700 km, 49 000 metrów+ i 175 godzin na alpejskich szlakach. Krzysztof Buchowicz ukończył Swiss Peaks 700 – jeden z najdłuższych biegów górskich świata – na 8. miejscu open i 1. w swojej kategorii wiekowej. W rozmowie opowiada o kryzysach na trasie, sile wsparcia rodziny i o tym, dlaczego na razie nie planuje już „baaardzo długich” dystansów.
- Pierwsze wrażenia po przekroczeniu mety Swiss Peaks 700
- Jak wyglądały pierwsze i ostatnie 24h biegu?
- Kryzysy na trasie
- Rytuały podczas startu
- Żywienie i nawodnienie na trasie
- Rola supportu na trasie
- Odpoczynek w trakcie biegu
- Najtrudniejszy fragment trasy
- Bieg ultra - lekcja pokora i wdzięczności
- Regeneracja po biegu
„To ostatni tak długi bieg w moim wykonaniu i lepszego zakończenia nie mogłem sobie wyobrazić. Wracamy z tarczą!” – napisałeś w swoich social mediach po ukończeniu Swiss Peaks 700 km / 49 000 m+. Ale jako to?! Nic dłuższego już nie wymyślisz? 🙂 a może już wyczerpałeś listę biegów “baaardzo długo dystansowych”?
Krzysztof Buchowicz: W projekcie sportowefanaberie, wspartym przez lokalną firmę stock.polska, były 3 biegi: TOR330, TOR450 i Swisspeaks700. Wszystkie udało się zrealizować, więc czuję wielką satysfakcję i dumę. Udowodniłem sobie, że niemożliwe nie istnieje. Na ten moment nie czuję potrzeby, aby coś więcej sobie udowodnić, dalej będę trenował, bo to lubię i zobaczymy, co przyniesie kolejny rok.
Pierwsze wrażenia po przekroczeniu mety Swiss Peaks 700
Jakie było Twoje pierwsze uczucie po przekroczeniu mety i kiedy dotarło do Ciebie, że naprawdę ukończyłeś bieg i zająłeś 8. miejsce open i 1. w kategorii wiekowej?
Krzysztof Buchowicz: Po przekroczeniu mety poczułem radość i niedowierzanie, że razem z zespołem udało nam się pokonać tego potwora. Jednak dopiero kiedy dotarłem do hotelu i położyłem się w łóżku tak naprawdę dotarło do mnie, że ukończyłem tak długi bieg i zająłem 8. miejsce open. Zajęcie 1. miejsca w mojej kategorii wiekowej było niespodzianką, o której dowiedziałem się w dniu wręczenia medali, kiedy wyczytano moje imię i nazwisko.
Jak wyglądały pierwsze i ostatnie 24h biegu?
Na trasie spędziłeś dokładnie 175 godzin, 3 minuty i 13 sekund. Jak wyglądały pierwsze 24 godziny, a jak ostatnie 24 godziny tego biegu?
Krzysztof Buchowicz: Biegł zaczął się o 20.00, pełen ekscytacji, ale i strachu ruszyłem przed siebie. Noc była pełna niewiadomych, jakim tempem biec i jaką taktykę obrać. Dodatkowo, podążaliśmy nie przetartymi szlakami pełnymi chaszczy i krzaków, dopiero rano wybiegliśmy na wyższe partie gór i ujrzeliśmy piękne widoki odnajdując własne tempo.
Ostatnie 24h – zostało 82 km do mety. Po godzinie spokojnego biegu, gdy do następnej bazy życia zostało 35 km, dołączyłem do młodego Francuza. Nadawał mocne tempo, a ja starałem się dotrzymać mu kroku, aby nie zamarznąć, bo pogoda była naprawdę paskudna – mocny deszcz i silny wiatr. Podczas zbiegów wywinąłem dwa razy orła, na szczęście te upadki nie były groźne. Nad ranem udało nam się dotrzeć do bazy, gdzie przespałem się dwie godziny i ruszyłem dalej. Wydawało się, że meta jest już na wyciągniecie ręki, ale trasa była wymagająca i ostatnie 47 km wydawały się trwać wieczność. Gdy zostało 15 km moim oczom ukazało się jezioro, przy którym znajdowała się meta. Na papierze trasa miała już iść tylko w dół, dlatego gdy zobaczyłem, że jest inaczej – cały czas góra dół – byłem zdziwiony i sfrustrowany. Nawet zadzwoniłem do supportu, aby upewnić się, czy nadal jestem na trasie. Po zakończeniu rozmowy trasa stała się przyjemna i człowiek mógł podziwiać piękne widoki aż do mety.
