100 Miles of Beskid Wyspowy _ Katarzyna Gogler Fotografia

10 maja 2021 By GÓRY & ULTRA, Slider With 7575 Views

Tomasz Zyśko: Lubię wyścigi na 100 mil. Tutaj wszyscy wiedzą, że łatwo nie będzie i że będzie bolało

„Lubię wyścigi na 100 mil. Dlaczego? Ponieważ niezależnie od tego, w jakim kraju jesteś, wszyscy, którzy decydują się wystartować, mają świadomość „z czym to się je”. Wiedzą, że łatwo nie będzie, że będzie bolało.” Tomasz Zyśko opowiada o swoim starcie w 100 Miles of Beskid Wyspowy 2021.


Tomasz Zyśko / 10.05.2021 r.

Przebiec w Polsce 100 mil to jest sztuka. Jest wiele biegów, które oferują 100, 120, 150 kilometrów, ale znalezienie stumilaka jest problemem. Nie chodzi nawet o punkty ITRA, ale o możliwość spełnienia kryteriów, które uprawniają do startu w biegach w państwach anglosaskich. Bo metr, a za tym kilometr, to miara francuska zdefiniowana w 1791 roku jako jedna dziesięciomilionowa długości mierzonej wzdłuż południka paryskiego od równika do bieguna. Mila powstała znacznie wcześniej, gdy ludzkość nie miała pojęcia o jakichkolwiek południkach i oznaczała 1000 kroków podwójnych, czyli kroków z nogi prawej i lewej. Logiczne prawda. Dlatego też Anglicy milę oznaczają jako 1 mila angielska = 1760 jardów = 5280 stóp = 8 furlongów = 1609,344 metra.

100 Miles of Beskid Wyspowy _ fot. Wrażliwe Kadry

100 Miles of Beskid Wyspowy _ fot. Wrażliwe Kadry

Lubię wyścigi na 100 mil. Dlaczego? Ponieważ niezależnie od tego, w jakim kraju jesteś, wszyscy, którzy decydują się wystartować, mają świadomość „z czym to się je”. Wiedzą, że łatwo nie będzie, że będzie bolało. Wiedzą również, że na takiej imprezie nie spotkają raczej gości, którzy założyli się z kolegami przy wieczornej flaszce, że oni „dadzą radę”. Dzięki temu zarówno organizatorzy, wolontariusze, jak i zawodnicy – eufemistycznie mówiąc – są blisko i każdy do każdego odnosi się z szacunkiem i „po ludzku”.
Tak też było podczas 100 Miles of Beskid Wyspowy, imprezy organizowanej w Łącku. W 2020 roku bieg ten miał odbyć się 1 maja, ale ze względu na ograniczenia pandemiczne, został przesunięty na sierpień. W sierpniu akurat byłem tydzień po „100 Mil Krajom Malych Karpat” na Słowacji, więc nie byłem w stanie biec kolejnych 100 mil pomimo tego, że bardzo chciałem wystartować. Tak więc tegoroczny start był moim debiutem na tej imprezie.

100 mil w Beskidzie Wyspowym to nie tylko długi dystans. To przede wszystkim 6 750 metrów (no znowu ta francuska rewolucyjna miara) przewyższeń. Impreza organizowana jest w tradycyjną ”majówkę”. Może są i inne maje – a może i nie – ale podczas tegorocznej majówki powyżej 900 metrów leżał śnieg. Śnieg mokry, przewiany. Do tego temperatura w nocy spadła poniżej zera. Pomimo więc tego, że w dzień turyści w dolinie pili piwko, rozkoszując się słońcem, to na biegu – zwłaszcza po zmroku – wcale przyjemnie nie było. Ale nie uprzedzajmy faktów…

