasa brnęła delikatnie pod górę przez tereny, gdzie kręcili pierwszy film Jamesa Bonda Skyfall. Wspiąłem się na przełęcz o wysokości 500 m. Z góry widziałem innych biegaczy, którzy mnie gonili. W tym momencie uświadomiłem sobie, że jestem gdzieś w top 5. Nie wiem, ile osób jest przede mną, bo ciężko było to śledzić w nocy i liczyć latarki. W dół dobrym tempem do głównej drogi A82 przecinającej dolinę Glencoe. I prosto w górę na Devil Staircase. Było jeszcze ciemno, ale postanowiłem wyłączyć czołówkę, żeby nikt mnie nie widział. Po co dawać komuś pretekst do uciekania lub ścigania.

Walka o top 3

Na chwilę się zrelaksowałem. Zauważyłem przede mną zawodnika, do którego się zbliżyłem w dobrym tempie. Po drugiej stronie wzgórza przed wioską Kinlochleven dogoniłem pana, który zdecydowanie stracił siły i nie miał już mocy pchać pod górę. W tym momencie dodałem gazu i zleciłem do kolejnego punktu kontrolnego w wiosce Kinlochleven. Nadal nie byłem pewny swojej pozycji. Nikt mi nie zdradzał żadnych szczegółów na punktach kontrolnych, a ja sam nie byłem ciekawy. Podejrzewałem top 3, może top 2. Byłem zadowolony.

Wyleciałem z wioski i zacząłem wspinaczkę. Tutaj mnie trafiło. Na 65 km poczułem duży wysiłek. No chyba czas więcej jeść. I tak zrobiłem. Na pakowałem się cukrów aż mnie brało na wymioty, ale wszystko utrzymałem w żołądku.

Do mety miałem 29 km i jedną wielką wspinaczkę na 600 m do połowy Ben Nevisa, najwyższej góry UK. Walczyłem ile się da. Momentami stawałem i rozglądałem się wstecz, próbując wypatrzeć innych zawodników. Ale nic nie rzucało mi się w oczy. Biegłem dalej. Dobiegłem na pełnym gazie do Glen Nevis, ostatniego punktu kontrolnego. Tam zobaczyłem biegacza i nagle głos z namiotu: o! drugi zawodnik! Pomyślałem, to ja. Ten pan przede mną to numer 1. Szybko poprosiłem o colę w butelkę i w mniej niż 20 sekund znowu byłem w drodze pod górę!

Decydujący atak

Paweł Cymbalista na trasie Salomon Skyline Scotland 2025
Paweł Cymbalista na trasie Salomon Skyline Scotland 2025

Cały czas miałem go na oku. Chłopak leciał, truchtał pod górę. Myślę – “ma dużo energii, żeby tak lecieć”. Po 10 minutach wspinaczki, gdzie ani razu nie przyspieszyłem, a tylko dobrze maszerowałem z naciskiem. Pan na pierwszej pozycji się wcale nie oddalił. Postanowiłem trzymać to tempo. Spokojnie. Oddychać, jeść, pić i obserwować jego kolejny ruch. Nagle byliśmy na szczycie, on przyspieszył, ja za nim na spokojnie. Błoto, śliskie kamienie i do chaty górskiej po zboczu Ben Nevis. Tam przed chatą CIC (tak się ta chata w skrócie nazywa) jest punkt kontrolny. Robimy tam zwrot o 180° i zaczyna się ostatni zbieg do mety. 7 km pięknej szerokiej kamienistej trasy. Byłem na to gotowy. Są to moje tereny, gdzie przynajmniej raz w tygodniu trenuję. Wiedziałem, co nas czeka i oszczędzałem energię. Ze skupieniem obserwowałem konkurenta. Nagle zauważyłem, że miał problem, żeby przeskoczyć przez trzy duże kamienie. Stracił równowagę i prawie wpadł do rzeki. Nie było wysoko, wszystko było ok, ale dało mi to zielone światło. Tu i teraz wiedziałem, że jest mój. Jest zmęczony, ma wykończone nogi. Ja również trzymałem się na ostatku sił. Ale wiedziałem, że jestem w stanie coś z siebie wycisnąć. Miałem cichą nadzieję, że go zaskoczę i nie będzie nawet próbował mnie gonić.

Zbliżyłem się, i nagle wykonałem manewr wyprzedzający na pełnym gazie. Zaskoczony krzyknął coś do mnie, ale byłem tak skupiony, że nie zrozumiałem i myślałem tylko o kolejnym kroku. Usłyszałem, że przyspieszył zaraz za mną. Jednak trwało to tylko 5 sekund.

Meta

Paweł Cymbalista na trasie Salomon Skyline Scotland 2025
Paweł Cymbalista na trasie Salomon Skyline Scotland 2025

Nie wiedziałem, co się dzieje z tyłu. Biegłem jakbym miał ogień w butach. 6 km do mety. Teraz albo nigdy. Przez płot na drogę leśna. Pod ostatnie dwa pagórki 20 m… które sprawiały wrażenie jakby miały z 500 m… Na szczycie obejrzałem się przez ramię. Cisza, nie ma nikogo. Biegnę! Przez las, zakręty, nagle słyszę komentatorów. Przyspieszam, słyszę dzwony, trąbki i krzyk ludzi. Zbiegał po szlaku rowerowym w prawo i lewo. Nagle widzę metę! Widzę ludzi. Wszyscy krzyczą. Myślę. Tylko się nie przewróć. Trzymaj się! Masz to!

Łapie taśmę! W oczach łzy!

Wygrałem. Koniec.

Złapał mnie skurcz w łydce i padłem na ziemię owinięty w taśmę.

Przyjaciele podnieśli mnie z ziemi i euforia.

Moja żona, dzieci, mama i siostra na mecie. Wszyscy we łzach.

Udostępnij ten artykuł