Kryzysy na trasie
Czy miałeś kryzysy na trasie? Kiedy najbardziej zwątpiłeś – co się wtedy działo w Twojej głowie i co Cię zmotywowało do dalszej walki? No i jak poradziłeś sobie z bolącą nogą? 🙂
Krzysztof Buchowicz: Największy kryzys dopadł mnie na 440 km podczas zbiegania z 3-tysięcznika, kiedy zaczął padać zamarznięty deszcz i wiał lodowaty wiatr. Zanim zdążyłem ubrać przeciwdeszczowe ciuchy już byłem mokry, moją jedyną motywacją w tamtym momencie była chęć przeżycia i nie zamarznięcie u góry. Po dotarciu do schroniska powiedziałem supportowi, że to chyba koniec, wtedy kazali mi wejść do środka, zjeść, przespać się i dopiero wtedy dokończymy tę rozmowę. Po burzy wyszło słońce i ruszyłem dalej.
Drugi kryzys pojawił się już następnego dnia. Okropny ból nogi, który uniemożliwiał zbieganie, co nałożyło się z zepsuciem samochodu supportu. Miałem świadomość, że nie ma kto po mnie przyjechać. Zatrzymałem się na chwilę i wiedziałem już, że znajdę sposób. Zwolniłem i zacząłem testować różne techniki. Tym oto sposobem zbiegałem tyłem aż do bazy życia na 595 km. Tam udałem się do fizjoterapety, który swoimi rękami potrafił robić cuda. To dzięki niemu później już zbiegałem wszędzie, gdzie się dało.
Rytuały podczas startu
Czy masz jakieś swoje drobne rytuały lub nawyki pomagają Ci przetrwać kolejne godziny podczas takich długich i wymagających wyzwań?
Krzysztof Buchowicz: Od początku nie wybiegam w przyszłość – skupiam się jedynie na konkretnym odcinku, który w tym momencie mam pokonać może to być 10 km, a innym razem 30 km.
Żywienie i nawodnienie na trasie
Jak wyglądało Twoje odżywianie i nawadnianie przez cały czas biegu?
Krzysztof Buchowicz: W tak długim biegu nawodnienie jest kluczowe. Moje minimum, z którym nie było dyskusji wyglądało tak 20 km = 0,5 litra izotonik i 0,5 litra carbo.
Wyżywienie początkowo było trochę bardziej problematyczne z powodu mojego nie jedzenia mięsa, dlatego support starał się podjeżdżać, gdzie tylko się dało, aby przygotować mi kanapki z awokado i pomidorem. W późniejszych bazach i schroniskach był już większy wybór i jadłem różne makarony, ziemniaki i warzywa.
Zamiast żeli i batonów znalazłem swój sposób na szybkie i łatwe wchłanianie węglowodanów prostych – ŻELKI, które zawsze miałem pod ręką.
Rola supportu na trasie
Jak dużą rolę Twoim zdaniem odgrywa support podczas takiego biegu? Kto Ciebie wspierał na trasie?
Krzysztof Buchowicz: Moim supportem była żona i córka. Myślę, że bez nich nie udałoby mi się ukończyć tego biegu. Dziewczyny pełniły rolę ogromnego wsparcia mentalnego, ale również fizycznego.
Odpoczynek w trakcie biegu
Jak odpoczywasz w trakcie takiego wyzwania?
Krzysztof Buchowicz: Gdy odczuwam zmęczenie, kładę się na drzemkę od 30 min. do 2h. Staram się tego nie przeciągać, ponieważ z własnego doświadczenia wiem, że im dłużej to trwa, tym ciężej wstać.
Jaki fragment trasy zapadł Ci w pamięć najbardziej? A który fragment był absolutnie najtrudniejszy technicznie / kondycyjnie i dlaczego?
Krzysztof Buchowicz: Najtrudniejsze były fragmenty techniczne składające się z drabinek i łańcuchów podczas ulewy. Najbardziej w pamięci zapadł mi 5-kilometrowy vertical w dół w Verbier, który byłem zmuszony zbiegać tyłem.
Bieg ultra - lekcja pokora i wdzięczności
Napisałeś, że ten bieg był lekcją pokory i wdzięczności”. Dlaczego? Czy był jeden konkretny moment, który to najlepiej symbolizuje?
Krzysztof Buchowicz: Podczas biegu człowiek uświadamia sobie, jak bardzo nie docenia tego, co ma na co dzień – możliwość wyspania się w wygodnym łóżku, ciepły prysznic czy gorący posiłek, dlatego od tamtej pory staram się być bardziej obecny i wdzięczny za małe rzeczy. W górach też zrozumiałem, jak mały jestem przy zjawiskach atmosferycznych.
Regeneracja po biegu
Jak wraca się do normalnego życia po 175 godzinach w górach – czy pierwsze dni były trudniejsze fizycznie, czy mentalnie? Ile czasu się regenerujesz?
Krzysztof Buchowicz: Do normalnego życia wróciłem dość szybko, jednak powrót do pełni sił potrwa kilka tygodni. Już po 8 dniach głowa ciągnie na trening, i człowiek wychodzi chociaż chwilę na rower, aby lepiej się poczuć.