100 Miles of Beskid Wyspowy _ Katarzyna Gogler Fotografia

100 Miles of Beskid Wyspowy _ Katarzyna Gogler Fotografia

Startujemy o 6.00 rano. Przed nami cały dzień i noc. Limit czasu na pokonanie 100 mil wynosi 38 godzin. Gdy wyjeżdżałem z Krynicy (miejscówka noclegowa) do Łącka, gdzie był start imprezy, o 5 rano padał deszcz. Prawdę mówiąc, to lało! Prognozy pogody zapowiadały opady, więc do śmiechu mi nie było. W Łącku – pomimo tego, że było mokro – podczas samego startu nie padało. Taka pogoda utrzymała się przez cały dzień i zgrzeszyłbym, gdybym powiedział pierwszego dnia coś złego na jej temat. Było po prostu idealnie – lekko chłodno, bez opadów, słońce wychodzące od czasu do czasu. Pierwsze 30 kilometrów, które biegliśmy na świeżości i imprezowej adrenalinie, niosło nas w tempie raczej nie podobnym do ultra. Na pierwszym punkcie odżywczym nie wziąłem nawet wody, ponieważ szkoda było mi tracić czas. Wewnętrzne poczucie wino biło jednak jak bębenek. Dopiero na drugim punkcie pozwoliłem sobie na chwilę odpoczynku, ale w rozsądnych granicach, bo przecież zegar tyka. Gdyby tak liniowo przekładać tempo – skończę w 20 godzin i cała niedziela przede mną.

100 Miles of Beskid Wyspowy _ Katarzyna Gogler Fotografia

100 Miles of Beskid Wyspowy _ Katarzyna Gogler Fotografia

Kilometr 75:
– Proszę Pana, tu jakiś maraton jest organizowany czy coś?
– Nie, biegniemy 100 mil po Beskidzie Wyspowym
– A gdzie wyście zaczęli?
– w Łącku
– O Jezu! Stąd to do Krakowa bliżej!
***

100 Miles of Beskid Wyspowy _ Katarzyna Gogler Fotografia

100 Miles of Beskid Wyspowy _ Katarzyna Gogler Fotografia

I wszystko byłoby cudownie ale – jak mówią amerykańcy ultrasi i naukowcy – prawdziwe „ultra” zaczyna się po 100 kilometrach. Zależało mi, żeby przed zapadnięciem zmierzchu mieć za sobą 100 km i plan ten prawie udało mi się zrealizować. Teraz szedłem na końcowy rezultat – 24 godziny. Co więcej, był to wynik potwierdzonym przez fachowców z Garmina!

Wszystko było fajnie, ale tylko w dzień. W nocy, kiedy rozum śpi budzą się demony i organizatorzy… którzy na koniec zostawili najlepsze smaczki całej zabawy. Co góra to wyższa, a temperatura z godziny na godzinę coraz niższa. Ci, którzy biegną ubrani „na krótko” słabo zaczynają znosić beskidzki klimat początku maja. Ja zaś ruszam razem z kolegą Jackiem (gorąco go pozdrawiam i dziękuję – numer 544) i czasami ja go holuję, a czasami on mnie. Prawdziwym jednak popisem ze strony organizatorów było wejście na Mogielica (1170 m n.p.m.), czyli najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego. Ostatnie 400 metrów „ataku szczytowego” zapamięta chyba każdy, ponieważ na stromo pochylonym odcinku znajdował się zmarznięty śnieg oblany wodą z deszczu, który właśnie zaczął siąpić. Zapierając się kijkami szliśmy do przodu. Pomimo wyjątkowej ostrożności, sunąłem w dół jak zawodowy bobsleista. Byli tacy, którzy biegli bez kijków. Powiem szczerze – nie wiem, jak się tam wdrapali. Na Mogielicy planowaliśmy być o świcie i podziwiać wschód słońca. Cała góra spowita była jednak mgłą i chmurami, więc o nadchodzącym świcie informował nas śpiew ptaków, a nie słońce wyłaniające się znad horyzontu.

100 Miles of Beskid Wyspowy _ Katarzyna Gogler Fotografia

100 Miles of Beskid Wyspowy _ Katarzyna Gogler Fotografia

Drugą zemstą organizatorów – kiedy już prawie witasz się z gąską, bo meta jest za 12 km – był Modyń (1070 m n.p.m). W nogach masz już 150 km, za sobą nieprzespaną noc, a przed tobą góra, która tonie we mgle i chmurach. Miało być łagodnie i długo, ale początek podejścia nic takiego nie zapowiadał. Stromo, błoto, kamienie i od czasu do czasu deszcz, który czynił to, co śliskie jeszcze bardziej zdradliwym. Później zrobiło się przyjemniej, ale wejście robimy na ostatnich oparach, bardziej głową niż nogami.

***
Kilometr 120, Jurków. Dwóch gości lekko wstawionych 2:30 w nocy.
– Panowie, co tu się dzieje? Jakieś zawody czy coś?
– No tak, bieg na 100 mil, czyli 161 kilometrów
– Te no ja p..le. Sto mil? Szacunek goście. Napijecie się browarka?
– Słuchaj musimy na herbatę do punktu, bo zimno
– Jasne, jasne – szacunek, pamiętajcie Jurków trzyma za was kciuki!
***

100 Miles of Beskid Wyspowy _ Katarzyna Gogler Fotografia

100 Miles of Beskid Wyspowy _ Katarzyna Gogler Fotografia

Odrębnym tematem na biegach ultra są wolontariusze i punkty odżywcze. Po tym, jacy są wolontariusze i punkty odżywcze oceniamy sympatyczność imprezy, bo jak mówią bracia słowaccy „ultra is punk”. Tak jak na koncertach czasami nagłośnienie wysiada, gitary się sprzęgają, a kibelek zatkany, ale klimat, towarzystwo, atmosfera oraz energetyka powala. Dlatego też pragnę tu złożyć osobiste podziękowania organizatorom oraz wszystkim osobom na punktach. Szczególne słowa uznania kieruję do brygady strażaków (takiego dopingu nie powstydziliby się Latynosi), załogi w Jurkowie (przepraszamy za błoto) oraz obsadzie ostatniego punku odżywczego, na którym byliśmy koło 6:30 rano. Mimo że zimno, noc nie przespana i deszcz, to zaangażowanie, rozmowy i zwykła życzliwość dają dodatkowego kopa do tego, aby zacząć się wspinać i ukończyć bieg mimo zmęczenia. A te 22 ostatnie kilometry do łatwych nie należały.
No i dla mnie bardzo ważna rzecz – na każdym punkcie jest coś dla mięsnych, wegan i wegetarian. I nikt nie traktuje Cię jak wariata, gdy pytasz się na, jakiej kostce jest gotowana zupa. To poszanowanie dla poglądów drugiego człowieka fajnie wpisuje się w narrację i klimat biegów górskich. Podsumowując, o Biegu w Beskidzie Wyspowym mogę mówić tylko w samych superlatywach i mimo, że było ciężko (no ale przecież tak miało być), to gorąco polecam start pod względem i atmosfery i krajobrazów, jakich doświadczasz.

Tomasz Zyśko na mecie 100 miles of Beskid Wyspowy

***
Skończyłem bieg wspólnie z Jackiem i razem przekroczyliśmy metę na pozycji 13-14 w czasie 29 godzin 30 minut. I na tym mógłbym zakończyć, ale jest jeszcze jeden temat, który osobiście jest mi bardzo bliski. Chcę opowiedzieć o chłopcu, który walczy o swoje nogi. Nazywa się Jan Walos i ma 8 lat.
Jaś urodził się z wrodzonym obustronnym brakiem kości piszczelowych. Pierwsza diagnoza lekarzy brzmiała – „amputować nogi”. Jednak upór rodziny nakazał walczyć. W 2015 roku przeszedł trzy operacje w Stanach Zjednoczonych. We wrześniu 2018 roku w Carolina Center przeszedł kolejną operację. Aby uświadomić wszystkim skalę wyzwania, napiszę tylko, że za każdym razem trzeba dostać się do sztucznych kości przez tkankę mięśniową i je (kości) wymienić bądź wzdłużyć. Niestety, Jaś rośnie i potrzeba kolejnej operacji jego nóg, a ta kosztuje 300 tys. złotych.
Jeżeli chcesz pomóc Jasiowi, wesprzeć go w walce o kilometry, które on robi o własnych nogach – zapraszam: https://zrzutka.pl/hds2fa
Świata nie zmienisz, ale los tego chłopca możesz!

 

Tags : , , ,

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *